Kilka dni temu w telewizji pokazano nagranie, na którym kilkadziesiąt osób śpi na ulicy. To byli uchodźcy, głównie jakieś kobiety z dziećmi. Mój czteroletni syn, widząc fragment wiadomości, z przejęciem rozpoczął rozmowę: Samuel: Mamo, a dlaczego ci ludzie nie żyją? Ja: Żyją kochanie. Tylko śpią na ulicy. Samuel: A dlaczego śpią na ulicy? Ja: Ponieważ uciekli ze swoich domów. W ich kraju, daleko stąd, jest wojna. Samuel (z niedowierzaniem): Ale mamo! Ale dlaczego oni śpią NA ULICY? No właśnie, dalczego?

REKLAMA
Od dłuższego czasu media atakują nas nagraniami i informacjami o uchodźcach. W telewizji pojawiają się obrazy ludzi agresywnych, ale także tych szukających pomocy. Nasze dzieci też to widzą. Pytają, zastanawiają się nad naszymi postawami.
Długo nie chciałam stawać po jakiejkolwiek ze stron - ani za zwolennikami ani za przeciwnikami przyjmowania uchodźców. Temat jest trudny. Nie mamy pomysłów, jak zaopiekować się uchodźcami, jak sobie z nimi poradzić, jak odcedzić agresorów od ludzi w potrzebie? Zwyczajnie nie wiemy jak pogodzić sumienie z dosyć racjonalnym strachem? Jak znaleźć rozwiązanie w sytuacji, gdy chcąc chronić nasze życie, zwyczaje i wierzenia, decydujemy się na śmierć drugiego czlowieka.
Nie chcę nikogo oceniać. Boję się tylko, że fala nienawiści zmiecie wszystko, co dobre, wszystko, co udało się wypracować w społeczeńswie przez lata.
Nasze pokolenie nie pamięta już wojny, ale pamięta opowieści. Ja pamiętam, że w czasach, kiedy to Polacy byli prześladowani i nikt i ch nie chciał. Świat zgodził się na naszą zagładę, ale pojawiali się dobrzy ludzie, którzy nie oceniali, którzy pozwalali żyć. Dzieki nim ja jestem dziś na świecie. Mój pradziadek miał to szczęście, że w czasie, gdy jego przyjaciele trafili do ciężkich obozów pracy, on trafił do gospodarstwa rolnego u poczciwego Niemca. Ten szanował jego życie, pomógł przetrwac wojnę, a potem wrócić do domu, do żony. Mojej prababci.
W tym czasie inni Niemcy wysyłali naszych rodaków na rzeź.
Poznając historię, nie mogliśmy pojąć, jak wielka panowała znieczulica. Domagaliśmy się zadośćuczynienia i wielokrotnych przeprosin za te czyny. Przepraszali nas nie zbrodniarze, ale ich niewienne już dzieci i wnuki. Teraz my, naród przepraszany, rościmy sobie prawo do wysyłania na śmierć uchodźców. Internet aż wrzy od komentarzy pełnych nienawiści, chęci umieszczania ludzi w obozach, w których niegdyś ginęli nasi przodkowie.
Nie mam pretensji o głupotę i brak empatii wśród tzw. zwykłych ludzi. Każdy ma prawo myśleć, jak sobie postanowi, bo buduje swoje przekonania na podstawie wiedzy, jaką posiada i postaw, jakie mu wpojono.
Zadziwiają mnie jednak przedstawiciele kościoła. Dziś usłyszałam w radiu, że Jezus nie przyjąłby uchodźców. Naprawdę? Ten Jezus, który nadstawiał drugi policzek? Ten sam Jezus, który starał się jednoczyć ludzi? Ten, który głosił miłość? Ten, który pozwolil się zabić dla dobra innych?
Ksiądz, który wypowiada takie słowa chyba zapomniał o swojej misji.
Nie twierdzę, że księża muszą nakłaniać do przyjmowania uchodźców. Twierdzę, że powinni szerzyć ideę milości, empatii i pomocy. Może powinni szukać i inspirować do poszukiwania alternatywnych rozwiązań?
Smutno mi, że w obliczu strachu, zamykają się ludzkie glowy.
Smutno mi, że nie wiem, co powiedzieć mojemu czteroletniemu synowi, kiedy słyszy o tym, że ludzie śpią na ulicach, cierpią, a nikt nie ma pomysłu, jak im pomóc.
Ostatecznie jestem zawiedziona ludźmi, generalnie. Znaleźliśmy się ponownie w średniowiecznym sporze o to, w którego boga wierzyć. Ludzie nie wierzą w dobro. Wierzą w siłę. Co gorsza wierzą, że kiedyś jakiś koleś w niebie im to wynagrodzi.
Nie znam boga, nie wiem, co on sobie myśli, ale nie wydaje mi się, żeby był z tego zadowolony.
Jeśli jest zadowolony... niech go szlag!