Czy warto podróżować z dzieckiem?
Agnieszka Wiszowata
19 października 2015, 20:16·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 19 października 2015, 20:16Są rodzice, którzy myśląc o wakacjach, w pierwszej kolejności rezerwują termin u Babci, by podrzucić dziecko. Są też tacy, którzy nie wyobrażają sobie podróży bez pociech. Która droga jest lepsza? Pomyślmy.
Pierwsza grupa rodziców będzie argumentować pozostawienie dziecka wieloma, często także racjonalnymi, powodami takimi jak:
- dzieci trudniej znoszą zmiany klimatu, zmiany pokarmu i wody; podróżowanie mdłościami biegunką nie jest szczególnie miłe, sprawne ani zabawne;
- dzieciom ciężko jest "wysiedzieć" w samochodzie/ samolocie, gdy podróż jest długa, a stewardesy nie mają raczej przeszkolenia pedagogicznego, no cóż...
- z dzieckiem nie da się wyjść wieczorem na romantyczna kolację...a przecież to także element odpoczynku (!) i nam się należy;
- organizacja i planowanie może być utrudnione w towarzystwie dzieci, gównie dlatego, że tym zawsze zdarza się coś nieoczekiwanego ("Mamooo, kupa!" Teraz? Na parkingu/ na autostradzie, podczas odprawy samolotowej/ podczas startu? Naprawdę?);
- dzieci mają swoje potrzeby, np. potrzebę eksplorowania podłogi pod siedzeniami w poczekalni na lotnisku... a nie każdy ma tyle dystansu, by ignorować niezadowolone spojrzenia starszych pań siedzących w okolicy; ale przyjmijmy, że skupiamy się na oczywistych sprawach, takich jak pory spania. Każdy rodzic wie, że wybicie z rytmu może doprowadzić do katastrofy. Tylko jak zmusić dziecko do spania, kiedy tyle się dzieje...?
- no i na koniec - CISZA. Każdy jej czasem potrzebuje. I nie tylko wtedy, gdy dziecko zaśnie, prawda?
Teraz pomyślmy nad zaletami wspólnych podróży. Jeśli mamy trochę cierpliwości i dystansu, to może okazać się, że dziecko wycierające swoimi ubraniami podłogę na lotnisku to w zasadzie żadna tragedia, a problemy żołądkowe zdarzają się każdemu. Romantyczna kolacja to także wino wypite wspólnie w hotelowej wannie tuż po żasnięciu dziecka, a parkingowa kupę już wkrótce zamienimy na dobrą anegdotę.
Gdyby tak z dystansem zastanowić się nad tym, czego doznaje i czego uczy się nasze dziecko, podróżując z nami? O czym ono myśli, co obserwuje i jak postrzega te wszystkie sytuacje, które dla nas są straszne/ trudne/ męczące. Bo być może, tylko BYĆ MOŻE, nasze dziecko, obserwując swoich rodziców podczas wspólnej podróży, myśli sobie tak:
- podróż to nie problem; wystarczy mieć bilety, pieniądze, pilnować walizki i trzymać się razem;
- moja rodzina jest super, bo zawsze trzyma się razem, nawet kiedy ktoś długo siedzi w toalecie i trzeba długo na niego/na nią czekać...;
- jestem bardzo dzielny/a, bo nie boję się latać samolotem ani przechodzić sam/a przez bramki na lotnisku;
- świat jest taki różny... dziwne mają te znaki drogowe, ale tata jakimś sposobem wszystko rozumie...tylko skąd on to wszystko wie?
- jedzenie na świecie różnie smakuje, jadłem parówkę, ale była zupełnie inna niż ta, którą jem w domu...dziwne;
- nie rozumiem nic z tego, co mówią ludzie wkoło mnie, chyba będę się musiał/a nauczyć angielskiego tak jak rodzice, bo oni to chyba rozumieją wszystko.
Mało? To dorzućmy jeszcze wspomnienia i piękne widoki.
Przyznaję, że nam też zdarza się zostawiać naszego pierworodnego u Babci. Niemniej, wygląda na to, że czasem warto się "poświęcić".