unsplash.com
REKLAMA
W piątkowy wieczór przybyłam na wyznaczone miejsce. Zamiast przytulnego wystroju wnętrz i stolików z zapalonymi świecami spotkałam się z warszawskim klubem usytuowanym na Nowym Świecie. Otoczenie nie dodawało otuchy, dodatkowo ze stresu zaschło mi w gardle. Wykonując mechaniczne czynności zostawiłam okrycie w szatni i skierowałam się do pierwszej sali wypełnionej mrokiem. Oprócz barmanki, która czyściła zastawę, byłam tam całkiem sama. Poprosiłam o szklankę wody i uzyskałam instrukcję żeby kierować się dalej. Zaczęłam już się zastanawiać czy dobrze zrobiłam, że zadeklarowałam swój udział w speed-datingu, kiedy w drugim pomieszczeniu przywitał mnie przyjazny uśmiech organizatorek. Były to dwie młode kobiety skore do żartu. Po przedstawieniu się otrzymałam plakietkę z własnym imieniem i nadanym numerem identyfikacyjnym. Rozejrzałam się po sali i na białych skórzanych kanapach siedzieli już mężczyźni i kobiety przyozdobieni w ten sam rekwizyt. Reguły gry były proste. Na specjalnie przygotowanym kwestionariuszu należało wpisać imię i numer osoby z którą aktualnie prowadziło się konwersację oraz zaznaczyć czy ma się ochotę na kontynuację znajomości. W przypadku zgodności feromonów organizatorzy udostępniali uczestnikom do siebie numer telefonu i adres e-mail. Poinstruowana zajęłam przeznaczone dla siebie miejsce. To kobiety były w tej uprzywilejowanej sytuacji, że nie musiały co cztery minuty zmieniać usytuowania. Mężczyźni natomiast na dźwięk gonga uprzejmie dziękowali za rozmowę obecnej towarzyszce i po chwili już witali kolejną.
Zadźwięczało w uszach. Wzięłam w dłonie kwestionariusz i byłam gotowa na pierwszą randkę. Niestety nie mogę zaliczyć jej do udanych. Słowo spotkanie w tym przypadku byłoby nadużyciem gdyż pan przygotował sobie autoprezentację i za wszelką cenę chciał ją wyrecytować. Na jedno zadane przeze mnie pytanie: „Jak się czujesz?”. Nie otrzymałam odpowiedzi. Mężczyzna w tempie ekspresowym opowiadał dlaczego się tutaj znalazł, czym się zajmuje i co go pasjonuje. Trudno było mi się przez to przebić i cokolwiek wtrącić. Kiedy uderzono w gong skończył swój monolog. Chyba był z siebie zadowolony, że wyrobił się w czasie z prezentacją. Zastanawiam się tylko na jakiej podstawie wyrabiał sobie zdanie o „rozmówczyni”. Być może oceniał czy jest dobrą słuchaczką. Jeśli tak, to na pewno zaliczyłam. Uśmiechnęłam się sama do siebie i czekałam na kolejną odsłonę. Teraz już wyszło bardziej naturalnie. Wymiana uśmiechów, przyznanie się przed sobą, że delikatny stres daje się we znaki. Dodatkowo znalezienie wspólnego mianownika w postaci zainteresowań kulinarnych. Było miło i przyjemnie co dodało mi otuchy i pozwoliło rozluźnić. Nie sposób jest scharakteryzować każdą rozmowę gdyż w przypadku dwucyfrowej liczby uczestników oraz ograniczonego przedziału czasowego niektóre z nich pamiętam jak przez mgłę. Najlepiej w mojej świadomości zapisały się wspomnienia które wywołały jakieś emocje. Zarówno negatywne jak i pozytywne. Dlatego też na uwagę zasługuje mężczyzna, który mnie wzruszył. Biło od niego ciepło i potrafił okazać zainteresowanie. Na zadane pytanie, dlaczego się tutaj znalazł, spojrzał na mnie i lekko zawstydzony uśmiechnął się. Powiedział, że jeżeli ma być szczery to przywiodła go tu samotność. Jakiś czas temu przyjechał do Warszawy z mniejszej miejscowości. Zawodowo sobie radzi, ale chciałby z kimś dzielić codzienność i brakuje mu bliskości. Podziwiałam jego szczerość i naturalność. Mocno kontrastowała ona z kolejnym uczestnikiem, który przyjął strategię dominatora. Moje pytanie zdegradował uznając, że mając tak mało czasu nie będziemy rozmawiać o błahostkach i rozpoczęło się przesłuchanie. Jego wypytywanie i drążenie pewnych kwestii zniechęcało do dalszej znajomości. Po raz pierwszy z utęsknieniem czekałam na dźwięk gonga.
Po półtorej godziny szybkich randek poczułam zmęczenie i głód. Całość przedsięwzięcia z krótką dziesięciominutową przerwą miała trwać dwie godziny. Opłacało się jednak wytrwać do końca. Zajął przy mnie miejsce mężczyzna, który od razu spodobał mi się fizycznie. Uwagę przykuły ciemne roześmiane oczy, jednocześnie kryjące w sobie pewność siebie. Zaczęliśmy żartować a nasz śmiech wypełniał salę. Kiedy minęły cztery minuty chciałam by pozostał przy mnie dłużej. Niestety organizatorki oznajmiły, że to już koniec na dzisiaj. Przy wyjściu należało oddać kwestionariusz i oczekiwać na e-mail w którym zostaną przekazane namiary na budzącego obustronne zainteresowanie uczestnika. Wracając do mieszkania uświadomiłam sobie, że moje obawy przed speed datingiem były nieuzasadnione. Spędziłam ciekawie wieczór i mogłam też się czegoś dowiedzieć o sobie samej. Na przykład co mnie pociąga, wzrusza, irytuje. Gwarancji oczywiście, że podczas takiego spotkania spotka się drugą połówkę nie ma żadnej, ale może warto dać sobie szansę i spróbować. Sama zastanawiałam się co przyniesie mi wiadomość elektroniczna i czy ów ciemnooki młodzieniec się do mnie odezwie.