Fot. Flickr / [url=http://bit.ly/1R7X2kS]Donnie Ray Jones[/url] / [url=https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/]CC BY[/url]
Fot. Flickr / [url=http://bit.ly/1R7X2kS]Donnie Ray Jones[/url] / [url=https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/]CC BY[/url]
REKLAMA
Są takie kobiety, które potrafią życie poświęcić w całości dla dzieci. Czasem nawet im to wychodzi. “Mamusia dla Ciebie zrezygnowała z pracy”, “Mamusia stojąc na rzęsach ze zmęczenia, upichciła Twoje ulubione ciasto”. Fuj! Nie lubię takich matek. Ale to moje zdanie.
O takich mówimy, że urodziły się by być matkami. Dla mnie to właśnie te, którym guzik “instynkt macierzyński ON”, włączył się z momentem jak plemnik napatoczył się na jajeczko. I BUM! Powstał instynkt.
Matki na Haju
Zazdroszczę im. Tak zazdroszczę, to odpowiednie słowo. Jest taki moment, że żałuję że nie włącza mi się to instynktowne LSD. Może taki naćpany świat ubrudzony chrupkami i czekoladą, wiecznie wtartą trawą w spodnie, dodatkowymi gratami w mieszkaniu (na dodatek kompletnie nieustawnymi), pastą do zębów rozmazaną na ścianie i wylanym do wanny nowiutkim żelem pod prysznic, byłby lepszy… Może. Tego nie wiem. Ja wolę to wszystko posprzątać. Albo powiedzieć dziecku żeby to zrobiło skoro jest autorem tego bałaganu. Te matki z instynktem, są trochę jak narkomani, są na haju.
"Nie-matki", te drugie
No dobra, a jak ma się rzeczywistość tych drugich? Ha! Całkiem inaczej. Ale na początku zaznaczę, że nawet te "nie-matki", kochają swoje dziecko nad życie. Są kobiety, znam je, które choć zarzynają się, to nie mają takiego rodzaju instynktu. Czy to oznacza, że są złymi matkami? Nie. Często nawet nie wiecie jak zmasakrowane mają uczucia, jak ciężko jest im na co dzień patrzeć na te uśmiechnięte, piękne i zafascynowane swoim dzieckiem mamuśki, siedzące na placu zabaw, ufajdane pisakiem po pachy.
Dziś usłyszałam od kolegi - radząc mu co robić, gdy jego dziecko bez powodu drze się - że jestem straszną mamą, zasadniczą i taką nieczułą. Dlaczego? Bo powiedziałam, że jak dziecko płacze, gdy jest w łóżku, i uspokaja się dopiero w jego ramionach, to niech wyobrazi sobie co będzie jak zacznie ważyć 10, 15, 20 kilo. No co? No będzie ciężko! Więc moja rada była jedna - nie rób tego.
Czy to, że mam zasady, których trzymam się w wychowywaniu dziecka jest na prawdę tak okrutne? Czy mój macierzyński instynkt powinien powiedzieć - STOP, WEŹ JE NA RĘCĘ I MÓW JAK BARDZO JE KOCHASZ? Nie.
Instynkt mamy wszystkie, ale nie wszystkie od niego wariujemy
I tu może wyjaśnienie. Mam instynkt macierzyński, tak jak inne matki. Tylko, że moje podejście do dziecka różni się nieco od tego opisanego wyżej. Daje dziecku miłość. Dużo miłości. Wspieram je, dopinguję i buduję w nim pozytywną samoocenę. Po prostu podchodzę do wychowania trochę może na chłodno. Nie daję się omamić temu instynktowi macierzyńskiemu. W takim sensie, że nie jestem rozemocjonowana jak niektóre mamy. Nie mam potrzeby skakania i sikania z radości, gdy dziecko zrobi coś po raz pierwszy. Po prostu się cieszę, gratuluje mu, doceniam jego wysiłek i rezultat.
Czy to oznacza, że jestem złą matką? Nie. Ja to wiem. Ale szkoda mi tych wszystkich mam, które tego nie wiedzą i są piętnowane przez koleżanki z pracy, przyjaciół, inne matki czy własną rodzinę. Nie dajmy się. Skoro nasze dzieci są szczęśliwe i radosne, my jesteśmy spełnione i zadowolone, to czego chcieć więcej?