
"Opanować samotność. Samotność nie tyle jako stan ducha, bo naprawdę w duchu człowiek zawsze jest lub bywa samotny, ile jako swego rodzaju 'stan cywilny'. Być właścicielem samego siebie, posiadać wokół siebie przestrzeń, której nikt nie może przekroczyć. (...) Dziś już tylko pory roku mogą wpływać na mój nastrój, ale nie ludzie, którym na tym zależy. Stan mojego umysłu bywa tak różny, jak różne są dni, które przychodzą, Bywają dni dobre, ale bywają i złe, i te też muszę przyjąć za własne. Są dni, kiedy jestem z kamienia, czasem z żelaza, najczęściej, niestety ze szkła." Roma Ligocka "Czułość i obojętność"
Naiwność? Są różne samotności. Na przykład taka w związku. Gdy mówisz, że kochasz, on Cię kocha. Jednak ta iluzja miłości, którą tak lubimy pielęgnować, bo daje nam poczucie bezpieczeństwa, bywa bardzo tragiczna w skutkach. Kochasz go? - Zapytałam kiedyś Marię. Kocham. Więc w czym problem? Kocham, ale jestem samotna. Nie ma w nas czułości, nie ma szaleństwa i podniecenia. - płacze Maria. A dlaczego nie ma? - dopytuje. Nie ma, bo jesteśmy nieszczęśliwi.- odpowiada. A czym jest to szczęście, którego nie ma? Nie wiem, ale wiem, że wolę być nieszczęśliwa z nim, niż samotnie. - dodaje, pośpiesznie wycierając łzy.
Z., sama się na nią zdecydowała. Była młoda i głupia, zaszła przypadkiem w ciążę. I choć teraz nie wyobraża sobie życia bez dziecka, to wtedy ciąża była dla niej końcem świata. Była w niej sama. Sama zaszła w ciążę, sama urodziła, sama wychowywała. Teraz jak patrzy wstecz to widzi, że jej samotność nie była znowu taka zła. Oswoiła ją. Pozwoliła jej wejść w życie i zostać na długo. Urodziła. Dziecko stało się całym jej światem. Niestety. Nigdy nie możesz pozwolić na to, żeby dziecko stało się wszystkim. Miłością, wsparciem, sposobem na samotność. To niszczy tego małego dzieciaka. Nie możesz go obarczać swoimi problemami, twoja samotność to twoja sprawa. Ty się na nią zdecydowałaś więc sama ją pielęgnuj.
Zostawił rodzinę. Wyjechał ze swoimi marzeniami, do wielkiego miasta, w pogoni za szczęściem, którego szuka już tyle lat. Za każdym razem, gdy zbliżają się święta on dostaje skrzydeł, bo wie, że wróci, choć na kilka dni do swojej małej miejscowości, do rodziców, do azylu, do poczucia bezpieczeństwa jakie daje mu dom. Tęskni i nie może niczym zastąpić tego smutku jaki powoduje brak rodziców. Szukał. Myślał, że nowa dziewczyna, nowe mieszkanie, nowa praca. Że tym zagłuszy płacz, który siedzi w nim i czasem wieczorem, gdy ze słuchawkami na uszach biegnie, przeciska się do jego oczu. Tęskni. Możecie się śmiać, ale on codziennie tęskni za domem rodzinnym. Czy jego samotność kiedyś zniknie? Założy w końcu swoją rodzinę, będzie miał dzieci i żonę. Jego samotność da się czymś zastąpić.
Minęły już 4 miesiące, od momentu, gdy jej dziecko zmarło. Nie da się tego opisać. Ona wciąż leży w łóżku swojego synka. Wciąż ściska jego przytulanki. Wciąż nie może zamknąć oczu, choć są już tak zmęczone płakaniem, że nie ma w nich łez. Tylko pusty wzrok. Zabić się. To myśl, która w niej siedzi. Ona już się nie stara. Dla niej nie ma innego wyjścia z tej samotności i z tego dna rozpaczy o jakie codziennie się roztrzaskuje. Rano. I potem o 12. I potem o 14, o 15, 16, o 17… W poniedziałek, we wtorek, w piątek. I ona pewnie nie poradzi sobie z tą samotnością, bo śmierć jest najtrudniejszym studium samotności.









