Jeden dzień z życia w korpo. Pracownicy są jak zombie, wabi ich pan kanapka, a pobudza mail – "słodycze w kuchni"
www.gburrek.pl
23 września 2015, 10:42·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 23 września 2015, 10:42
Siedziałam w pracy ze słuchawkami na uszach i klikając w klawiaturę słuchałam jednocześnie ścieżki dźwiękowej do „The Walking Dead”. Naokoło mnie korporacyjne życie toczyło się codziennym rytmem. Ktoś wychodził z kuchni z kubkiem kawy, ktoś przeciągał się na ergonomicznym krześle patrząc tęsknym wzrokiem w stronę okna, większość nieruchomo siedziała przed monitorami.
Reklama.
Gdyby spojrzeć na nas z poziomu sufitu, można by zobaczyć zbiór kropek równomiernie rozparcelowanych pomiędzy identyczne boksy. W moich uszach nadal rozbrzmiewała muzyka z „Żywych trupów” i wtedy mnie olśniło. Apokalipsa zombie to my.
Kto nie oglądał nigdy „The Walking Dead” może myśleć, tak jak ja kiedyś myślałam, że musi być to strasznie głupi, a nade wszystko obrzydliwy serial. Idea oglądania zgniłych, na wpół zjedzonych ciał dokonujących globalnej inwazji może brzmieć niedorzecznie, ale w rzeczywistości jest tylko punktem wyjścia do ukazania złożoności ludzkich zachowań w ekstremalnej sytuacji. Warto przełamać się i obejrzeć ten amerykański hit, a jeśli dodatkowo nie są ci obce realia pracy w dużej firmie, dostrzeżesz w nim … podobieństwa między światem zombie i pracowników korporacji. Właśnie tak.
Korpo szczur korpo szczurowi wilkiem, a zombie zombie zombie Brzmi skomplikowanie? Śpieszę z wyjaśnieniami. Zombie nie żyją z sensem. One chcą się tylko najeść. Jesteśmy w tej kwestii niebezpiecznie do siebie podobni. Kiedy Pan Kanapka się spóźnia, nerwowo patrzę w stronę drzwi. Dopóki nie przyjedzie, nie potrafię skupić się na pracy. W końcu znowu nie zdążyłam nic przełknąć przed wyjściem z domu i teraz burczy mi w brzuchu tak, że słychać w konferencyjnej. Kiedy, ku mej uciesze, w końcu przychodzi, ale okazuje się, że nie ma w ofercie mojej ulubionej kanapki z szynką parmeńską, tracę resztki optymizmu tak potrzebnego do codziennej komunikacji z klientem. Optymizm jest potrzebny, zwłaszcza w korporacji, a już szczególnie, kiedy, tak jak ja, siedzisz daleko od okna.
Zombie bez ząbi jest niegroźne W jednej ze scen serialu widzimy Michonne prowadzącą na łańcuchu zombie niewolników pozbawionych szczęki. Zombie bez zębów jest zupełnie nieszkodliwe. Osoba doświadczona w kontaktach z żywymi trupami wie o tym i potrafi doskonale zarządzać nimi tak, by działały w jej interesie (w przypadku naszej bohaterki odciągając uwagę wroga). Podobnie bywa z pracownikiem.
Ten, który narządu mowy używa zbyt często i do tego w sytuacjach niepożądanych może być kłopotliwy (kto pyta, ten blądzi). W przypadku korporacji rozwiązanie nie musi być jednak równie brutalne, co w serialu. Problematycznej jednostce wystarczy przydzielenie pracy na słuchawce, przy której potok słów nie tylko stanie się niegroźny, ale przyczyni się do wypełnienia miesięcznego targetu. W pozostałych sytuacjach, milczenie jest złotem. Żeby płaczu nie było potem.
Hałas
Zombie wędrują grupami. Jeśli chcesz zwabić je w jedno miejsce, wystarczy użyć prostego triku, hałasu. Rzuć kamieniem, a w jego kierunku ruszy horda żywych trupów. W korporacji takim trikiem jest email. Konkretnie, email zatytułowany „sweets in the kitchen” czyli „ciasteczka w kuchni”. Przyjęło się, że jeśli ktoś wrócił właśnie z wakacji, ma urodziny, imieniny, albo jego dziecko nauczyło się liczyć do pięciu (każda okazja jest dobra), przynosi słodycze dla współpracowników. Dostajesz wiadomość „sweets in the kitchen” i lecisz! Jeśli nie zdążysz, ominie cię słodyczek i cały dzień do niczego.
Zombiaki są powolne W czołówce serialu możemy dostrzec ich posuwiste, ślimacze ruchy, kiedy przemierzają pole zboża. Są powolne. Ich moc nie polega jednak na prędkości, one idą w masę. Kiedy każde atakuje z innej strony, nawet zwinny bohater ma trudności z umknięciem ich ponadgryzanym kończynom. Teraz spójrz na drogę z Mordoru (warszawskie zagłębie korporacji) na przystanek autobusowy. Co widzisz? Ja widzę ledwo powłóczące nogami tłumy powolnie zmierzające w jednym kierunku. Wszyscy o twarzy głodnego zombie ocierają się o siebie i chociaż mało żwawi, stanowią tak zbitą grupę, że prawie niemożliwym jest ich wyprzedzić. Następnie, wsiadają do autobusu i jadą nieruchomo aż do momentu, w którym rozlega się sygnał otwierających się drzwi (hałas, patrz punkt wyżej), wtedy wszystkie ruszają do wyjścia.
Wrażliwym punktem zombie jest mózg Znasz powiedzenie „wszystko jest w głowie”? Znaczy tyle, że sposób, w jaki postrzegamy rzeczy wpływa na naszą jakość życia. Ładnie ujęte, prawda? To w przypadku ludzi. W przypadku zombie „wszystko jest w głowie” należy brać takim, jakie jest, dosłownie. Żywy trup staje się nim wskutek zmian, jakie zachodzą w mózgu i tylko poprzez uszkodzenie tego narządu może zostać raz na zawsze zniszczony i przestać być potworem. Brzmi strasznie, na czym polega podobieństwo do pracownika korporacji? W jego przypadku również najczęściej tylko mocne tąpnięcie i przebudzenie świadomości jest w stanie wybudzić go z wegetacji. Ilu znasz ludzi niezadowolonych z tego, jak wygląda ich korpo życie, ale z wygody celowo niezadających sobie pytań o to, co dalej? No właśnie, wszystko jest w głowie tylko trzeba chcieć to uruchomić.
W „The Walking Dead” wciąż nie rozwiązano problemu plagi zombie. Na szczęście, my jesteśmy ich lepszą, rokującą wersją. W naszym przypadku nawet jedna, niezainfekowana, szara komórka może okazać się szansą. Warto ją wykorzystać. Jeśli nie chcesz zrobić tego dla siebie, zrób to dla twoich bliskich. Prędzej czy później wciągniesz ich do swojego świata i zarazisz. Pesymizmem.
Na koniec, wisienka na torcie. Nie wierzysz w podobieństwo serialowych potworów i pracowników korporacji? Przyjrzyj się tym drugim w poniedziałek przed poranną kawą.