Czy zastanawiałaś się kiedyś, ile jesteś w stanie poświęcić dla własnego dziecka? Jak bardzo mogłabyś zmienić własne życie, jeśli oznaczałoby to lepszy start dla twojej pociechy? Nie mówimy tu o sytuacji bez wyboru, gdzie życie podporządkowane jest chorobie czy nieszczęściu, a świadomej decyzji, gdzie liczy się tylko Twoje dziecko.
Mówili, że Agnieszka jest zdolna To prawda, nigdy nie było problemów z nauką, nie było potrzeby gonić do lekcji. Wręcz przeciwnie, zadania z matematyki robiła włączając stoper i licząc czas, miała wówczas 8 lat. Czytała książki w tempie błyskawicy, kilkaset stron w dzień, dwa, może trzy. Musieliśmy z mężem nałożyć limit na ich kupno, bo nasz budżet coraz bardziej odczuwał obecność mola książkowego w domu.
Nudząc się potrafiła sięgać po dorosłą literaturę, nie raz o tematyce Holokaustu. Uwielbiała szkołę i zajęcia pozaszkolne. Gdy przychodziłam na zebrania czułam dziwne spojrzenia. Tiger mother, sugerowali. Doskonale wiedziałam, co ten termin oznacza. Wychowanie twarda ręką przez zdyscyplinowaną poza granice normalności matkę – taką przyczepiali etykietkę. Na nic zdawały się tłumaczenia, że niektórych szkolnych zeszytów na oczy nie widziałam, a wożenie na zajęcia jest przez moje dziecko wyproszone.
Prosiła o skrzypce, bo chce grać Po roku w szkole muzycznej zasugerowali, by zmieniła instrument. To jeden z najtrudniejszych – tłumaczyli. Agnieszka niemal spała z futerałem. Płakała w aucie, w domu. Tłumaczyła, że chce grać… i gra, jako jedyna w naszym domu rozpoznaje nuty. Mąż narzekał: „ żeby to choć pianino było, ale skrzypce…” Przez cały ten czas stałam i przyglądałam się swojemu dziecku. Chciałam być wsparciem, ale chciałam również by mierzyła siły na zamiary.
"Mamo mogę wyjechać?" Jedna olimpiada przedmiotowa wygrana, potem druga. I w końcu pytanie: Mamo, czy mogę wyjechać? 10 lat ma dziecko, które przychodzi do matki i tłumaczy, że gdzieś tam jest szkoła, która da jej więcej. Tu na miejscu mamy wszystko: dom, rodzinę, przyjaciół, psa, pracę, samochód. Ona jednak prosi. Wyszukujemy z mężem szkoły i rozpoczynamy proces aplikacji. Niech spróbuje, jeśli jest rzeczywiście dobra to będziemy mieć problem – postanawiamy. Cały wolny czas poświęca przygotowaniu. Nieprzymuszona, sama rozpisuje tygodniowy plan nauki.
Rekrutacja trwa pół roku i w końcu przychodzi wyczekiwany list. Jak w filmie, nikt nie zadzwoni, nikt nic nie powie – jest tylko koperta. Z otwarciem czekamy na córkę, aż wróci do domu i sama przeczyta wiadomość. Radość naszego dziecka przeplata się z niedowierzaniem, od września czeka na nią miejsce w wymarzonej szkole. Jasne, trzeba tylko rzucić prace, zmienić dom, oddać pas, sprzedać samochód, no i pożegnać się z rodziną i przyjaciółmi, a i najważniejsze uzbierać na to wszystko pieniądze.
Znam wiele przykładów osób, które nie osiągnęłyby tak dużego sukcesu, gdyby nie poświęcenie rodziców. Czytasz tego typu historie, słuchasz opowiadań i myślisz sobie – w sumie też bym tak zrobiła. W rzeczywistości nie jest tak prosto. Mąż zostaje w kraju – ktoś musi zarabiać, mieszkanie wynajmujesz, psa oddajesz rodzicom i prosisz, by się zaopiekowali, a pieniądze po prostu musisz znaleźć, nie ma innej możliwości.
Pakujesz również swoje 3 miesięczne dziecko, by towarzyszyło siostrze. W trójkę, z dala od rodziny codziennie wierzymy, że się uda. Każdego dnia widzę jak moje dziecko się rozwija, jak jest zdeterminowane i zmobilizowane. „Zobacz Mamo, napisałam wypracowanie o Tobie i Tacie” - mówi podekscytowana. Szkoda tylko, że nie mogę przeczytać, jest po chińsku. Proszę, przyjdziesz we wtorek na moje przedstawienie w teatrze, jest o 20 wieczorem, 15 km od domu. Przecież nie mam wyboru, ubiorę malucha i jakoś dotrzemy.
Poświęcenie dla dziecka jest pełne frustracji? Czytam artykuły, w których autorzy dowodzą jak nie warto poświęcać się dla dziecka. Jak wywołuje to frustrację, poczucie dyskomfortu czy w końcu, że budzi w dziecku przekonanie, że wszystko mu się należy. Rady, by podjęcie decyzji nie odbywało się naszym kosztem mogę zripostować w jeden sposób - koszty należy ważyć, dokładnie ocenić i podjąć decyzję serca i rozumu.
Czy oczekuje od mojego dziecka wdzięczności, może spłaty długu? W życiu, to nie pożyczka. Czy skrycie myślę, by nie zmarnowała szansy? Chce jedynie by rozumiała, że w życiu nic nie jest nam po prostu dane. Za każdym darem kryje się czyjeś poświęcenie. Można by pomyśleć, smutna kobieta nie ma swojego życia, żyje życiem córki. Moje szczęście, to uśmiech na twarzy mojego dziecka, to radość w jej oczach, to jej rozwój i realizacja marzeń.
Wczoraj pisząc ten tekst usiadła koło mnie i zapytała o czym będzie. O miłości do dziecka, o wsparciu, o wierze - odpowiedziałam. „I co? Napiszesz, że jesteśmy tu przeze mnie” - zapytała. „Nie, napisze, że jesteśmy tu dla Ciebie” – podkreśliłam. Od samego początku, kiedy w moim życiu pojawiły się dzieci wiedziałam, że jestem tu po to, by pomóc im sięgnąć gwiazd.