- Dopiero od kiedy mam Marysię wiem, czym jest tęsknota - mówi Martyna Wojciechowska. O podróżowaniu, fotografowaniu, zdobywaniu szczytów i towarzystwie córki w podróży rozmawiamy z dziennikarką i podróżniczką, redaktor naczelną magazynu "National Geographic".
Michał Dobrołowicz: Słyszałem, że pani córka, Marysia nie lubi podróżować tak bardzo jak pani.
Martyna Wojciechowska:Na niektóre tematy ma nieco inne poglądy niż mama. Po pierwsze, nie jest za bardzo zainteresowana dalekimi podróżami. Na razie jeździmy po Polsce, sporo czasu spędzamy w górach. Cieszę się, że zaraziłam ją tą pasją. I gdzieś może w przyszłości pomyślimy o tym, aby razem podróżować.
Co śmieszniejsze, kilkakrotnie próbowałam zabrać ją na nagrania do telewizji, wydawało mi się, że dla dziecka to będzie atrakcja, ciekawe przeżycie. Marysia powiedziała mi po prostu: "Mamo, chodzenie do telewizji to nuda". Najlepiej więc, żeby sama znalazła swoją drogę (śmiech). Co jednak najważniejsze, Marysia jest bardzo ciekawa świata i dużo o tym świecie rozmawiamy. Mój program "Kobieta na krańcu świata" jest dla nas tematem do niekończących się opowieści.
Ale ponoć Pani córka zaliczyła pierwszy sukces podróżniczy, gdy była jeszcze w wieku płodowym?
Tak, to prawda. Kiedy byłam w trzecim miesiącu ciąży zdobyłam Elbrus w moim projekcie Korona Ziemi. Mogę powiedzieć, że moje dziecko, w jakimś sensie, jest unikalne w skali świata, ponieważ w wieku minus 6 miesięcy była już na szczycie (śmiech). Mam jednak nadzieję, że pewnego dnia pójdziemy razem na tę górę, już ramię w ramię, i zupełnie świadomie ją zdobędziemy. To, co mnie szczególnie wzrusza to fakt, że moja córka już w wieku niespełna 5 lat zadebiutowała w "National Geographic" — wykonując rysunki do naszych książek": "Zwierzaki świata" i "Dzieciaki świata". To właśnie te książki dostały nagrodę za projekt książkowy w Stanach Zjednoczonych, w Waszyngtonie, w ramach National Geographic Society. To się nazywa start! (śmiech)
Jak radziła sobie pani z tęsknotą za dzieckiem w czasie wyjazdów i podróży, gdy Marysia była młodsza?
Kiedyś radziłam sobie z tym lepiej niż teraz. W ogóle przed urodzeniem dziecka chyba nie znałam tego uczucia. Dopiero od kiedy mam Marysię wiem, czym jest tęsknota. Teraz, kiedy moja córka ma 6 lat, własne zainteresowania i chodzi do szkoły, nie garnę się do wyjazdów tak, jak np. 8 lat temu, kiedy spędzałam w podróży długie miesiące. Plan zdjęciowy programu “Kobieta na krańcu świata” trwa tydzień, maksymalnie dwa. Gdy wyjeżdżam dzwonię codziennie. Chociaż zdarza się, że Maryśka ma “ważniejsze” rzeczy na głowie, np. organizuje ślub przyjaciółki i nie ma akurat czasu rozmawiać ze stęsknioną matką (śmiech). Na szczęście jesteśmy ze sobą bardzo blisko, dużo rozmawiamy, zawsze długo dyskutujemy przed moimi podróżami, dokąd jadę, gdzie ten kraj leży na mapie, co będę tam robiła. Marysia wie wszystko i ogląda każdy odcinek programu.
A może udało się zarazić Marysię miłością do motoryzacji?
Na motorze już razem jeździmy, choć wcale nie marzę, żeby poszła w moje motoryzacyjne ślady! Lubi jeździć samochodem, rozróżnia prawie wszystkie modele aut, ale co dzień woli chyba pociągi, bo kojarzą jej się z naszymi wspólnymi wyjazdami do Szczyrku, chodzeniem po górach i nartami.
Na pani profilu na Facebooku obejrzeć można wiele pani zdjęć, także rodzinnych, z Marysią. Fotografia to pani pasja? Część zawodu?
Kiedy 8 lat temu przestępowałam próg redakcji "National Geographic" wydawało mi się, że potrafię robić zdjęcia (śmiech). Mówię to z uśmiechem, ponieważ biegałam z aparatem po świecie i przywoziłam wiele uwiecznionych przez siebie obrazów. Ale im częściej mam kontakt z wybitnymi fotografami i z fotografią na najwyższym światowym poziomie, tym mniej mam śmiałości, aby powiedzieć, że robię dobre zdjęcia. Dzisiaj właściwie każdy czuje się fotografem, wrzucamy mnóstwo zdjęć do internetu i sądzimy, że jesteśmy fotografami. Moim zdaniem wspaniale, że to robimy, bo na koniec i tak widz decyduje, czy dane zdjęcie mu się podoba czy nie. Pamiętajmy jednak, że wspaniali fotografowie, których ja mam szczęście spotkać w swojej pracy, to są ludzie szalenie wrażliwi i skromni, którzy pokazują obrazy niespotykane. Do tego trzeba mieć po prostu wielki talent, poparty wielką pracą.
Niedawno obchodziła Pani urodziny. Urodzinowy tort widać na zdjęciu. Po zdobyciu Korony Ziemi i innych sukcesach zawodowych i prywatnych, czego jeszcze można Pani życzyć?
(śmiech) Z okazji moich urodzin... ojej, jak to brzmi! (śmiech) Można mi życzyć chyba tyle samo zapału, ile mam teraz, do tego, aby redagować magazyn "National Geographic Polska", do tego, żeby zwiedzać i poznawać świat. Bo mam niesłabnącą ciekawość i chęć poznania wszystkiego dookoła. Z wiekiem w ogóle mi to nie przechodzi, jest wręcz odwrotnie. Chyba jestem w najlepszym momencie mojego życia i niech tak zostanie.