
Zdarza mi się stać w kolejce w sklepie i zerkać na to, co mają w koszykach inni rodzice. Jogurciki, soki, płatki śniadaniowe, niby wszystko "dla dzieci". Kolorowe opakowania, uśmiechnięte zwierzaki, napisy "bez konserwantów" i "z witaminami". I za każdym razem myślę to samo: jak łatwo dać się nabrać. Bo niektóre z tych produktów wyglądają niewinnie, a w środku kryją rzeczy, których nie chciałabym podać swojemu dziecku.
Oto trzy z nich.
1. Jogurty owocowe i dziecięce desery
Z zewnątrz pastelowe, z bohaterami bajek, a w środku – więcej cukru niż w lodach. Często są to nie jogurty, a desery, do których dodano cukierki albo niby musli z kawałkami czekolady. Rodzice myślą, że dziecko zjada coś wartościowego, bo to nabiał, ale ilość cukru całkowicie niweluje tę wartość. Do tego syrop glukozowo-fruktozowy, aromaty, barwniki i owoce w minimalnej ilości. Warto zamiast tego zmiksować naturalny jogurt z bananem czy malinami – wtedy wiesz, co naprawdę trafia do brzuszka dziecka.
2. Soki w kartonikach z napisem "100 proc. owoców"
To jeden z największych marketingowych trików. "100 proc. soku" nie znaczy "100 proc. zdrowia". Taki sok to wciąż cukier – naturalny, ale cukier. Szklanka soku pomarańczowego może mieć tyle samo kalorii co cola. A jeśli dziecko popija sok przez cały dzień, jego szkliwo zębów nie ma szans się zregenerować. Pediatrzy mówią jasno: dzieci powinny pić wodę, a owoce jeść w całości – razem z błonnikiem, który spowalnia wchłanianie cukru.
3. Bagietka czosnkowa ze sklepu
Niby zwykły dodatek do obiadu albo przekąska na szybką kolację, a w środku – tłuszcz, sól i puste kalorie, wcześniej głęboko mrożone. Dzieci uwielbiają ją chrupać, rodzice patrzą na nią jak na coś "normalnego", bo w końcu to pieczywo. Ale waga i sól w połączeniu z tłuszczem sprawiają, że to produkt daleki od zdrowego. Lepiej wybrać pełnoziarnisty chleb, własny hummus, warzywa – i wcale nie trzeba rezygnować z chrupania.
Nie chodzi o to, by popadać w paranoję i liczyć każdy gram cukru. Ale warto czytać etykiety, zanim uwierzymy opakowaniu. Kolorowe pudełka i napisy "dla dzieci" to często tylko marketing – a nasze dzieci zasługują na coś lepszego niż ładny nadruk i obietnicę "bez konserwantów".
Czasem najmniej podejrzane produkty potrafią być najbardziej zwodnicze. I może właśnie od nich warto zacząć małą rewolucję w domowej kuchni.
