
Na zdjęciu, które ściągnęłam kiedyś z pewnego francuskojęzycznego serwisu czwórka wygiętych smutkiem dzieci stoi w nierównym rzędzie, jak na ścięcie pod bramą garażu, z nosami na kwintę, z tornistrami, z workami na wf. Ani chybi zaraz wyjazd. Szereg skazańców otwiera (albo zamyka) ich matka, wniebowzięta w podskoku, promienna brunetka. Enfin la rentrée! – rzecze podpis (nadpis …), czyli: nareszcie pierwszy września!
Jaka to ulga, kiedy już nikogo nie trzeba upychać od drugiego września wie tylko ta/ten, która/y to ćwiczył(…a).
Jest i rewers.
Plaża zwinięta na koniec lata w skręta, cóż za odrażająca wizja.
Bez lajka.
Silny nadrabia miną i jest bardzo dzielny, nawet zadowolony ze stanu rzeczy i awansu w domowej hierarchii do kategorii, w której od lat są Nowy Człowiek i Erna, tyci pechowiec z rocznika 2009, żeby pójść do szkolnej zerówki musiał do niej pójść w wieku 5 lat, bo jestem wyznawczynią klasy zero.
Będzie, to oczywiste, git.
Zresztą, logistycznie idealnie jest mieć całą trójcę w jednym miejscu …
Mam masę korków mniej w harmonogramie dziennym.
Ten sprzed sześciu zresztą też. Czas szaleje.