Nadchodzi… Zbliża się… Powoli. Wszystko jest dobrze, wydaje się, że nic się nie stanie, ale to tylko cisza przed burzą. Zaczyna się niepozornie. Masz kiepski humor, łatwo się wzruszasz i denerwujesz. Drobne rzeczy wyprowadzają cie z równowagi. Aż przychodzi ten moment, gdy PMS opanowuje cię na kilka najbliższych dni.
PMS, czyli zespół napięcia przedmiesiączkowego. Dotyczy większości kobiet, choć może mieć różne objawy. Raz w miesiącu na kilka dni opanowuje nasze ciało i duszę. Czujemy się grube i brzydkie, jesteśmy opuchnięte i najchętniej siedziałybyśmy w dresie w domu, na kanapie, zawinięte w koc.
Panowie świetnie się orientują kiedy mamy PMS-a i dobrze wiedzą, że jedyna metoda to czasem po prostu odpuścić. Koniecznie ich zapytajcie! Mój powiedział: “Chyba jesteś bardzo niestabilna, jednego dnia czuła i wrażliwa, drugiego zimna i się wściekasz. Jednego dnia jesteś zmęczona, drugiego nagle rozpiera cie energia. Robisz "gów**burze”! Jak o to, że miałem być po 21, a jestem przed 22. Facet jest bezsilny, bo jego racjonalny umysł na nic się tu zdaje”.
PMS ma nad nami dużą władzę. Jaką? Ogromną!
Jesteśmy bardziej nerwowe, zdarza się nam wszczynać kłótnie o rzeczy, które nie mają większego znaczenia. Krzyczymy lub płaczemy, czujemy się bezsilne lub wściekłe (czasem mamy ochotę zamordować partnera), oglądamy smutne i romantyczne filmy (na których zawsze ryczymy, bo miłość jest taka bolesna i smutna), zjadamy koszmarne ilości jedzenia (żadna dieta nie ma wtedy znaczenia, przecież i tak jesteśmy grube i będziemy już zawsze), mamy ogólne poczucie beznadziejności (nic się nam nie udaje, do niczego się nie nadajemy, jesteśmy do dupy).
Nie mamy ochoty na seks, bo nasze ciało jest nagle napęczniałe, a nasz organizm za żadne skarby nie chce oddać wody jaką zaczął gromadzić. Tak, nie widzimy związku między nagłym obżarstwem, a tyciem. Po prostu łatwiej jest zwalić to na PMS. A jeśli już dojdzie do sytuacji intymnej (niektóre z nas wręcz przeciwnie – są napalone), to nakrywamy się kocami, gasimy światło, zaplątujemy się (oczywiście seksowanie) w prześcieradło. Stosujemy wiele taktyk, broń boże nie uprawiamy seksu “na górze”, to zdradza wszystkie nasze mankamenty!
Nie chcemy wychodzić z domu, umawiać się na randki, no ewentualnie wchodzi w grę kino, bo tam jest ciemno i nie widać naszych fałdek na brzuchu, które nie wiadomo dlaczego nagle przybrały jakiś gigantycznych rozmiarów.
Potrzebujemy ciągłego, nieustannego zapewnienia o miłości. “Kochasz mnie?”, pytamy partnera. Jego odpowiedź nie usatysfakcjonuje nas. Nie ma mowy żeby zwykłe “tak, kocham cię”, podziałało. Nie, ponieważ potrzebujemy więcej. Więcej miłości i uczuć, więcej niż zwykle. Najlepiej jakby on leżał z nami cały dzień na kanapie i mówił bezustannie “jesteś piękna, kocham cię, jesteś piękna, kocham cię, jesteś piękna... “ itd. rozumiecie o co mi chodzi…
Jesteśmy rozdrażnione. Czasem niezdolne do pracy. Jak skupić się na wykonywaniu poleceń służbowych, gdy czujesz się do niczego. Nasze poczucie wartości dramatycznie spada i roztrzaskuje się o nasze fałdy na brzuchu, o których nieustannie myślimy. Czasem mam nadzieję, że spadając rozbije ten tłuszcz na mniejsze cząsteczki… Jednak nigdy się tak nie dzieje. Ech...
