"Płacę, więc wymagam!" - Pacjenci czy Klienci pogotowia? Ratownik medyczny szczerze o ciemnej stronie swojej pracy
List do redakcji
13 października 2015, 12:37·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 13 października 2015, 12:37
Wg mnie, ratownika z 6-letnim stażem, Pacjenci stanowią oddzielny twór. Co ciekawe Pacjentem może być każdy: Ty, On, Ona. Pacjentem może być: Janina z warzywniaka, Krzysztof po zawodówce, inżynier z Hydrobudowy, czy profesor nauk stosowanych.
Pacjentem również można określić stan psychofizyczny, ściśle umiejscowiony w czasie i przestrzeni, z tym że zarówno czas i przestrzeń dla każdego może być zupełnie inna, nieporównywalna, ba czasem nawet niemożliwa do zmierzenia.
Reklama.
Jak zatem określić kim jest Pacjent, czy też przeze mnie nazywany Petent? Hmm, to osoba która wg swojej najdoskonalszej (i co warto zaznaczyć, nieomylnej) wiedzy potrzebuje NATYCHMIAST naszej, tj. Państwowego Ratownictwa Medycznego, pomocy. To osoba, która w ułamku sekundy stwierdza, że każde kolejne sekundy będą decydujące dla jej dalszego życia. Czemu? No cóż, dwa wagony z Wałbrzycha temu kto to zrozumie.
Jakie są potrzeby Pacjenta/Petenta?
Oczywiście zawsze wymaga On natychmiastowej pomocy, na najwyższym możliwym poziomie, udzielanej z maksymalnym profesjonalizmem, zaangażowaniem i estymą. Wymaga wysłuchania i pomocy, również tej niemedycznej.
Co stanowi tak duże wyzwanie? Ktoś kiedyś wymyślił że ludzi należy ratować. Że nie chcemy tracić bliskich, gdy jest szansa ich uratowania, przedłużenia ich życia czy choćby świadczeń w postaci emerytury kochanego dziadka. Tak wymyślono ratownictwo. Żeby system zadziałał, ustalono że część osób będzie w sposób profesjonalny selekcjonować przypadki i odpowiednio do nich wysyłać ZRMy lub przekierowywać do innych ośrodków leczniczych, pozostali będą jeździć i ratować. Tyle teorii.
Nie bardzo chce wypowiadać się w przekroju całego Kraju, dlatego wybacz Czytelniku, ale swoją opowieść będę dalej snuł przez pryzmat swojej piaskownicy… dobrze, swoich dwóch piaskownic.
Baba ze słuchawką „Procedury procedurami, ale prawda musi być po mojej stronie” – tak najprościej można streścić główną filozofię przyświecającą naszym Pacjentom. Mówiąc po ludzku, presja społeczeństwa sprowadziła centra dyspozytorskie do poziomu „baby ze słuchawką” która bardzo często ma odgórny (na piśmie tego nie uświadczysz) przykaz przyjmowania wszystkiego jak leci: „Dzień dobry, Dyspozytor XYZ, poproszę o adres”.
No i leci. Latają ZRMy po miastach i wsiach snują w powietrzu melodię swą „IO-IO-IO”… , bo najważniejsze żeby Pacjent był usatysfakcjonowany, żeby skargi nie złożył i statystyki żeby wyglądały choć z jednej strony kolorowo.
Pacjent, mój chlebodawca
Chyba to ma na myśli statystyczny Petent mówiąc do mnie „płacę na Was, to wymagam!”. To jeden z najbardziej popularnych zwrotów z jakimi się spotykam. Tych kilka słów potrafi w najzimniejszy mróz rozpalić moje serce do czerwoności, zagrzewa do większego doskonalenia się, do bycia bardziej profesjonalnym. Bo jak to właściwie jest, jak wygląda typowa wizyta ZRMu i rozmowa ze statystycznym Pacjentem?
Co tak długo?!
Czy kiedykolwiek Pacjencie drogi zastanawiałeś się ile Ty robisz dla Pogotowia?
Jak ułatwiasz bądź utrudniasz nam pracę? Jak to jest, że gdy dojeżdżam do Ciebie (jestem ratownikiem medycznym-kierowcą) bardzo często pierwsze co słyszę to: Co tak długo?!
Choć przed chwilą mijałem dziesiątki innych potencjalnych Pacjentów w swoich limuzynach, którzy nie zjadą nawet na milimetr z asfaltu torując mi drogę (koniec końców, oni dzisiaj nie wzywają Pogotowia, to po jakiego diabła mieli by nam ustępować drogi), a Ty mówisz to do mnie zza swojej zamkniętej na dwie kłódki i zasuwę bramy.
