Żadna z nich nie spodziewała się, że objawy, podobne do zatrucia pokarmowego, mogą wskazywać na tak groźny stan. Ani Jordan Snelson, ani Serena Kappes nie przypuszczały, że życiu ich i nienarodzonych dzieci, może zagrażać niebezpieczeństwo. Do lekarza zgłosiły się z bólami brzucha, wymiotami i nudnościami.
Była pewna, że to infekcja pasożytnicza. Serena słyszała od lekarzy, że to zwykłe zatrucie. Później, że trzeci trymestr ciąży jest najtrudniejszy i takie objawy są normalne.
Obydwu kobietom zrobiono w końcu badania krwi. Okazało się, że powód dolegliwości wcale nie był tak błahy, jak początkowo mogło się wydawać. Zdiagnozowano syndrom HELLP - odmianę stanu przedrzucawkowego charakteryzującą się wysokim ciśnieniem krwi, hemolizą (niszczeniem czerwonych krwinek), zwiększeniem aktywności enzymów wątrobowych i bardzo niskim poziomem płytek krwi.
Zespół zagrażający życiu matki i dziecka Obie ciąże trzeba było rozwiązać za pomocą cesarskiego cięcia. U Jordan w 29, u Sereny w 32 tygodniu ciąży. Każda z dziewczynek ważyła niespełna 1500 gramów i wymagała intensywnej opieki medycznej. Jednak nie było innego wyjścia, musiały przyjść na świat wcześniej.
Obecnie zarówno mamy, jak i dzieci czują się dobrze. Córka Sereny ma już 8 lat. Kobieta długo nie mogła zdecydować się na drugie dziecko. Aż 6 lat minęło, zanim przezwyciężyła strach. Całą ciążę była pod opieką specjalistów, w razie ryzyka wystąpienia syndromu HELLP. Na pewno nie była to łatwa decyzja.
Bolało jakby ktoś mnie postrzelił, albo wbił nóż między żebra.
Serena Kappes
W 30 tygodniu badania wskazywały na to, że dziecko jest małe. Jednak nie kazano mi się tym martwić. Lekarze monitorowali rozwój. Ciągle miałam nawracające objawy - myślałam, że to zatrucie pokarmowe, które ciągle męczy mój organizm - ale dużo osób mówiło mi, że ostatni trymestr jest najtrudniejszy.