"Brak oznak infekcji. Bardzo dobre samopoczucie. A lekarz mówi Ci, że to poważna choroba zagrażająca życiu Twojego dziecka!" - na swoim profilu na Facebooku mama Bartka opublikowała ich historię ku przestrodze. - Byłam zupełnie nieświadoma ryzyka. Bartek czuł się świetnie. Jeszcze w poniedziałek wykłócał się ze mną o pojechanie na skatepark na rowerze. Był zły, bo przecież ma tylko jakieś głupie plamki. Dobrze, że nie uległam!!! - powiedziała w rozmowie z Mama:Du.
Jej uwagę przykuły liczne siniaki na kończynach dziecka, jednak tłumaczyła je sobie tym, że chłopiec jest bardzo aktywny, biega, skacze i jeździ na rowerze. Kto na jego miejscu nie byłby cały poobcierany? W końcu jest jeszcze lato, pogoda sprzyja aktywności na świeżym powietrzu, a ta – przeróżnym urazom. Jednak tych siniaków u Bartka było wyjątkowo dużo. A do tego pojawiały się liczne czerwone, drobniutkie wybroczyny i wciąż ich przybywało. Przypominały nieco wysypkę alergiczną, jednak to nie było uczulenie.
Intuicja podpowiadała matce, że trzeba to pokazać lekarzowi. W szpitalu przeżyła szok, gdy usłyszała diagnozę: małopłytkowość immunologiczna. Jak to? Przecież dziecko dobrze się czuje, nie ma objawów infekcji. Lekarz jednak powiedział, że to choroba zagrażająca życiu dziecka. Podczas przyjęcia poziom płytek krwi znajdował się na poziomie 9 tysięcy, kolejnego dnia już tylko 7 tysięcy. Podczas gdy normą jest 150-450 tysięcy!
Bartuś przyjechał do szpitala praktycznie w ostatniej chwili. Lekarze stwierdzili, że gdyby w tym momencie uderzył się w głowę, mógłby dostać wylewu krwi do mózgu. „Zmroziło mnie, bo tydzień temu uderzył czołem w parapet, a guz urósł bardzo duży” - pisze mama chłopca.
Małopłytkowość oznacza zmniejszenie liczby płytek poniżej 150 tysięcy. Jest to choroba autoimmunizacyjna, w przebiegu której organizm wytwarza przeciwciała przeciw własnym płytkom. Są one niszczone, a ich tworzenie w szpiku kostnym jest utrudnione. Objawia się to wybroczynami na skórze, szczególnie kończyn, krwawienia z błon śluzowych jamy ustnej i nosa, u kobiet obfitymi miesiączkami, czasem także krwawieniem z przewodu pokarmowego i krwawieniem śródmózgowym. Najczęściej dotyka ludzi po 40. roku życia, ale zdarza się i u dzieci.
Są dwie odmiany tej choroby – pierwotna, której przyczyny nie są poznane, i wtórna. Do rozwoju tej drugiej doprowadzić może szereg czynników, m.in. stosowane leki, jak antybiotyki czy NLP, szczepionki, szczególnie przeciwko śwince, odrze i różyczce, zakażenie HIV, czy zapalenie wątroby typu C, infekcja Helicobacter pylori, inne choroby autoimmunizacyjne, jak np. toczeń. Małopłytkowość u Bartka spowodowały powikłania po mononukleozie, którą przeszedł bezobjawowo. Odpowiedzialny za nią jest wirus EBV (Epstein-Barr).
Niestety w wielu przypadkach małopłytkowość może nie dawać żadnych objawów. Ale jeśli zauważysz, tak jak mama Bartka, że twoje dziecko za bardzo się siniaczy albo że miewa krwotoki z nosa, powinnaś już być czujna. Jeżeli nastoletnia córka ma bardzo obfite miesiączki, także tego nie bagatelizuj. Morfologia, najprostsze badanie krwi, od razu pokaże, jeśli coś jest nie w porządku.
Często małopłytkowość nie wymaga leczenia. Jeśli poziom płytek krwi wynosi powyżej 30 tysięcy, a pacjent nie ma niepokojących objawów, chorobę można tylko kontrolować, czyli systematycznie robić badania krwi. Pacjenci obciążeni, czyli na przykład ci, którzy przyjmują leki przeciwkrzepliwe, leczeni są jednak już kiedy mają wyższy poziom płytek krwi.
Zwykle podaje się kortykosteroidy przez sześć tygodni – doustnie lub dożylnie. Ma to na celu zabezpieczyć pacjenta przed krwawieniami. Gdy liczba płytek krwi osiągnie poziom 30-50 tysięcy, można przerwać leczenie. U większości pacjentów niestety choroba po pewnym czasie nawraca. Wyjątkiem są dzieci. U najmłodszych pacjentów często (w ponad 50 procentach przypadków) występuje samoistne wyleczenie. Trzymamy więc kciuki za Bartusia!
Czytaj także: https://mamadu.pl/zdrowie/124869,bialaczka-anemia-a-moze-problemy-z-watroba-czyli-kiedy-siniaki-powinny-nas-zaniepokoic