Prawo autorskie: jackf / 123RF Zdjęcie Seryjne
Prawo autorskie: jackf / 123RF Zdjęcie Seryjne

REKLAMA
Chcemy żeby w domu było czysto i pachnąco, to oczywiste. Jednym sprzątanie wychodzi lepiej, inni mają większą tolerancję na bałagan - rzecz gustu i charakteru. Ale gdy na świat przychodzi dziecko, nowy członek domowego gospodarstwa, większość mam stara dbać o czystość otaczającego go świata znacznie bardziej.
Maluch szorujący po podłodze, który każde znalezisko ładuje do buzi, jest skutecznym motywatorem. To czyścimy te podłogi, szyby, lustra, bo przecież wszędzie pełno odcisków jego paluszków. Inny płyn do powierzchni szklanych, inny do umywalek i inny do drewna, a potem…Pachnie czystością! Wiem, bo sama tak robię, ale ostatnio coś mnie tknęło…
Po przeczytaniu wywiadu w Wysokich Obcasach z Ewą Kozioł, autorką książki "EKOnomiczne dziecko" i założycielką bloga zielonyzagonek.pl, dotarły do mnie informacje, którymi do tej pory nie zaprzątałam sobie głowy. Nie, nie jestem „eko świrem”, ani jakąś tam „eko fanką”, ale staram się słuchać, obserwować i z ogromu informacji wyciągać dla siebie to, co dla mnie istotne. A zdrowie moje i mojej rodziny się do tego zalicza.
Jak się okazuje, niektóre substancje chemiczne wcale nie są przebadane. O ile, każdy producent środka czystości sprawdza swój produkt i nawet bada ich wpływ na organizm, to używamy przecież różnych produktów, niejednokrotnie w tym samym czasie. Myjemy podłogę specjalnym do tego środkiem, a za chwilę rozpylamy psikacz by doczyścić drewnianą komodę. Nie ma badań mówiących o tym, jak one ze sobą reagują. Co więcej, na produktach nie ma pełnej listy składników, są tylko te najniebezpieczniejsze.
Więcej szkodliwych związków wdychamy we własnym domu, niż na zewnątrz. Weźmy np. taki benzen, który jest składnikiem wielu detergentów, a może wywoływać senność, zawroty i bóle głowy. Albo taki amoniak, w płynach do czyszczenia okien albo woskach do podłóg, ten może być odpowiedzialny za kaszel, ból gardła. Niekorzystne dla zdrowia substancję wydzielane są przez tworzywa sztuczne, farby, urządzenia elektroniczne, czy meble.
Ewa Kozioł
dla wysokieobcasy.pl

„Są badania, które pokazują, że kobiety pracujące w domu są bardziej zagrożone nowotworami. To ze względu na środki czystości, ale też dlatego, że nasze domy są pełne plastiku, a on ciągle paruje. Boimy się smogu w dużych miastach, więc rzadko otwieramy okna, powinniśmy wietrzyć. Ostatnio informował o tym raport londyńskiego Royal College of Physicians. Według ich szacunków zanieczyszczone powietrze we wnętrzach mogło doprowadzić lub przyczynić się do śmierci 99 tys. Europejczyków w 2012 roku. Nie mamy wielkiego wpływu na to, co się dzieje na świecie, ale na najbliższe otoczenie już tak.

(…)przy pięcioosobowej rodzinie i owczarku podhalańskim miesięcznie na domową chemię wydajemy 40 zł, z kosmetykami - 50 zł. Przeciętną rodzinę środki czyszczące kosztują więcej. Ale co ważniejsze, ludzie do mnie piszą, że przestali mieć problemy z alergią, bólami głowy. Wyrzucając chemię z domu, nic się nie traci, a zyskać można bardzo wiele.”

Prawda jest taka, że coraz więcej czasu spędzamy w zamkniętych, słabo wentylowanych pomieszczeniach, co może wywoływać w organizmie pewne schorzenia, symptomy tzw. „sick building symdrome”, czyli „syndromu chorego budynku”.
kochanezdrowie.blogspot.com

“Najczęstsze symptomy kojarzone z SBS to alergie, astma, podrażnienie oczu, nosa i gardła, zasłabnięcia, bole głowy, zaburzenia układu nerwowego, problemy z oddychaniem. Co ciekawe odczuwane dolegliwości często mijały po opuszczeniu danego obiektu. Wielu z naukowców uważa, że powietrze w pomieszczeniach ma większy wpływ na nasze zdrowie niż zanieczyszczenie w mieście, ze względu na długość przebywania i ciągłe narażenie na kontakt z niebezpiecznymi substancjami.”

Nie twierdzę, że wszystko wyrzucę, zbojkotuję drogerię i sama zacznę wyrabiać proszek, ale… małymi kroczkami postarać się wprowadzać pewne zmiany, a zacznę od roślin. Im więcej w domu naturalnej zieleni, tym lepiej dla naszego zdrowia.