O złym stanie polskiej psychiatrii powiedziano i napisano już wiele. O tym, że potrzebuje reformy także. Ale jest światełko w tunelu, a nawet (docelowo) 300 światełek. Gdzie ich wypatrywać?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Z Katarzyną Szczerbowską, rzeczniczką prasową Biura Pilotażu Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego, rozmawiam o Centrach Zdrowia Psychicznego i o tym, czego potrzebuje człowiek doświadczający kryzysu psychicznego, a także jego rodzina – bo gdy zderzamy się z kryzysem, wsparcia wymaga i ona.
Karolina Stępniewska: Niedawno media społecznościowe zalały posty o nowo otwartym Centrum Zdrowia Psychicznego w jednej z warszawskich dzielnic. Co takiego wyjątkowego jest w centrach? Niektórzy mówią wręcz o rewolucji!
Katarzyna Szczerbowska: Najważniejsze jest to, że zmieniają sposób myślenia o osobie, która doświadcza kryzysu psychicznego. Dawniej obowiązywało przeświadczenie, że człowieka, który doświadczał głębokiego załamania, trzeba izolować i leczyć w specjalnych warunkach. Celem było opanowanie sytuacji tak, żeby poprowadzić go do stabilnego stanu. Na objawach skupiano się też w poradniach zdrowia psychicznego.
A w Centrach Zdrowia Psychicznego chodzi o to, żeby, jeśli tylko jest to możliwe, pacjent został w swoim otoczeniu, a także, żeby pomoc była oparta na wzmacnianiu zarówno jego, jak i jego sieci wsparcia. Oddział to dobre rozwiązanie, gdy inne formy wsparcia są niewystarczające. Poza tym, gdy to na szpitalu opierała się pomoc, lekarze byli zmuszeni dłużej hospitalizować człowieka w obawie o to, co z nim będzie, gdy zostanie wypisany. Trafiało się w próżnię, na nieprzygotowany grunt.
A dzięki Centrom jest inaczej?
Psychiatria środowiskowa widzi nie tylko objawy, ale też człowieka z całym jego kontekstem. Lekarze rozumieją, że w kryzysie pomocne są leki, ale też ważne jest to, z kim ta osoba mieszka, jak sobie poradzi w okresie rehabilitacji po kryzysie, kto wtedy będzie przy niej. To lekarz jest odpowiedzialny za leczenie pacjenta, ale potrzebuje też pomocy innych osób, żeby wesprzeć go w zdrowieniu i trwaniu w zdrowiu.
To jest praca zespołowa, w której ważną rolę do odegrania może mieć też psycholog, terapeuta, asystent zdrowienia, terapeuta środowiskowy, trener pracy, prawnik, dietetyk, pracownik opieki społecznej. Każdemu na różnych etapach rozprawiania się z kryzysem i jego konsekwencjami może być potrzebna inna pomoc. W świadectwach osób, którym udało się odbudować się na nowo, bardzo często pojawia się jako kluczowa postać, osoba, która w nich uwierzyła. To może być sąsiad, ksiądz, brat, kolega z pracy. Ktoś, kto powiedział: "Wiem, że ci się uda".
Proces zdrowienia zaczyna się od obudzenia wiary w siebie?
Mike Slyde, słynny psycholog kliniczny zajmujący się zagadnieniem wychodzenia z kryzysu, napisał kiedyś: "Zdrowienie to coś, nad czym się pracuje, do czego się dąży i czego doświadcza osoba cierpiąca na załamanie zdrowia psychicznego. Ważna jest jej wiara w wyzdrowienie, motywacja do niego, wkładanie trudu w przekraczanie swoich granic. Nie jest to coś, co usługi zdrowia psychicznego mogą 'zrobić' osobie zdrowiejącej. Wkład personelu psychiatrycznego i terapeutycznego to wspieranie osoby zdrowiejącej w jej podróży ku zdrowiu".
Kiedy masz kryzys, załamanie zdrowia psychicznego czy po prostu gorszy czas, jest ci dużo łatwiej, jeśli masz sieć, która cię łapie, żebyś nie wpadła w otchłań, wyciąga z niej, kiedy w nią wpadniesz. Wtedy łatwiej sięgnąć po swoją siłę, uwierzyć w siebie. Ważne jest wzięcie udziału w swoim zdrowieniu, skorzystanie z pomocy, przekraczanie swoich granic. W psychiatrii środowiskowej, na której opiera się idea centrów, chodzi o to, żeby pomóc człowiekowi mieć taką sieć, budować ją, dotrzeć do swoich zasobów, odzyskać poczucie sprawczości. Tak, żeby ten człowiek mógł chodzić do pracy, szkoły, żeby miał przyjaciół, mógł robić coś wspólnie z innymi ludźmi.
