Wśród wielu maili od Was, są też te, skierowane bezpośrednio do Jurka. Wśród nich znalazł się także ten - mama Michałka opisała historię swojego synka i to, jak sprzęt zakupiony przez Fundację mu pomógł.
Już od dawna miałam do Ciebie napisać, ale jako mama 4 miesięcznego Michałka z czasem u mnie różnie.Muszę to zrobić bo potrzebuje Twojej pomocy.Chciałabym zrobić prezent Centrum Pediatrii im. Jana Pawła II w Sosnowcu.Spytasz pewnie dlaczego prezent i za co. No więc Kochany Jurku, za to że uratowali mojego syna Michała.W dniu 13 sierpnia 2014 roku urodziłam pięknego małego człowieczka, który na starcie otrzymał 5 punktów w skali Apgar. Miał od samego początku problemy z oddychaniem.Wspierany był przez nCPAP.Dzień który miał się okazać tym najszczęśliwszym w życiu takim był ale nikt się nie spodziewał takich wydarzeń. Po zabiegu cesarskiego cięcia przyszła do mnie lekarka (ze szpitala nr 1 w Sosnowcu bo tam rodziłam), że mały zupełnie nie radzi sobie z oddychaniem i że konieczne będzie przewiezienie go do Centrum Pediatrii w Klimontowie na OIOM. To co wtedy czułam nie jest do opisania. Długo wyczekiwane, kochane, wytęsknione dziecko walczyć musi o życie.Przewieziony do Centrum w bardzo złym stanie w ósmej godzinie życia. Duszności, oddech płytki przyspieszony, głośne stękanie wydechowe.W bardzo krótkim skrócie : Zespół zaburzeń oddychania, nadciśnienie płucne, niewydolność oddechowa i podejrzenie fetopati cukrzycowej. W leczeniu początkowo kontynuowano wsparcie nCPAP, a następnie z powodu narastania niewydolności oddechowej dziecko zaintubowano i prowadzono wentylację mechaniczną. W drugiej dobie przebieg powikłany odmą opłucnową prawo a następnie lewostronną. Drenowano go. Michałka z pod tego całego sprzętu nie było widać. Taki maleńki, biedny, bezbronny.Liczono mu godziny życia i kazano nam się z nim pożegnać. Jak to pożegnać myśleliśmy wtedy z mężem?! Przecież dopiero co się urodził, przecież inaczej miał wyglądać nasz nowy piękny Świat.Pozwolono mi go dotknąć i uwierz mi Jurku było to niesamowite przeżycie. Pogłaskałam go po głowie i nie wiem czy dobry Bóg, wola walki o życie, mały z dnia na dzień małymi kroczkami wychodził z tego.Codziennie przyjeżdżaliśmy z mężem wspierając naszego kochanego bohatera i inne dzieci z jego sali. Dopingowaliśmy go dobrym słowem, modlitwą i tym że przy nim jesteśmy i go kochamy. Lekarze na OIT mają specyficzny rodzaj rozmowy. Nie mówią że będzie dobrze, bo ze względu na stan nie chcieli robić nadziei. Tonę łez wylałam jak nie więcej.Przez trzy tygodnie przywoziłam mu swoje mleko. Każdy dzień był walką. Lekarze dzielnie o niego walczyli.Dzień w którym został przeniesiony z inkubatora do normalnego łóżeczka był jak najpiękniejszy sen, jak marzenie, jak wygrana w Totka, jak coś czego się nigdy nie zapomni. Płakaliśmy z mężem z radości a dzień w którym Pani doktor Aleksandra Kowalczyk oznajmiła że idzie do domu był najpiękniejszym dniem w Naszym życiu.Były uściski, kwiaty, kosze z podziękowaniami ale nadal uważamy z mężem że jest to mało. Nie wiemy jak dziękować za uratowanie życia naszemu kochanemu synkowi.To ludzie z prawdziwego zdarzenia.Wiedzą po co tam są i dlaczego tam są.Doskonali, profesjonalni i pełni wiary o każdego małego pacjenta.
Dziś Michałek ma 18 tydzień i zajada już swoje pierwsze marcheweczki. Jest zdrowym, radosnym dzieckiem. KOCHAMY GO NAJMOCNIEJ NA ŚWIECIE.Jeszcze czekają nas konsultacje kardiologiczna i neurologiczna, ale jak do tej pory wszystko ok i mamy nadzieję że będzie już tak na zawsze. Jureczku życzymy Ci dużo zdrówka a reszta to pikuś.Jesteś człowiekiem który zasługuje na największą pochwałę. Robisz tak dużo i jestem z Tobą od pierwszego finału WOŚP.
Żyj Nam milion lat i jeden dzień dłużej