„Jesteś nierobem. Zawsze wiedziałem, że moja żona będzie nikim". Jak kasa w związku daje władzę
Redakcja MamaDu
·5 minut czytania
Publikacja artykułu:
Kiedy postanowiłam napisać tekst o przemocy finansowej w związku, moi znajomi mówili: „Boże, pierwszy raz mówimy otwarcie o kasie". Choć o pieniądze się kłócimy, prawie nigdy nie rozmawiamy ze sobą o tym, co jest prawdziwą przyczyną konfliktu. Często chodzi o władzę, poczucie kontroli, wpływ. Czasem zwykła walka, gdzie obie strony mają równe szanse, zamienia się po prostu w przemoc.
Reklama.
Katarzyna na jednym z forum dla matek napisała: „Od dwóch tygodni nie mamy prądu. Mąż – kolejny raz – nie zapłacił rachunku. Wróciliśmy do domu późnym wieczorem, w mieszkaniu nie było nawet świeczek. Dzieci dostały histerii. „Możesz zapłacić?" poprosiłam rano. „Sama zapłać" oznajmił on. Tłumaczenia: „Przecież ja płacę kredyt, ty rachunki za mieszkanie. Nie mam już pieniędzy" nie działają. To jego kolejny szantaż. Ma pieniądze, więc ma nade mną władzę."
Pod postem Katarzyny zawrzało. „Ale jak to dzieci żyją bez prądu? Co z lodówką?Jedzeniem?" „Czy ty wiesz, co wy w ten sposób pokazujecie dzieciom?"
Marta zawsze około 25 każdego miesiąca obdzwania koleżanki: „Mogłabyś mi pożyczyć 200 zł, oddam za kilka dni". Czasem dzwoni wcześniej: „Sebastian znów się obraził, powiedział, że nie da mi żadnych pieniędzy. Nie mam za co kupić jedzenia dla Marleny" słyszą jej przyjaciółki.
Katarzyna pracuje na uczelni. Zarabia miesięcznie 3 tysiące. Jej mąż dwa razy tyle.
Marta: od kiedy urodziła córkę (dziś Marlena ma 3 lata) nie zarabia. „Nie chcę, żebyś pracowała. Chcę, żebyś zajęła się naszą córką. Zapewnię ci wszystko" mówił jej mąż kiedyś.
Początek
Katarzyna: Kiedy poznałam Pawła, byliśmy oboje przed trzydziestką, miałam już córkę z poprzedniego związku. Oddzielne konta były dla mnie czymś naturalnym. Nie rozmawialiśmy o tym. Poza tym myślałam: cenię swoją niezależność, przynajmniej nie będę się musiała z niczego tłumaczyć.
Marta: Byłam asystentką w dużej firmie. Sebastian pracował dorywczo. Sponsorowałam kino, knajpy, czasem wyjazdy. Nie miałam z tym z problemu. On nie wierzył w siebie. Popychałam go, mówiłam, że jest zdolny i wspaniały. Dzięki mojemu przyjacielowi dostał pierwszą pracę, w oddziale w banku. Szybko zaczął robić karierę.
Ustalenia
Katarzyna: Kiedy zaszłam w ciążę, Paweł deklarował: „Muszę kupić nam samochód". Albo: „Mam teraz żonę, muszę o nią dbać". Jednak kończyło się na mówieniu. Planował wydatki, potem okazywało się, że nie może wydać na nas, bo musi spłacać długi. Karty kredytowe, raty. Wciąż przychodziły nowe wezwania. W efekcie w dziewiątym miesiącu sama kupowałam wózek, łóżeczko, ubranka dla dziecka. Wtedy jeszcze pieniądze nie były narzędziem manipulacji. Żartowałam, że prowadzi księgowość kreatywną. Byłam skrupulatna. Gdy nasz syn miał rok ustaliliśmy: każde z nas daje do domowego budżetu 3 tysiące. Oddawałam 100 proc pensji. On połowę„Pożyczysz mi 100 zł na fryzjera?" prosiłam potem.
Marta: Ustalenie było takie: mieszkamy w domu moich rodziców. Ja zajmuje się córką, domem, ogrodem, psami i kotem, którego bardzo chciał mieć. „Marzę o domu" powtarzał. Pracował dużo i dobrze zarabiał. „Wszystko jest nasze" mówił.
Konflikty
Katarzyna: Stoję w sklepie i zastanawiam się czy mogę kupić córce sukienkę z sieciówki. Mam 200 zł na swoim koncie. Dzwonię do Pawła. „Wyślesz mi potem kasę za tę sukienkę?". „Ale po co jej sukienka?", „Idzie na imieniny do przyjaciółki, marzy o niej" tłumaczę. „Niech idzie ubrana w coś innego". I to mówił facet, który w swojej szafie miał tylko firmowe rzeczy, i nigdy nie potrafił sobie niczego odmówić.
W końcu proszę: „Nie wkładajmy tyle samo kasy, bo to niesprawiedliwe". Ja będę płacić za kredyt (rata 1300), ty rachunki. Resztą będziemy się dzielić". „Ok" usłyszałam. Zaczęło być jeszcze gorzej. Wciąż odbierałam ze skrzynki pisma z upomnieniami. „Dlaczego nie zapłaciłeś?" „Zapłaciłem, widocznie nie doszło", „Nie wiem, jak to się stało". Raz poprosiłam: „zapłać kredyt, za miesiąc ci oddam". Po tygodniu zaczęli do mnie dzwonić z windykacji.