O to chyba najtrudniej?
Osoby, które doświadczają kryzysów psychicznych, to najbardziej wykluczona grupa społeczna. W psychiatrii środowiskowej chodzi o to, żeby rozprawić się z tym społecznym odrzuceniem. Nie dzielić świata na my i oni. Kryzys jest cierpieniem, ale dodatkowym cierpieniem jest odrzucenie, jakiego przy okazji się doświadcza. Odrzucenie przez znajomych, tak zwanych przyjaciół, często też przez partnera. Przy osobach, które mają długie ciężkie kryzysy, zwykle zostają tylko rodzice, a i to nie zawsze.
Potem, po szpitalu, ukrywa się doświadczenie kryzysu, żeby nie budzić niezrozumienia, litości, lęku. Warto mieć świadomość, że nawet jeśli czasowo kryzys zamienia kogoś w zalękniony kłębek nerwów, dręczony przez halucynacje, to jest to nadal przede wszystkim ten człowiek, którego znaliśmy z tego, że bardzo lubił śmiać się, gotować i był całkiem niezłym studentem, nauczycielem, kumplem.
Centra, zgodnie z ideą psychiatrii środowiskowej, mają współpracować z organizacjami, które mogą wesprzeć je w prowadzeniu pacjenta do zdrowia – opieką społeczną, urzędami pracy, domami kultury, a nawet z władzami lokalnymi, na przykład po to, żeby tworzyć mieszkania chronione czy opracować kampanie edukacyjne. Służące między innymi temu, żeby uświadamiać, kiedy warto szukać wsparcia.
Wielu ludzi boi się psychiatry, diagnozy, leków.
Podstawą powstania psychiatrii jest głęboki humanizm. Narodziła się, kiedy lekarze postanowili zdjąć z ulic ludzi cierpiących przez objawy, które uniemożliwiały im zadbanie o siebie. Tak powstały pierwsze azyle leczenia. Na początku lekarze mieli mało metod pomagania. Stosowano kąpiele w lodowatej wodzie, hipnozę, psychoanalizę. Pierwsze leki antypsychotyczne opracowano dopiero w 1954 roku, wtedy też zaczęto stosować węglan litu. Pozwoliło to pomóc wielu ludziom, którzy byli skazani na izolację w szpitalach, opuścić je. Medycyna wciąż się rozwija, powstają nowe leki, nowością jest podawanie ich w zastrzykach, co chroni przed nawrotami.
W Polsce mamy wielu świetnych lekarzy. Poza tym warto wiedzieć, że obowiązuje u nas zasada, żeby leków dawać jak najmniej, obniżać dawki, kiedy to jest możliwe. W Stanach Zjednoczonych, chociażby, wygląda to nieco inaczej, leki są reklamowane w telewizji, bierze się ich znacznie więcej. Leki pomagają się wyciszyć, zasnąć, zwęzić spektrum odczuwania emocji tak, żeby nie odczuwać ich w sposób niszczący. Daniel Fisher, amerykański psychiatra, który w młodości doświadczył psychoz, mówi, że są jak smar na kierownicę, kiedy ona się blokuje, ale to od ciebie zależy, jak szybko pojedziesz i w którą stronę. Pomagają wyjść z trudnych stanów.
Psychiatra to lekarz, z którym się współpracuje. Ważne, żeby mówić mu, jak się czujemy po lekach, rozmawiać z nim o tym, jak mogą działać i jeśli dzieje się coś, co nas niepokoi, mówić mu o tym, żeby miał szansę na dokonanie zmiany w farmakologicznym wsparciu. Myślę, że dzięki leczeniu środowiskowemu psychiatria zatoczyła koło. Kiedyś lekarze zdjęli odrzucone osoby z ulicy, teraz mają narzędzia, żeby im pomagać na tyle, żeby te delikatne osoby były na tyle uzbrojone we wsparcie i edukację, żeby dobrze mogły sobie poradzić.
