Najgorszy z możliwych scenariuszy dla każdego rodzice spełnił się w tym przypadku 19 stycznia 2017 roku. Bartosz Komajda, tata 3,5-letniego obecnie Juliana opowiada, że nic nie zapowiadało walki, którą obecnie toczy jego rodzina.
Każdy rodzic to wypiera
Julian był zdrowym chłopcem. Jak każdy maluch miał swoje ulubione bajki i zabawki, dlatego gdy któregoś dnia nie chciał jeść, był apatyczny i nic go nie interesowało, rodzice poczuli niepokój. Jego tata wspomina, że 2-letni wtedy chłopiec bardzo dużo pił, ale nie miał gorączki ani innych objawów, które wskazywałyby na infekcję czy zatrucie. Trafił na SOR z podejrzeniem cukrzycy.
Wykonane badania wykazały, że cukry są w normie. Lekarzy zaniepokoił jednak krytycznie niski poziom sodu. – Lekarz rodzinny nie ma możliwości i zaplecza, by wykryć jakieś nieprawidłowości przy takich symptomach. Mieliśmy szczęście w nieszczęściu, że w szpitalu spotkaliśmy onkologa, ponieważ to dopiero on, ze swoją wiedzą i doświadczeniem zaczął coś podejrzewać – wspomina Bartosz Komajda.
Atakuje dzieci Neuroblastoma jest nowotworem złośliwym, który najczęściej atakuje niemowlęta. Około 50% przypadków tej choroby występuje u dzieci poniżej 2. roku życia i niestety, w co drugim przypadku kończy się śmiercią. Nerwiak zarodkowy, bo tak inaczej nazywa się nauroblastomę, ma bardzo zróżnicowane objawy. A to wraz z młodym wiekiem pacjentów dodatkowo utrudnia diagnozowanie.
Ostatnie badanie USG chłopiec miał w wieku 6. miesięcy. To drugie w jego życiu, które wykonano 2-letniemu już Julianowi, przyniosło diagnozę. W jego brzuchu odkryto guza wielkości pomarańczy. To rak w najbardziej zaawansowanym stadium. Z przerzutami do kości i szpiku. – To było jak grom z jasnego nieba. Chyba każdy rodzic wypiera myśl, że może to go dotyczyć. Wszyscy wiemy, że małe dzieci chorują, my sami z żoną wcześniej niejednokrotnie wspieraliśmy zbiórki na leczenie innych. Nagle to stało się i naszą rzeczywistością – mówi tata Juliana.
Brak apetytu i znudzenie okazały się symptomami najgorszego. Dopytuję Bartosza czy wcześniej nie działo się nic, co mogłoby wskazywać, że w małym brzuszku czai się coś bardzo niedobrego. Dopytuję o badania, choroby chłopca. – Julek był okazem zdrowia. Nawet katar był u niego rzadkością. Zgodzę się oczywiście, że bardzo ważne jest informowanie rodziców, podnoszenie świadomości, profilaktyka, ale tak to już działa, że nikt nawet nie chce zastanawiać się nad tym, że jego ukochane dziecko zachoruje.
Leczenie przynosi skutki!
Bartosz z entuzjazmem opowiada, że leczenie syna przebiegało bardzo dobrze i nawet lekarze byli zdziwieni, że to małe ciałko tak dzielnie walczy. Chłopiec poradził sobie z dwiema operacjami i ośmioma cyklami chemioterapii. Przy immunoterapii, która jest leczeniem bardzo intensywnym, coś się zepsuło. U Julka pojawiły się groźne efekty uboczne i zdecydowano o przerwaniu terapii przeciwciałami, które miały stymulować odporność. Z pięciu cykli, przyjął dwa. – Przy neuroblastomie bardzo ważne jest pierwsze leczenie. To rak, który uodparnia się na chemię, uczy się, jak sobie z nią radzić. W tym momencie wszystkie metody dostępne w Polsce i Europie zostały wykorzystane – dodaje Bartosz.