
Reklama.
Wolna i szczęśliwa
Ona kochała wolność. Pracowała ile chciała, spędzała długie wieczory poza domem w gronie przyjaciół kiedy chciała, po pracy wybierała się do kina lub na interesującą wystawę, spontanicznie, bez wcześniejszych planów. Lubiła chadzać własnymi ścieżkami, była szczęśliwa. A jednak w bardzo krótkim czasie jej życie uległo całkowitej zmianie. Weszła w stały związek i urodziła dzieci.
Ona kochała wolność. Pracowała ile chciała, spędzała długie wieczory poza domem w gronie przyjaciół kiedy chciała, po pracy wybierała się do kina lub na interesującą wystawę, spontanicznie, bez wcześniejszych planów. Lubiła chadzać własnymi ścieżkami, była szczęśliwa. A jednak w bardzo krótkim czasie jej życie uległo całkowitej zmianie. Weszła w stały związek i urodziła dzieci.
Zaczęło się tak, jak z reguły zaczynają się tego typu historie. Kamila poznała u znajomych, zaczęli się spotykać, szybko się w sobie zakochali. I szybko na świecie pojawiły się ich dzieci – bliźniaki. Tak po prostu wyszło, ani ona, ani on nigdy tego nie żałowali. Mieli siebie i mieli najwspanialsze dzieci na świecie. Czy można chcieć czegoś więcej?
O tym, co było dalej wiedzą tylko rodzice bliźniaków. Ogromu pracy, wysiłku i koncentracji, jakiej wymaga dwójka niemowlaków po prostu nie da się opisać. Wolność? Potrzeba swobody? Czas dla siebie? Weronika zwyczajnie zapomniała, że takie pojęcia w ogóle istnieją. Pierwszy rok życia jej dzieci wspomina jako nieustanne karmienie, przewijanie, przebieranie – wszystko na dwie ręce. Kamil oczywiście również angażował się w opiekę nad dziećmi, ale to nie zmienia faktu, że większość domowych prac spadła na nią – to on pracował, a ona została w domu z dziećmi.
Powrót do rzeczywistości
Kiedyś widząc zapracowane, zmęczone matki uważała, że po prostu nie poradziłaby sobie w takiej sytuacji. A teraz? Nie miała wyjścia, więc dawała sobie radę. Gdy chłopcy mieli półtora roku, ona wróciła do pracy. Z jednej strony to była wielka ulga. Praca w biurze, przy komputerze była nieopisanie spokojnym zajęciem w porównaniu do zajmowania się bliźniakami. Stres? Nadmierne obciążenie? Presja? Po tym, co przeszła w czasie urlopu macierzyńskiego wyzwania zawodowe wydawały jej się dziecinnie proste. Z drugiej strony jednak powrót do pracy wiązał się dla niej z dodatkowymi obciążeniami.
Kiedyś widząc zapracowane, zmęczone matki uważała, że po prostu nie poradziłaby sobie w takiej sytuacji. A teraz? Nie miała wyjścia, więc dawała sobie radę. Gdy chłopcy mieli półtora roku, ona wróciła do pracy. Z jednej strony to była wielka ulga. Praca w biurze, przy komputerze była nieopisanie spokojnym zajęciem w porównaniu do zajmowania się bliźniakami. Stres? Nadmierne obciążenie? Presja? Po tym, co przeszła w czasie urlopu macierzyńskiego wyzwania zawodowe wydawały jej się dziecinnie proste. Z drugiej strony jednak powrót do pracy wiązał się dla niej z dodatkowymi obciążeniami.
Teraz wstawała wcześnie rano i biegła do pracy, to Kamil zajmował się dziećmi i odstawiał je do żłobka. Ona za to wcześniej od niego kończyła, biegła po dzieci, w domu zajmowała się nimi i gotowała kolację dla całej rodziny. I przekonywała siebie, że jest dobrze. Kochała Kamila, kochała dzieci, czuła się kochana. A jednak coraz silniej czuła również, że czegoś jej w życiu brak. Z wielkim sentymentem wspominała czasy, kiedy była singielką i mogła cieszyć się nieograniczoną swobodą. Czuła smutek gdy myślała o tym, że stała się jedną z tych wiecznie zajętych dziećmi i domem kobiet, których kiedyś nie umiała zrozumieć.
Oczywiście próbowała odnaleźć się w nowej sytuacji. Przecież ludzie po założeniu rodziny robią imponujące kariery, podróżują po całym świecie, realizują swoje pasje. Miała wrażenie, że taki wzorzec widzi wszędzie dookoła siebie i to tylko ją wszystko przerasta. Przy bliźniakach ciężko jej było wybrać się raz w tygodniu na zajęcia do fitness clubu oddalonego o 100 metrów od jej domu, o większych przedsięwzięciach nie było mowy. Czuła, że się dusi.
Może zainteresuje cię także; Lata mijają, a wspólnych planów brak. Czy dotyczy cię syndrom przechodzonego związku?