Jestem, dojechałem do Was, przybyłem ratować. w końcu wytłumaczyłeś Dyspozytorowi że powód wezwania nie jest błahy, więc my w kodzie alarmowym, jak szybko było to możliwe przyjechaliśmy. Szybko plecak, defibrylator, zestaw tlenowy, teczka z dokumentami… wszystko na plecy i już z prędkością światła objuczeni jak wielbłądy pędzimy do Twojej daczy/apartamentu, czy jakkolwiek ten betonowy cud na ziemi sobie nazwałeś. Niepozamykane pieski „on nie gryzie”, pozastawiane korytarze… szkoda gadać.
- Pan idzie! …
- Tylko proszę powiedzieć gdzie?
- Jak gdzie?! Do mamusi!
- Droga Pani jestem tu pierwszy raz, nie wiem w którym pomieszczeniu znajduje się Pacjent
- Ta, jasne, z Wami tak zawsze, przecież ciągle Was wzywam! Prosto..
Na łóżku leży „mamusia”, obok dwie torby przygotowane co najmniej na wyprawę na Mont Everest, po pościeli biega szara kicia Tola, światła tyle co na górniczym przodku.
- Czy można tutaj zapalić światło?
- Można, ale nie działa! Mama chora jest, ratujcie ją!
- Hmm, tak, proszę powiedzieć co się stało – za każdym razem z drżącym gardłem wypowiadam te słowa, bo obuch rzeczywistości potrafi walnąć nadal mocno i nadal bez ostrzeżenia, nawet po 6 latach.
- No jak co?! Chora jest! To ja mam wiedzieć, to Wy jesteście lekarze a nie ja!
- Jasne. Proszę zauważyć że tutaj nie ma lekarza, razem z kolegą jesteśmy ratownikami medycznymi. Poproszę karty wypisowe ze szpitala, inną dokumentację medyczną i dowód osobisty Pacjenta.
- Jak to, bez lekarza?!?! Nie ma dokumentacji, te kartki od pogotowia spaliłam, a karty leczenia są w przychodni.
- Dobrze, co boli?
- Łojezusicku Paaanie, plecy całe
- Od jak dawna?
- Oj będzie już ze dwa tygodnie, a w ogóle to od kilku lat, najmłodsza już nie jestem, a zaczęło się to jak kiedyś razem jeszcze ze świętej pamięci mężem, świeć Panie nad jego duszą, szliśmy po lesie i … - tutaj niestety przerywam tą porywającą opowieść o kluczowym znaczeniu dla udzielenia pomocy.
- Rozumiem, ale proszę powiedzieć co spowodowało że akurat dzisiaj zdecydowała się Pani wezwać Pogotowie, w tym konkretnym dniu. Nie wczoraj na zmianie kolegi, nie jutro jak przybędzie urocza koleżanka, a właśnie dzisiaj, o 23:50.?
- Dzisiaj bolą bardziej – kurtyna, koniec, tada! – pomyślałem
- Teraz? Co na to lekarz powiedział?
- Yyy teraz, no, tak. Jaki lekarz?
- Z przychodni do której jest Pani zapisana.
- Nie byłam
- Dlaczego?
- Panie kolejki, a jak dzwoniłam to powiedział mi mój doktor, że nie przyjdzie i żeby na Pogotowie dzwonić i co mam mówić żebyście przyjechali szybciej!
- Czy ma Pani świadomość, że Pani lekarz ma obowiązek Panią przyjąć, a jeśli Pani stan na to nie pozwala to ma osobiście się do Pani udać, ewentualnie skierować NPL (Nocną Pomoc Lekarską) która działa codziennie po 18:00 i w weekendy całodobowo zarówno miejscowo jak i dojazdowo. Płaci Pani za to co miesiąc i jest to Pani prawo.
- Yyy ale co to ma za znaczenie. Już jesteście to pomóżcie, płacę na Was!
- … czy ma Pani świadomość że Państwowe Ratownictwo Medyczne, które w Polsce już działa od 14 lat (2001rok), to nie pogotowie jak za dawnego ustroju? My nie leczymy na miejscu, nie wypisujemy recept. Jesteśmy powołani i przygotowani do ratowania stanów nagłych, zagrażających życiu. Pani stan, choć wymaga interwencji, nie jest stanem nagłym, wymaga planowego długofalowego leczenia w ramach Pani przychodni, nie zespołu którym przyjechaliśmy.
Zawieźcie mnie do szpitala!
- Na podjeździe ma Pani dwa samochody, jeśli nie działają są taksówki, komunikacja miejska, sąsiedzi czy rodzina. Pogotowie nie jest taksówką która wozi ludzi na żądanie. A jeśli Pani stan zdrowia utrudnia poruszanie się, to znowu Przychodnia ma obowiązek wysłać do Pani tak zwaną kartkę przewozową, czyli taką która przyjedzie, nie od razu, ale zapakuje i zawiezie ze skierowaniem od doktora z rejonu do szpitala na planowe badania…
- Panie, ja się nie znam! Wieźcie mnie.
