– "Kasia!" – zwraca się mała Hania do towarzyszącej jej młodej kobiety. To nasz pierwszy dzień w przedszkolu, w szatni kłębią się tłumy nieco niepewnych siebie dzieci i zdenerwowanych rodziców. – "Zobacz mamo, ta dziewczynka przyszła z opiekunką" – mówi "szeptem" moja córka. – "To nie jest opiekunka to moja mama" – prostestuje, prawie ze łzami w oczach, dziewczynka. Jej mama uśmiecha się. – "Nasze dzieci mówią do nas po imieniu" – wyjaśnia spokojnie.
Wieczorem moja dziecko przypomina sobie tę sytuację. –"Dlaczego Hania mówi do mamy Kasiu?" – pada pytanie. – "Bo tak się z mamą umówiły" – tłumaczę. – "Ale dlaczego?"
No właśnie. Dlaczego w niektórych rodzinach dzieci zwracają się do rodziców po imieniu? Czy to dobrze, czy źle, a może zupełnie bez wpływu na relacje między nimi?
Wyobraźcie sobie taką scenę: Centrum handlowe, tłum ludzi, zagubiony siedmiolatek woła rodziców: "mama", "tata". Odwraca się mnóstwo osób, jest jeszcze większy "bałagan". Poszukiwanie nie przynosi skutku. Chwilę później, ten sam siedmiolatek zaczyna nawoływać "Basia!" "Paweł!". Rodzice odnajdują się szybko, dziecko jest szczęśliwe. Bo imię to w tym wypadku lepszy znak rozpoznawczy. Dlaczego zatem moment, w którym dziecko zaczyna mówić do rodziców po imieniu ma raczej negatywną konotację i symbolizuje raczej niechęć do identyfikowania się z tą dwójką ludzi jako naszymi rodzicami? Ba, dla przedstawicieli starszych pokoleń takie zachowanie to wręcz brak szacunku! A cytując moją znajomą: "To trochę tak, jak para, która nagle przestaje mówić do siebie pieszczotliwymi zdrobnieniami."
Beata rozwiodła się po trzydziestce i została sama z dwójką dzieci. Była zawsze osobą bardzo aktywną i dynamiczną, a słowo "mama" kojarzyło jej się ze stateczną matroną pilnie strzegącą domowego ogniska. Po rozwodzie poprosiła, by jej nastoletnie córki mówiły do niej po imieniu. Po pierwsze dlatego, że lepiej odzwierciedlało to ówczesne relacje między nią, a jej dziećmi (bardziej "koleżeńskie" niż "rodzic – dziecko"). Po drugie dlatego, że gdy zaczęła wieczorem wychodzić ze starszą córką, tak czuła się młodziej i swobodniej. Teraz, kiedy jest na emeryturze woli słowo „mama”. Gani córki, kiedy się zapomną.
Jakie są inne przyczyny dla których rodzice decydują się zaproponować dzieciom takie rozwiązanie? Zwrot "Jolu" zamiast "mamo" to jedna z metod na utrwalenie zasady równości między rodzicami a dziećmi, jeśli taki model wychowawczy wybrali rodzice. W innych przypadkach decydują powody osobiste (np. rodzic wychowuje dziecko samotnie lub nie chce konfrontować się ze skojarzeniami z własnym, nieudanym dzieciństwem). Jeszcze inni mają problem z przejęciem roli rodzica i wybierają "mówienie po imieniu" żeby "odczarować" swoje rodzicielstwo. Nie czują się pewnie w roli mamy czy taty, ale są doskonali i pewni siebie jako Katarzyna, Marta czy Piotrek.
Z reguły to rodzice narzucają tę zmianę. Ale czasem inicjatywa może wyjść od drugiej strony. Kiedy dzieci są małe, przychodzi moment, w którym zauważają, że wszyscy inni zwracają się do nich inaczej niż "mama" i "tata". Maluchy nie potrzebują wiele czasu na zidentyfikowanie "tych" osób jako swoich rodziców i powrót do wcześniej używanej nomenklatury. Nastolatek wybierze ten sposób zwracania się do rodziców jako rodzaj manifestacji, oddalenia się od rodzica, wyzwolenia się spod jego autorytetu, z chęci pokazania, że jest odrebną, niezależną jednostką. Trywializując w ten sposób rolę rodzica odrzuca jego wpływ na siebie i związek między sobą a nim.
Po ukończeniu 18 roku życia, wraz ze stopniowym uniezależnianiem się od rodziców, wyprowadzką z domu, pierwszymi zarobionymi pieniędzmi, takie "semantyczne" oddalanie się wydaje się czymś dużo bardziej naturalnym. Przestajesz mówić "mama" bo nie jesteś już dzieckiem. Wielu dorosłych ma problem z powiedzeniem do rodziców "mamusiu", czy tatusiu ponieważ wydaje im się to śmieszne. Inni z kolei, zachowują te słowa na "wyjątkowe" okazje.
Więc jak właściwie zwracać się do rodziców? Wydaje się, że to jedna z tych bardzo indywidualnych kwestii, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Osobiste doświadczenia i relacje między członkami rodziny są tu kluczowym czynnikiem. Na pewno ważne, żeby decyzja podjęta została za obopólną zgodą – dzieci i rodziców.