Nudzimy się z dziećmi. Nie udawajmy, że tak nie jest. Każdy z nas miał taką sytuację, gdy zabawa z dzieckiem była tak nudna, że ziewaliśmy, zasypialiśmy, albo udawaliśmy koszmarnie zajętych obowiązkami domowymi.
“Mamooo! Poukładamy puzzle?” Jezu! Tylko nie to, błagam ile razy można układać te same puzzle ze świnką Peppą. Znam je już na pamięć, z zamkniętymi oczami mogłabym je układać. Dokładnie wiem, gdzie ma być Peppa, gdzie jej gruby tata (ojciec Peppy naprawdę mógłby trochę zrzucić, rozumiem, że jest świnią, ale bez przesady), jaki kapelusz ma jej mama (też gruba, o co chodzi?!), i że George trzyma w ręce dinozaura. Te same ulubione puzzle. Rany, ile można, czy dzieci się nie nudzą? Rozumiem posiadanie jednej ulubionej zabawki, ale dlaczego do cholery jasnej muszą to być puzzle z tą grubą, różową świnią?! Dlaczego?!
“Mamooo! Przeczytaj mi bajkę!” To samo tyczy się czytania. Uwielbiam czytać bajki. Zamieniam się na chwilę w różne postaci, udaję głosy, wydurniam się i robię z siebie wariatkę. Uwielbiam to! Ale z chwilą gdy moje dziecko po raz kolejny wybiera do czytania Tupcia Chrupcia, który idzie do przedszkola i przeżywa koszmar swojego życia, bo musi rozstać się z mamusią (maminsynek), to dostaję gorączki. Zaczynam mieć napad paniki. Pojawia się we mnie lęk, na samo słowo “Tupcio”. Ręce mi drżą, serce wali, zaczynam mieć spłycony oddech, po czym nie mogę oddychać. Dlaczego?! Dlaczego muszę po raz kolejny czytać tego głupiego Tupcia… Już nie ma na to siły, nie mogę, nie chce!
Proponuje inne książki, kupuje nowe, pożyczam od koleżanek. Nie! Ona - moja córka, zawsze musi wybrać tego samego Tupcia Chrupcia, którego z powodzeniem sama mogłaby już czytać, bo przecież zna go na pamięć. Niedobrze mi, na myśl o czytaniu Tupcia zbiera mi się na mdłości.
“Mamooo! Pohuśtaj mnie!” O rany boskie! Jakie to nuuudne. “Wyżej! Wyżej!”. Przecież nie mogę wyżej, bo się zabijesz! Spadniesz na głowę i skręcisz kark! Huśtawka jest moim odwieczny wrogiem. Najlepsze place zabaw to te bez huśtawek. Dlaczego takich nie ma?! Gdybym mogła pousuwałabym wszystkie huśtawki. Koniec z tym monotonnym i nudnym zajęciem. Fajnie się pobujać. Minutę, dwie, pięć, ale na boga jak można pół godziny bujać się na huśtawce z okrzykiem “wyżej!”. Jak można tak katować własną matkę? Dlaczego ona mi to robi… Na placu zabaw dostaję ewidentnie objawów zaburzeń nastroju. Mam kiepski humor, nic mi się nie chce, a zwykłe bujanie nie sprawia mi radości. A może po prostu to jest nudne?
“Mamooo! Pokoloruj misia!” Trzymajcie mnie! Naprawdę mnie trzymajcie, bo na widok kartki i kredek dostaję omamów słuchowych. Od razu słyszę jak woła mnie odkurzacz “musisz posprzątać”, jak naczynia w zlewie krzyczą “umyj nas! umyj” i jak niewyprasowane ciuchy błagają “rozprasuj nasze zagniecenia”. Naprawdę nie cierpię rysowania kredkami. Po pierwsze nie potrafię, mój tata do dziś się ze mnie nabija, bo jak narysowałam konia, to wyszedł koń z głową psa (a może to miał być pies jednak?). Po drugie nie umiem siedzieć przez 30 minut i rysować głupie domki, płotki, kotki. Nie cierpię tego, więc stosuję strategię na “pobaw się, mamusia zaraz przyjdzie”. Wiem to okropne, ale to jedyny sposób żeby uniknąć wspólnego mazania po kartce.
Tak już jest. Nie lubimy niektórych zabaw z dziećmi i nie ma w tym nic złego. To normalne, że nas - dorosłych, nudzą aktywności, które dla naszych pociech są ciekawe i pochłaniające. Was też nudzi zabawa z dzieckiem? Macie czasem dość robienia ciągle tego samego?
Możemy przeczytać setki artykułów o tym “jak sprawić by zabawa z własnym dzieckiem nie była nudna” i nic się nie zmieni. Jezu co za bzdury… Jak można tak oszukiwać matki. Powinno się powiedzieć wprost: “Będziesz się nudzić! Nie oszukujmy się!”. I te porady w stylu “dobrze zaplanuj czas spędzany z dzieckiem”. Tak? Serio? Niby jak? Jak można “dobrze” zaplanować czas z dzieckiem. Już to sobie wyobrażam “córeczko teraz pół godziny malowania, potem 10 minut huśtania, a na koniec 15 minut czytania”. HAHAHA! Autorzy takich tekstów mnie rozśmieszają, bo albo nie mają dziecka i nie wiedzą, że dzieci nie mają poczucia czasu i w dupie mają ile czasu pozwalasz im się bawić, zawsze pada kultowe “jeszcze pięć minut” , albo są nienormalni. No nie da sie inaczej o nich powiedzieć. Przykro mi.
Albo rady w stylu “zaplanuj aktywności, które ty też lubisz”. Płaczę ze śmiechu! Już widzę jak moje dziecko wykonuje aktywności, które ja lubię, a ono nie. Co za głupia rada. Nie da się jej wcielić w życie. To co mam zmusić dziecko, żeby porzuciło swoje ulubione puzzle na rzecz mojego ulubionego zestawu playdoh? Tak, uwielbiam playdoh, ale moja córka nie lubi. Woli malować farbami i ubrudzić wszystkie jasne rzeczy, które ma w zasięgu wzroku.
Więc ja bawię się ciastoliną, ona maluje farbami i tak się wspólnie bawimy. Śmiejemy się, pokazujemy sobie nawzajem co zrobiłyśmy, gadamy o tym co u nas słychać. Spędzamy czas wspólnie, choć robiąc różne rzeczy. Czasem ona bawi się lalkami w wannie, gdy ja wieszam parnie na sznurkach. Lub siedzi na odkurzaczu i udaje, że to jej statek kosmiczny, gdy ja staram się nim odkurzać. Zobaczcie… tu nie ma miejsca na nudę.
Jaka jest rada? Jest jedna. Wyluzować. Naprawdę wyluzujmy. Czasem musimy powiedzieć głośno “Kochanie, nie lubię czytać tej samej bajki. Jest już dla mnie nudna”, “Córcia nie ułożę z Tobą tych samych puzzli, bo znam je już na pamięć”. Dzieci reagują różnie, mogą płakać, mogą być złe, a mogą też odpuścić i pozwolić na zmianę. Zmiany są dobre. Nuda jest… nudna.