Jak dostać się do takiego centrum? Obowiązuje rejonizacja?
W Polsce nie ma rejonizacji, pacjent może leczyć się, gdzie chce. Specyfika centrów polega na tym, że pomagają w lokalnej społeczności, ludziom mieszkającym w sąsiedztwie. Każde centrum ma teren swojej odpowiedzialności. Dostaje środki adekwatnie do liczby mieszkańców tego obszaru. Chodzi o to, żeby móc wspierać pacjenta we wszystkich aspektach, jakich może potrzebować, żeby nie było problemu, jeśli zajdzie potrzeba, żeby specjalista przyjechał do domu. Trudno byłoby to dobrze zorganizować, gdyby ten dom był na drugim końcu dużego miasta.
Centra Zdrowia Psychicznego zostały tak pomyślane, żeby były łatwo dostępne. Według rozporządzenia Ministra Zdrowia, które jest podstawą prawną ich istnienia, wystarczy tam przyjść i wejść do środka, żeby dostać pomoc w postaci rozmowy z psychologiem w punkcie zgłoszeniowo-koordynacyjnym. Rozmowa służy temu, żeby określić, jakie są potrzeby człowieka, który się zgłosił po pomoc. Na tej podstawie proponowany jest wstępny plan wsparcia. Jeśli ta osoba potrzebuje pilnej pomocy, musi ją otrzymać nie później niż w ciągu 72 godzin.
A jeśli okaże się, że ta osoba potrzebuje pomocy lekarza psychiatry, to też tak szybko? Terminy wizyt u psychiatry na NFZ są oddalone nawet o 2-3 lata.
Wszystko zależy od tego, gdzie tej pomocy się szuka. Terminy do psychiatry można sprawdzić w wyszukiwarce NFZ – informatorze o terminach leczenia, wpisując rejon i hasło "poradnia zdrowia psychicznego". Do lekarza tej specjalizacji nie potrzeba skierowania. Rozmawiamy 12 listopada, wchodzę właśnie do wyszukiwarki i widzę, że pierwszy wolny termin w Warszawie jest za 8 dni, w Krakowie za 4, w Gdańsku za 14. Zdaję sobie sprawę z tego, że w innych miejscach w Polsce może być dłużej.
Warto jednak mieć świadomość, że kiedy już trafiamy do lekarza psychiatry, wizyty mogą odbywać się co miesiąc, a później co trzy, że leki osobie z ustawionym farmakologicznym wsparciem w razie problemu z zapisaniem się może przepisać lekarz pierwszego kontaktu. Do psychiatry możemy podjechać do sąsiedniego miasta. Ważne, żeby z nim się spotkać, rozmawiać o tym, co się z nami dzieje, bo on może zmienić dawkę, zaproponować inny lek. Na pewno centra poprawiają dostępność do tej pomocy, bo dzięki nim każdy swoje centrum ma w dzielnicy lub powiecie, w którym mieszka, lub będzie miał, jeśli jeszcze na jego terenie nie ruszyło.
W centrum pacjent w przypadku pilnym musi otrzymać konsultację w czasie maksymalnie 72 godzin. Jeśli jest w trudnym stanie nazywanym nagłym, pomoc dostaje natychmiast, bo taką osobę czasami trzeba od razu zabezpieczyć na oddziale ogólnopsychiatrycznym.
W skład Centrum wchodzi właśnie oddział ogólnopsychiatryczny na najtrudniejsze momenty kryzysu, oddział dzienny, na który przychodzi się rano na kilka godzin zajęć terapeutycznych i jest się tam pod opieką psychologów i lekarza, by potem wrócić do domu. Jest też Poradnia Zdrowia Psychicznego, gdzie jest psychiatra, psycholog, terapia oraz zespół leczenia środowiskowego, czyli specjaliści, którzy przyjeżdżają do domu chorego, jeśli ma np. ogromne stany lękowe albo jest niepełnosprawny, nie może wychodzić. Dzięki temu pomoc dociera do ludzi, którzy jej nie mieli od lat albo nigdy.
To cały sztab różnych specjalistów!
Tak. W tym programie chodzi o to, żeby człowiek w kryzysie mógł być znów samodzielny, nieuzależniony od kogoś. Rozumiem, że człowiek w kryzysie może być bardzo obciążający dla całej rodziny, pewną ulgę bliskim daje leczenie w szpitalu, gdzie ktoś inny się tym zajmie. Ale nie da się człowieka naprawić jak samochód. Nie da się oprzeć wszystkiego na psychiatrze.