Żadne ciuchy na nas nie pasują. Mamy w szafie taką magiczną, tajemną półkę z ciuchami na “te dni”. Większość z nich wygląda jak worek na kartofle, bo tylko tak potrafimy chodzić podczas paraliżującego nas PMS-a. Tak, worki na kartofle. W zasadzie same czujemy się jak bulwa ziemniaka, wielka, brudna, gruba bulwa.
Mamy pretensje do siebie. Jesteśmy niezorganizowane, nie potrafimy wykonać normalnych codziennych obowiązków bez zbędnego marudzenia. Jesteśmy beznadziejnymi matkami. Szybciej tracimy cierpliwość, a problemy dzieci wydają się być zupełnie bez sensu, niepoważne i kompletnie nas nie interesują.
I myślimy tak żeby za chwilę poczuć się źle… Okropnie… Mamy taki dzień w tym całym PMSie, gdy czujemy że nie nadajemy się do bycia matką. Ze zawalamy na całej linii. Ze nasze dzieci mają okropne dzieciństwo, a my jesteśmy temu winne. Zazwyczaj kończymy na kanapie, zapłakane, z pudełkiem litrowych lodów (koniecznie czekoladowych – tylko czekolada pomaga na PMS-a).
Aż przychodzi taki dzień, gdy budzimy się rano i wszystko znika. Czujemy się radosne, pełne sił i energii. Mamy ochotę zdobywać szczyty. Ale najpierw obudzimy naszego partnera ;), bo ochota na seks wraca ze zdwojoną siłą!
Poradnik “Jak przetrwać z kobietą, która ma PMS-a”
1. Dokładnie obserwuj i zapisuj kiedy możesz spodziewać się “tych dni”. Najlepiej zaplanuj sobie jakiś wyjazd. 2. Traktuj kobietę jak chorą. Gotuj jej, rób herbatę, broń boże nie pytaj czy jest głodna!!! Zapewniam jest! 3. W trakcie PMS-a gotuj tylko zdrowo. Nie zamawiaj pizzy i nie rób makaronów, bo ona chętnie to zje i nawet się ucieszy, jednak chwilę po tym będzie chciała cie zabić, że namówiłeś ją do fastfooda! To przez ciebie jest gruba. 4. Nie planuj na ten czas żadnych poważnych decyzji. A już na pewno nie oświadczaj się! Jezu nigdy tego nie rób! Ona powie “nie”, po to by za chwilę powiedzieć “tak”. Gorzej jak będzie odwrotnie.... 5. Dbaj o nią emocjonalnie. Mów często kocham cię i podkreślaj atuty jej urody. Nigdy nie krytykuj jej stroju, chyba że chcesz dostać kopa w d… 6. Nie namawiaj jej na seks. Jak mówi, że nie to nie. To “nie”, nie jest takie jak na co dzień. Nie chodzi o “nie, nie chcę” (chciałabym, ale wolę żebyś mnie namówił), ale o “nie, nie chcę” (odwal się ode mnie!!!). 7. Odpuść jej. Zgódź się na wieczór w domu z głupią komedią romantyczną. Ona się pośmieje, za chwilę popłacze, ale na pewno doceni, że jesteś obok.
Kochanie dziewczyny, pamiętajcie jednak PMS nie zwalnia nas z pracy, macierzyństwa, bycia partnerką/żoną/dziewczyną. Musicie na ten czas wypracować metody radzenia sobie z nim (czasem głupie liczenie do 10 pomaga). Dajcie żyć facetom!
P.S. Jezu jak się wkur**łam pisząc ten tekst… ;) Nienawidzę PMS-a!