Rak piersi nie dotyczy tylko kobiet powyżej 50. roku  życia.
Rak piersi nie dotyczy tylko kobiet powyżej 50. roku życia. Zrzyt z ekranu/Facebook/White Sugar Brown Sugar by Rachel Garlinghouse
Reklama.
500 tysięcy kobiet umiera z tego powodu
Historia, którą podzieliła się Rachel Garlinghouse pozbawi wiele kobiet złudzeń. Idealnie wkomponowuje się w czas, gdyż październik jest miesiącem świadomości raka piersi. I tu trzeba podkreślić z całą mocą, że rak piersi to najczęściej występujący nowotwór u kobiet na świecie (25%), oraz najczęstsza przyczyna zgonu (14%). Co roku ten rodzaj nowotworu rozpoznaje się u 1,7 mln kobiet, a ponad 500 tysięcy umiera z tego powodu. I choć najczęściej dotyka kobiet po 50. roku życia, to jednak coraz częściej zdarzają się przypadki zachorowań wśród młodych pań, w wieku ok. 40 lat.
"Czy umrę?"
Rachel Garlinghouse

Kilka miesięcy temu uważałam jeszcze, że rak piersi to coś, co może przydarzyć się innym kobietom. Starszym kobietom. Kobietom, które palą. Kobietom, które mają obciążenie dziedziczne. Kobietom, które używają zbyt wielu niekorzystnych kosmetyków. Myliłam się.

Kiedy w kwietniu znalazłam guzek w prawej piersi, szybko umówiłam się na spotkanie z moim ginekologiem. Wcześniej miałam już dwa usunięte guzki z piersi, ale nie miały one cech nowotworowych, więc przypuszczałam, że po raz kolejny jest to fałszywy alarm. Mój lekarz wysłał mnie na ultrasonograf i mammogram i kilka dni później dostałam wiadomość, że jestem zdrowa.

Tydzień później zadzwoniłam jednak do lekarza i powiedziałam, że coś jest nie tak. Guzek wydawał się coraz większy i bolesny. Zachęcono mnie, aby pójść jednak do chirurga piersiowego. Wykonano biopsję. Byłam oczywiście pewna, że moja"gęsta tkanka” jest po prostu problematyczna i po raz kolejny wyniki badań dowiodą, że wszystko jest w porządku.

Dwa tygodnie po biopsji wróciłam do gabinetu lekarskiego. Wszedł do środka lekarz, wymieniliśmy uprzejmości i dowiedziałam się, że mam jednak raka piersi. Pamiętam bardzo niewiele z tego dnia, jedynie przerażające słowa: mastektomia, MRI, chemioterapia i promieniowanie. Wszystko się zmieniło. Nie mogłam jeść. Mój lęk był ogromny. Dbałam o moją czwórkę dzieci na autopilocie. Byłam fizycznie obecna, ale emocjonalnie byłam obojętna albo zamykałam się w łazience i szlochałam. Czy umrę?

Po kilku dniach całkowitej paniki, w niedzielne popołudnie, stanęłam w kuchni, patrząc na podwórko. Mój mąż bawił się z dziećmi, a te piszczały z przejęcia. Czułem się niepotrzebna, jakby wszyscy się ze mną już pożegnali. Potem zdałam sobie sprawę, że to jest zupełnie niepoważne. Byłam żoną, matką, córką, siostrą, przyjaciółką. Miałam cel. I byłabym cholernie głupia, jeśli pozwoliłabym rakowi wygrać.

Intuicja może was uratować
Lekarze zaproponowali Rachel dwie metody leczenia: albo lumpektomię, czyli usunięcie małego pojedynczego guzka i zachowanie gruczołu piersiowego, albo mastektomię, czyli bardziej radykalną operację. Kobieta, dowiedziawszy się, że u młodych kobiet istnieje wysoki wskaźnik nawrotu, zdecydowała się na usunięcie obu piersi.
Rachel Garlinghouse

Choć to, co mi się przydarzyło, jest intymne, a nawet święte i zdecydowanie przerażające, wiem, że mam obowiązek ostrzegania innych kobiet. Mam dla nich niewiarygodnie ważną wiadomość: Jeśli podejrzewasz, że coś nie jest nie tak z piersią, prawdopodobnie jest to prawda. Jeśli poczujesz niepokój i będziesz mieć podejrzenia, wsłuchaj się w siebie. Uważam, że kobiety mają intuicję i powinny reagować. To może nie tylko zmienić ich życie, ale także je uratować.

źródło: Scarry Mommy