Jennifer Lawrence w filmie "Zgiń kochanie", fot. Kimberly French
Jennifer Lawrence w filmie "Zgiń kochanie", fot. Kimberly French

"Zgiń kochanie", z Jennifer Lawrence w roli głównej, pokazuje, jak naprawdę wygląda depresja oraz jakie piętno odciska na całej rodzinie. To studium rozpadu zdrowia psychicznego, osobowości, ale też związku. Nie ma tu subtelności, nie ma tabu, są za to krew, pot i łzy. Dosłownie.

REKLAMA

Depresja poporodowa to nie jest jakiś tam smuteczek, krótkotrwały spadek nastroju czy oswojony w popkulturze, chętnie przywoływany przez celebrytki, niewinny "baby blues". Nie. To dojmująca pustka, samotność nie do zniesienia oraz całkowity brak poczucia sensu, który codziennie stawia przed nami pytanie: po co to dalej znosić?

Wspomniane uczucia, skumulowane, są nie do udźwignięcia. Wiem, bo sama byłam w tym miejscu i ledwo się z tej otchłani wykaraskałam. Tak się składa, że mam silny instynkt samozachowawczy i zawsze ostatecznie proszę o pomoc. Tym razem zajęło mi to trzy miesiące. Dla jednych – tylko, dla mnie – aż. Bo to były najdłuższe, najczarniejsze trzy miesiące w moim życiu.

Dlatego gdy oglądałam dokładnie te same emocje podczas seansu filmu "Zgiń kochanie" Lynne Ramsay, miałam ciarki. I myślę, że podobnie jak ja, wiele kobiet odnajdzie się w doświadczeniu Grace (Jennifer Lawrence). I że nie będzie to dla nich łatwy seans. Bo po raz pierwszy kino opowiada o depresji w sposób prawdziwy pokazując ból, również fizyczny, z którym się ona wiążę, i niemoc, jaką ze sobą niesie.

W filmie jesteśmy z Grace cały czas, podglądając ją niemal bezwstydnie. Towarzyszymy jej, gdy z samotności, tkwiąc w rutynie codzienności z dzieckiem, zamknięta w czterech ścianach, stopniowo traci zmysły. Gdy nienawiść do siebie przelewa na swoje ciało, otoczenie, bliskich. Gdy się miota. Jesteśmy z nią w momentach apatii i gwałtownego pobudzenia. Oraz wtedy, gdy dramatycznie chce naprawić swój rozpadający się na naszych oczach związek.

Lawrence świetnie oddaje na ekranie złożoność sprzecznych emocji, jakie targają jej bohaterką. Są one obecne w jej spojrzeniu, ale też w ciele. Scena z łazienką, w której Grace - uwaga, spoiler! - zrozpaczona i zdesperowana zdziera paznokciami tapetę, zostanie ze mną na zawsze. Podobnie jak udręka, przerażenie i cierpienie w oczach jej męża, Jacksona (Robert Pattinson). Bo depresja poporodowa, pamiętajmy, nie dotyczy wyłącznie kobiety. Uderza bowiem we wszystkich, którym na niej zależy. Ich też wyniszcza.

Pattinson przekonująco odgrywa ból, jaki odczuwa mężczyzna, patrząc na ukochaną kobietę, matkę swojego dziecka, która pogrąża się w szaleństwie, a której on nie może pomóc. I tylko wciąż nowe pudełka p*ezerwatyw w samochodzie świadczą o tym, że swój stres wyładowuje inaczej i gdzie indziej. Ale to tylko chwilowa ulga. Bo potem wraca do domu, który miał być azylem, piękną i bezpieczną przystanią, a staje się horrorem. Dla Grace jest zaś więzieniem.

Klaustrofobia bycia z dzieckiem, tak doskonale znana świeżo upieczonym matkom, została fenomenalnie uchwycona i oddana przez reżyserkę "Zgiń kochanie". Taki "dzień świstaka" ciągnący się w nieskończoność, naprawdę może doprowadzić do szaleństwa. Stąd też teściowa Grace, Pam (Sissy Spacek), w pewnym momencie mówi: W pierwszym roku wszystkie [matki] szaleją. To przejdzie.

Ale "to" może nie przejść samo. Mnie nie przeszło – potrzebne było wsparcie terapeutyczne i farmakologiczne. Nic nie wskazuje też na to, by miało przejść Grace. A jednak wszyscy wyczekują, żeby było już po wszystkim. Żeby było "normalnie", tak jak dawniej. Tylko że nie jest. I, prawdę mówiąc, nie będzie. Bo macierzyństwo zmienia kobietę, depresja poporodowa - także.

"Zgiń kochanie" nie daje łatwych rozwiązań. Nie pokazuje, co zrobić, żeby się "naprawić", a na koniec [znowu spoiler] nie oferuje zgnębionemu widzowi happy endu. Za to pozwala nam, kobietom, matkom, które doświadczyły depresji poporodowej, przejrzeć się w doświadczeniach Grace jak w lustrze. I poczuć to kojące: "ona ma tak jak ja". A to czasem bardzo pomaga. Bo depresja – każda, nie tylko poporodowa alienuje. Dlatego warto się przekonać, że nie jesteś sama.