- Oczywiście mogę Panią zawieźć na SOR ale to niczego nie zmieni. Jeśli tam nie wykryją nic pilnego to zostanie Pani odesłana do domu, celem planowego leczenia w przychodni. Poza tym na SOR może się Pani udać własnym transportem, co już nadmieniłem – wymawiam to ze stoickim spokojem 15 raz dzisiaj.
Ale karetką mnie szybciej obsłużą!
- Nie, nie obsłużą szybciej. Zostanie Pani pobieżnie zbadana, jeśli Pani stan nie będzie wymagał pilnej interwencji, zostanie Pani przekazana na tzw zieloną stronę, gdzie czas oczekiwania wynosi do 7-8godzin.
- To po co Wy w ogóle jesteście?!
- Już Pani to wyjaśniałem
- To ja nie chce żadnej pomocy, strata czasu…
I tak kończy się, niestety niejedna wizyta. Mógłbym od razu odmówić Pacjentowi (oczywiście temu bez zagrożenia życia) transportu w stylu „jedziemy na wycieczkę, bierzemy zestaw przetrwalaczy w reklamówkę, hej ho! przygodo!”, ale postawiłem sobie za punkt honoru że będę uświadamiać ludzi. Skoro Pacjent jest olewany przez: lekarza pierwszego kontaktu, POZ, dyspozytorów, skoro MZ nie prowadzi i nie prowadziło nigdy kampanii informacyjnej, a telewizja kłamie…to chociaż ja spróbuję. Bardzo często powoduje to że czuję się jak Herakles, z co prawda jednym a nie 12 zadaniami, ale i tak pracy mi nie brakuje a i glina za miękka nie jest.
Oczywiście część Pacjentów jest przez nas zabierana na SOR, nie z pobudek medycznych, a z powodu grożenia sądami, pozwami i innymi głupotami. Jaki jest tego efekt? Karetki zajęte, SORy zapchane pod sufit, a Pacjent, ten PRAWDZIWY wymagający pomocy cierpi najbardziej. Chciałoby się powiedzieć: „to Pacjent Pacjentowi zgotował ten los”
Co zatem zrobić? Na wstępie musisz wiedzieć Pacjencie, że my naprawdę nie znaleźliśmy się w tej pracy przypadkowo. Pomimo marnych zarobków i ciągłych problemów komunikacyjnych i systemowych robimy to co robimy, bo chcemy nieść pomoc i to jest nasze powołanie. Możesz nam pomóc, jeśli tylko odrobinę się wysilisz. Pamiętaj proszę o tych kilku prostych rzeczach, które pomogą nam wszystkim.
1. Wzywając Pogotowie podaj prawidłowy (!) adres, podaj szczegóły dojazdu (jeśli jest nietypowy).
2. Nie zmyślaj objawów, tu naprawdę nie pracują idioci.
3. Warto mieć Machacza – to osoba przed bramą/furtką/klatką która wskaże właściwe miejsce gdzie ma podjechać karetka.
4. Przygotuj przed naszym przyjazdem dokumentację medyczną, poczynając od tej najnowszej.
5. Dowód osobisty Pacjenta to jedyny dokument jaki musisz nam przedstawić, zielona karta nie jest już potrzebna (załatwia to EWUŚ).
6. Jeśli nerwy nie pozwalają Ci się opanować...w oczekiwaniu na nasz przyjazd spróbuj sobie poukładać w głowie co się stało.
7. Słuchaj pytań i odpowiadaj tylko na nie.
8. Przyjazd pogotowia i ewentualne zabranie do szpitala ma przebiegać możliwe sprawnie.
9. Twój spokój, opanowanie i odrobina zaufania zapewni komfort wszystkim na miejscu zdarzenia.
10. Jeśli nie wymagasz pomocy pogotowia, ale czujesz się na tyle źle że sam nie możesz udać się do przychodni, zamów wizytę swojego lekarza pierwszego kontaktu lub wizytę NPL. Jeśli jesteś niezadowolony z obsługi, infolinia skarg NFZ czyni cuda.
A wiesz, drogi Pacjencie, co jest najrzadszym zdarzeniem w naszej pracy, ale dającym niesamowity zastrzyk energii? To moment gdy czytasz podziękowanie w gazecie lokalnej na swój temat lub nad ranem przed Twoją stacją wyczekiwania ZRMu widzisz czekającą na Ciebie osobę, którą jakiś czas temu miałeś okazję uratować. Gdy ta osoba mówi „dziękuję bardzo” i na siłę wciska Ci jakąś czekoladę lub inną głupotę. To raptem 2 słowa.
Szacunek? Często słyszymy jak to Straż jest dzielna i niezłomna, Policja bohaterska, a … Pogotowie wykonuje swoją pracę. Ok, niech tak będzie, ale chociaż (drogi Pacjencie) nie utrudniaj nam pracy, pracy którą jeśli będziesz miał okazję obserwować z poziomu noszy bardzo docenisz.