Przyjemnie, gdy grzeją kaloryfery? Pewnie, tyle że narażasz się na gorszy problem niż przemarznięcie
Dawid Wojtowicz
07 lutego 2019, 15:20·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 07 lutego 2019, 15:20
Nastał czas, gdy pogoda już nas tak nie rozpieszcza. Przyszły pierwsze chłody, za oknem temperatura zmusza do noszenia kurtek i czapek, coraz częściej pada deszcz, a zdarza się, że i śnieg. Wszystko to sprawia, że więcej czasu zaczynamy spędzać w pomieszczeniach, gdzie ogrzewa nas przyjemne ciepło płynące z kaloryferów.
Reklama.
Miło? Pewnie, ale niekoniecznie zdrowo. Fakt, że kaloryfery grzeją, niestety często wychodzi bokiem naszemu organizmowi, zwłaszcza gdy przebywamy zbyt długo w ogrzewanych, zamkniętych na cztery spusty domach czy mieszkaniach. W jaki sposób narażamy się na problemy zdrowotne i co konkretnie nam grozi?
Mechanizm jest prosty. Przebywając w pomieszczeniach, gdzie okna są szczelnie pozamykane, a podkręcone przez nas grzejniki intensywnie pracują, stykamy się przez dłuższy czas z suchym powietrzem. A tak się akurat składa, że śluzówka nosa nie przepada zbytnio za takimi ''przytulnymi'' warunkami. Wynika to zasadniczo z dwóch przyczyn.
Po pierwsze, ''domowa aura'' sprawia, że błona wyściełająca przewody nosowe częściej niż zwykle obkurcza się i nadmiernie wysycha. Z czasem daje o sobie znać uczuciem pieczenia, a nawet zaczyna krwawić. Mimo tych niedogodności stara się jednak dalej spełniać swe funkcje ochronne, czyli wyłapywać i ''więzić'' zanieczyszczenia i zarazki.
Po drugie, wzmożone ciepło pochodzące z kaloryferów stanowi źródło rozsiewania wielu alergenów. Przenoszone w powietrzu np. roztocza kurzu domowego zaczynają drażnić śluzówkę nosa. Kto jest uczuleniowcem, pewnie nie raz doświadczył kataru, kichania i łzawienia w nagrzanych pomieszczeniach.
W dłuższym okresie wysuszona i atakowana przez alergeny śluzówka przestaje być barierą ochronną, a wręcz staje się podłożem do rozwoju mikroorganizmów. Te z kolei przedostają się do gardła, a następnie dolnych dróg oddechowych. Dlatego, gdy nos jest w złej kondycji, to rośnie ryzyko pojawienia się groźnych infekcji układu oddechowego, zwłaszcza u dzieci.
Chyba że regularnie go nawilżamy. Służą do tego specjalistyczne preparaty do nawilżania nosa. Do tych naturalnych należą chociażby aerozole tworzone na bazie roztworów bogatej w sole mineralne wody morskiej. W zależności od stężenia zdolnych do osmozy substancji preparaty te dzieli się na izotoniczne i hipertoniczne.
Roztwory izotoniczne pomagają nawilżyć śluzówkę nosa, usunąć z niego śluz oraz wypłukać potencjalnie niebezpieczne mikroorganizmy. Z kolei roztwory hipertoniczne udrażniają nos, odciągając wodę z obrzękniętych tkanek. Pierwsze mają więc bardziej zastosowanie profilaktyczne, a drugie lecznicze.
Oba roztwory można dostać w sprayu, którego zawartość podaje się metodą nebulizacji, czyli w postaci rozpylonej mgiełki, która wnika w głąb nosa i przynosi mu ukojenie. W przypadku sprayów przeznaczonych dla dzieci dozownik powinien być wyposażony w nasadkę, która zapobiegnie włożeniu jego końcówki za głęboko do nosa.
Przy wyborze preparatów dla dzieci należy zwrócić uwagę na trzy rzeczy. Po pierwsze, upewnić się, czy są one w 100 proc. naturalne. Po drugie, zadbać o dobór właściwego stężenia fizjologicznej soli morskiej. A po trzecie, preparaty nie powinny być ani za silne, ani za słabe. Najlepiej nie szukać w sieci na własną rękę, tylko zapytać lekarza lub farmaceutę.