W poszukiwaniu wolności
A jednak było coś, co dawało jej uspokojenie i koiło ból. Wydawało jej się zupełnie naturalne, że wieczorem, kiedy dzieci już spały, ona i Kamil siadali razem na kanapie i wypijali po lampce wina dla odprężenia. To było naturalne, zresztą wszystkie jej koleżanki tak robiły. Nawet nie wiedziała kiedy wieczorna lampka wina od czasu do czasu stała się lampką codzienną, a potem dwiema lampkami. I nie wie kiedy doszedł do tego drink wypijany po przyprowadzeniu dzieci do domu ze żłobka, wypijany podczas przygotowywania rodzinnej kolacji. Przecież każdy z tych elementów, każda szklaneczka whiskey, każda lampka wina to były nic nie znaczące drobiazgi.
A jednak było coś, co dawało jej uspokojenie i koiło ból. Wydawało jej się zupełnie naturalne, że wieczorem, kiedy dzieci już spały, ona i Kamil siadali razem na kanapie i wypijali po lampce wina dla odprężenia. To było naturalne, zresztą wszystkie jej koleżanki tak robiły. Nawet nie wiedziała kiedy wieczorna lampka wina od czasu do czasu stała się lampką codzienną, a potem dwiema lampkami. I nie wie kiedy doszedł do tego drink wypijany po przyprowadzeniu dzieci do domu ze żłobka, wypijany podczas przygotowywania rodzinnej kolacji. Przecież każdy z tych elementów, każda szklaneczka whiskey, każda lampka wina to były nic nie znaczące drobiazgi.
Tylko jeden drink...
A jednak poczuła, że coś jest nie tak, zanim zorientował się ktoś inny. Kiedy zobaczyła, że po kosztownej whiskey, którą Kamil dostał w prezencie po kilku dniach od otwarcia została pusta butelka, zrobiło jej się głupio. Odkupiła alkohol i uzupełniła butelkę tak, by Kamil się nie zorientował. I od razu kupiła drugą, tańszą. Ale nie odłożyła jej do braku, tylko schowała do szafki ze swoimi osobistymi rzeczami. I nalewała sobie porcję, gdy nikt nie widział.
A jednak poczuła, że coś jest nie tak, zanim zorientował się ktoś inny. Kiedy zobaczyła, że po kosztownej whiskey, którą Kamil dostał w prezencie po kilku dniach od otwarcia została pusta butelka, zrobiło jej się głupio. Odkupiła alkohol i uzupełniła butelkę tak, by Kamil się nie zorientował. I od razu kupiła drugą, tańszą. Ale nie odłożyła jej do braku, tylko schowała do szafki ze swoimi osobistymi rzeczami. I nalewała sobie porcję, gdy nikt nie widział.
Oczywiście Weronika była zbyt inteligentną osobą by nie zorientować się, że takie picie alkoholu w tajemnicy jest niebezpieczne. Ale nie widziała innego wyjścia. Jak inaczej po całym dniu pracy miała gotować, bawić się z dziećmi, rozmawiać z Kamilem? Jednym słowem, jak inaczej mogła być na pełnych obrotach kiedy już naprawdę nie miała na to siły? Musiała jakoś zabić zmęczenie.
Początkowo nie miała wyrzutów sumienia. Ten drink wypijany w tajemnicy dawał jej tę odrobinę wolności i swobody, które utraciła wraz z pojawieniem się dzieci na świecie. W końcu miała coś własnego, jakąś maleńką przestrzeń, na której robiła co chciała. I nie umiała z tego zrezygnować.
A nawet jeśli miała problem alkoholowy to co z tego? Dzięki potajemnie wypijanym drinkom (a tych było coraz więcej) nie była przynajmniej sfrustrowana i wiecznie zmęczona. Być może alkohol był złem, ale uważała go za mniejsze zło niż życie na trzeźwo. Do czasu.
Któregoś dnia po pracy jak zwykle odebrała chłopców ze żłobka, wróciła z nimi do domu, wstawiła makaron na kolację i zrobiła sobie drinka. Nie wie, co było potem. Z głębokiego snu wyrwał ją płacz dzieci. Gdy się obudziła, czuła straszny smród spalenizny, a płaczące dzieci szarpały ją za rękaw. Zerwała się z kanapy i pobiegła do kuchni. Okazało się, że zostawiła na rozgrzanym palniku pusty garnek i zasnęła. Była wstrząśnięta i bała się nawet pomyśleć o tym, jaką tragedią cała sprawa mogła się skończyć.
Postanowiła natychmiast skończyć z piciem. Myślała, że wystarczy jak co dzień wrócić do domu z dziećmi i nie nalać sobie drinka. Szybko zorientowała się jednak, że to było naiwne myślenie, po prostu nie umiała funkcjonować bez potajemnie wypijanych drinków. Ale wiedziała, że musi przestać pić. Dla siebie, dla dzieci, dla Kamila. To, co dawało jej złudzenie wolności całkowicie ją zniewoliło. Spotkania AA? Nie, wiedziała, że się nie przełamie, nie pójdzie na takie. „Jestem Weronika, jestem alkoholiczką…” – nie, nie umiałaby. Nie miała też odwagi porozmawiać o problemie z Kamilem. Ale nie chciała i nie umiała radzić sobie z problemem sama, dlatego wybrała się na wizytę do psychoterapeuty. Wierzyła, że to pomoże jej przynajmniej poszukać drogi do rozwiązania problemu.