Dbanie o zdrowie psychiczne opiera się na poznaniu siebie, na wykształceniu dobrych nawyków, umiejętności odpoczywania, poczuciu się bezpiecznie. Teraz o zdrowiu psychicznym myśli się w kontekście relacji, więzi. To ma być tak trochę jak w plemieniu indiańskim: jak ktoś się źle czuje, całe plemię przychodzi i go wspiera. Te centra zdrowia psychicznego są właśnie po to, żeby otoczyć człowieka wsparciem różnych ludzi.
Powstaje ich coraz więcej, ile jest obecnie?
Teraz jest ich 91, a do końca roku ma być 129. Żeby wszyscy mieszkańcy Polski mieli dostęp do takiej pomocy, potrzebnych jest trzysta centrów i one mają powstać do końca 2027 roku.
Te centra są skierowane do dorosłych. Czy jeśli rodzic szuka pomocy dla dziecka, to też ją tam otrzyma?
Na pewno uzyska informację, gdzie tej pomocy szukać, ale pomoc w centrach jest kierowana do dorosłych osób od 18. roku życia, nieuzależnionych od alkoholu ani narkotyków, dlatego że system leczenia uzależnień jest profilowany. Zdarzają się pacjenci z podwójną diagnozą, czyli osoby w kryzysie psychicznym i zarazem uzależnione, ale one wymagają specjalnej pomocy. Żeby ją inicjować, niektóre centra zatrudniają terapeutę uzależnień, choć nie jest to obligatoryjne. Może on pokierować pacjenta na odpowiedni oddział szpitalny albo do ośrodka wspierającego ludzi w takich sytuacjach.
Unia Europejska i WHO, czyli Światowa Organizacja Zdrowia, stawiają nacisk na rozwijanie tak zwanej współpracy międzysektorowej. Polega to na tworzeniu więzi ośrodków ochrony zdrowia psychicznego z przychodniami, poradniami leczenia uzależnień, współpracy centrów dla dorosłych z placówkami dla dzieci.
Bo choruje cała rodzina, a nie tylko jej jeden członek?
Tak. Jak zachoruje mama, trzeba sprawdzić, co się dzieje z jej dzieckiem, zabezpieczyć je w tej sytuacji. Sprawdzić, jak ono reaguje na chorobę mamy, czy ona wcześniej już miała podobne problemy… I odwrotnie, jeśli choruje dziecko, dobrze jest przyjrzeć się rodzinie. Może ona potrzebować psychoedukacji, może tata czy mama musi zostać objęta wsparciem terapeutycznym albo dostać pomoc psychiatry. Zdarza się, że rodzice szukają psychiatry dla dziecka w sytuacjach, w których pomocna byłaby terapia rodzinna albo nawet psychiatra dla rodziców, a nie tego dziecka.
Nowością są asystenci zdrowienia. Na czym polega ich rola?
Na dawaniu inspiracji, nadziei. Mogą pomóc poradzić sobie z lękiem, pokazać drogę wyjścia z kryzysu, bo sami ją przeszli. Asystenci zdrowienia to osoby, które doświadczyły kryzysu i po odpowiednim przeszkoleniu mogą wspierać pacjentów i ich bliskich. Jeśli masz ciężki kryzys, zwłaszcza psychotyczny, taki mocny, kiedy ocierasz się właściwie o śmierć, to nikt tego tak dobrze nie zrozumie, jak ten, kto przez to przeszedł. Taka osoba ma szansę dać ci wiarę w to, że ty sobie też poradzisz. Kiedy cierpisz, doświadczając kryzysu, niezwykle cenne jest zobaczenie kogoś, kto ma to za sobą, przekonanie się, że z tego można wyjść.
Mam za sobą doświadczenie psychozy, więc jeśli widzę kogoś, kto właśnie jej doświadcza, nie czuję lęku, rozumiem, co się dzieje. Człowiek w kryzysie często słyszy rady i polecenia: "Wszystko będzie dobrze", "Nie bój się", "Przecież tak nie jest, jak myślisz". Według mojego doświadczenia ważne, żeby dać tej osobie przestrzeń, wtedy można próbować dobrać do niej klucz. Do każdego jest inny, w pomaganiu człowiekowi w kryzysie bardzo ważne jest indywidualne podejście. Nie ma reguł: masz robić to czy tamto, mówić to czy to. Nie wiadomo nigdy, co na kogo zadziała.