Czułam, że oszaleję. On w tygodniu pracował w Warszawie. W weekend robił zakupy. Miał pojechać po najpotrzebniejsze produkty. Wracał z milionem niepotrzebnych rzeczy: sokami bez których spokojnie mogliśmy żyć, serami, oliwkami. Potem miał argument: co się czepiasz, wydałem na zakupy dla was 700 zł.
Marta: „Moja gospodarna żona" mówił o mnie, kiedy organizowałam kolacje dla jego licznych znajomych z pracy. Podziwiali nasze wnętrze, lasagne, sałatki i ciasta, które upiekłam. „Kocham cię taką jaką jesteś" mówił. Kiedy się kłóciliśmy zaczynał krzyczeć: „Jesteś nierobem", „Zawsze wiedziałem, że moja żona będzie nikim", „To jaki jest plan na twoje życie?". „Ok, Marlena pójdzie do przedszkola, wrócę do pracy" stwierdzałam. „Oszalałaś?! Nie chcę, żeby moje dziecko siedziało z opiekunką" mówił potem.
Poprosiłam, żeby na moje konto przelewał mi 2 tysiące. „Ale dlaczego aż dwa tysiące?! Kto ma tyle na życie?". Sam zarabiał ponad 10 tysięcy. Jednocześnie nigdy nie żałował na Marlenę. Miała najnowsze zabawki, ubrania. Spełniał każdą jej zachciankę. „Rozpuszczasz ją, niepotrzebnie" mówiłam. „A co, zazdrościsz, bo sama nic nie możesz jej dać?" odgryzał się.
Władza
Katarzyna: Żadne rozmowy nie przynosiły skutku. „Dlaczego nie płacisz rachunków?” pytałam. „A dlaczego masz taki ton? Odechciewa mi się z tobą rozmawiać, kiedy masz taki ton” odwracał kota ogonem. Firmowe ciuchy, najnowsze gadżety: iPhone, mac. „Pracuje w dużej firmie, muszę jakoś wyglądać" tłumaczył. On wyglądał, jak chodziłam w starych sukienkach i zniszczonych butach, bo pieniądze wydawałam na to, żeby dom dobrze funkcjonował.
Nagle zdałam sobie sprawę – on miał i kasę i władzę. Kiedy się ze mną nie kłócił, jeszcze jakoś to działało. Po awanturze – obrażał się, nie robił zakupów. Przez dwa tygodnie lodówka była pusta. „Mamo, mogę kanapkę?" prosiła córka. Pożyczałam od rodziców, bo był akurat koniec miesiąca, kupiłam najpotrzebniejsze produkty i trzymałam je w swojej szafce. Albo na balkonie. Zaczęłam z nim walczyć, jak on ze mną. Ale trwało to najwyżej kilka dni. „Mam dzieci, muszę być odpowiedzialna" mówiłam sobie. Za prąd też w końcu zapłaciłam.
Rozwód? Mamy wspólny kredyt, mieszkanie, nie dam sobie finansowo rady bez niego. I dzieci za nim szaleją. Jest dobrym ojcem.
Marta: „Ale jak to wydałaś 700 zł przez tydzień" krzyczy on. „A paliwo, bo mieszkamy pod miastem? A kolacja dla znajomych? A przedszkole Marleny. Wiesz, ile kosztuje życie?". Ale on nie wie, ile kosztuje życie. Rozlicza mnie z każdej rzeczy, a potem mówi, że kocha. Jestem zmęczona. Szukam pracy. Tylko, że co z tego? Taka walka o pieniądze zabija zaufanie. I szacunek. Bo przecież ja ogarnęłam mu cały świat, żeby on mógł realizować się zawodowo.
Mąż Katarzyny: Wieczne pretensje, fochy, Nie mam nawet siły na negocjacje. Gdyby się zmieniła, byłbym inny. Czy to moja wina, że mamy inne podejście do pieniędzy?
Mąż Marty: Kaśka, niech ona nie marudzi tylko idzie do pracy. A jak chce siedzieć z dzieckiem, niech będzie zadowolona. Inne kobiety mają gorzej.
Od autorki:
Tak, znam niepracujące kobiety, którym mężowie nie wypominają braku pieniędzy. Znam ludzi, którzy mają oddzielne konta i to nie jest dla nich problem. Jak również takich, którzy konto mają wspólne.
Ale według badań 70 proc. polskich par kłóci się o pieniądze. I wiele z nas ma do partnera żal o to, jak zarządza kasą, jakie są jego finansowe priorytety lub po prostu ile wkłada w domowy budżet. Jesteśmy w większości sfrustrowani naszą sytuacją finansową (tylko co dwudziesty z nas jest zadowolony z tego, co ma).
Według psychologów w kłótniach o finanse tak naprawdę chodzi o władzę, kontrolę, poczucie wpływu. Nasz problem polega na tym, że wciąż się wstydzimy się o tym otwarcie rozmawiać.
Albo mówić, innym bliskim osobom, że doznajemy w związku finansowej przemocy.