Jeden lubi terapeutyczny ton, dla innego wsparciem jest ktoś w stylu bohatera granego przez Jacka Nicholsona w "Locie nad kukułczym gniazdem" – pomysłowy, kreatywny, z poczuciem humoru, autentyczny, emanujący radością i energią. Taki jest na przykład pan Witek, genialny pielęgniarz na oddziale F5 w Instytucie Psychiatrii i Neurologii. Pacjenci go uwielbiają. Na początku, kiedy kryzys jest głęboki, wystarczy być, przyjść i posiedzieć w ciszy, żeby osoba, której pomagamy, mogła poczuć się bezpieczniej.
Rodziny często są zagubione, gdy ich bliski choruje. W centrach powstają grupy psychoedukacyjne dla rodzin. W progranie są spotkania z psychiatrą, psychologiem, terapeutą, asystentem zdrowienia. To pomaga głębiej i z różnych stron spojrzeć na to, co się dzieje. Ale na te grupy chodzą tylko mamy, czasem żona pacjenta. Rzadko przychodzi mężczyzna.
Jak myślisz, dlaczego tak jest?
Kobiety bardziej się angażują, mają biologicznie mocno wtłoczone, że muszą dbać i walczyć o swoje potomstwo. Statystycznie kobiety częściej zostają przy współmałżonkach doświadczających kryzysu. Ale też nie można tak uogólniać, bo widziałam wielu mężczyzn, którzy są przy swoich żonach. Miłość często sprawia, że mamy tendencję do przychylenia bliskiej osobie nieba.
Nadopiekuńczość i ustępowanie to ogromna pułapka. Utrwala wszystkich w toksycznej sytuacji. Osoba, której usiłujemy tak pomagać, staje się od nas uzależniona, utrwala ją to w bezradności, a dla nas jest bardzo obciążające.
I myślisz, że opieka psychologiczna i psychiatryczna w Polsce naprawdę ma szansę działać dobrze?
Jestem optymistką. Już widzę, że w wielu miejscach działa bardzo dobrze. Myślę, że dużym wyzwaniem dla naszej kultury jest zmiana myślenia o kryzysie psychicznym.
Odrzucanie takich osób dostarcza dodatkowego cierpienia. Doświadcza go człowiek, który został odtrącony, mama, od której dziecka odwrócili się rówieśnicy. Wyzwaniem jest też rozwijanie edukacji w obszarze dbania o zdrowie psychiczne, pomaganie dzieciom stawiać granice, budować poczucie własnej wartości, pewności siebie, uświadamianie, jak ważne jest dbanie o odpoczynek, dietę, rozwijanie swoich pasji.
Świat dzieci jest odbiciem świata dorosłych. Warto zadbać o swój dobrostan, bo nie da się być szczęśliwym dzieckiem nieszczęśliwych rodziców, skonfliktowanych, zapracowanych, szarpanych przez trudne emocje, uzależnionych, przemocowych.
Z ciekawością patrzę na nowe pokolenie, bo widzę, że ci ludzie, którzy się wychowali na social mediach, są dużo bardziej otwarci na siebie nawzajem i że problemy psychiczne dla nich nie są już takim tabu jak dla nas.
Ale też jest im chyba trudniej?
Nowe pokolenie jest bardziej wyczulone na ocenę. Struktura Instagrama czy Facebooka jest taka, że tam wszystko jest bardzo na to nastawione. Daje ci poczucie szczęścia, jeśli jesteś oceniona dobrze.
Na pewno dużym wyzwaniem będzie to, że nasze dzieci coraz mniej wchodzą w relacje z rodzicami, a coraz częściej z telefonem, który trzymają w dłoni, nawet siedząc w wózku. Ciekawe, jak się rozwiniemy jako ludzkość. Potrzebna jest nam energia innych ludzi, ich mózgi, ciepło, przytulenie, kontakt z drugim człowiekiem. Tego telefon, komputer, nawet nagrzewający się robot, nie zastąpi.
Katarzyna Szczerbowska, rzeczniczka prasowa Biura Pilotażu Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego.