Małgosia. Filigranowa śliczna brunetka. Lekko przed czterdziestką. Mama 7 letniej Helenki. Żona zatrudnionego w korporacji na wysokim stanowisku Wojtka. Od 7 lat w domu. Depresja.
Przed urodzeniem dziecka kobieta dość prężnie działająca, odnosząca sukcesy w korporacji -branża finansowa. Od urodzenia dziecka władzę nad jej życiem przejął autorytet zewnętrzny w postaci wszechwiedzącej mamy. Dominująca, apodyktyczna zarządczyni. Kilka minut po porodzie, kiedy na świat przychodzi wnuczka asystuje przy szpitalnym łóżku, pełni wartę, budząc Małgosię i Helenkę do przymusowego karmienia: Śpi już trzy godziny, musi przybierać na wadze, przystaw ją. Pilnuje zabiegów pielęgnacyjnych i diety córki, wpychając w nią kolejną porcję mlekopędnych ziół.
Małgosia nie protestuje. Wykonuje On, zabójczo przystojny Wojtek, bywa przelotem, pachnący, w nienagannym garniturze od Hugo Bossa, z prezentem - nowiuteńkim telefonem od Prady i różami, po których alergię mają wszystkie matki i dzieci będące na sali. Kichają, ale nie marudzą. Ulegają urokowi Wojtka.
Kobieta, która urodziła dziecko, twierdzi autorytet, najlepiej spełnia się w domu, nie musi pracować, skoro ma ten luksus, to powinna się skupić na wychowaniu dziecka.
Mija 5 lat. Zmiana Ze strony autorytetu zewnętrznego pojawia się nie tylko przyzwolenie na pójście do pracy, ale i presja aby wrócić do gry. Jesteś nikim. Matka to nie zawód i żadne wielkie zajęcie. Co z twoją karierą? Przegapiałaś najlepsze lata, jakiego szacunku spodziewasz się ze strony innych dziergając te dziwadła? Dziwadła to pasja Gosi, dzięki której jeszcze nie zwariowała. To nie tylko efevelon przywraca jej równowagę. To czapki, kominy, kardigany długie swetry, które projektuje z niezwykłym wyczuciem, śledząc współczesne upodobania.
Wykonuje je z niezwykłą pieczołowitością, dbałością o jakość wełny, wykończenie. Jej dzieła mają pazur. Widać je mimo silnej konkurencji polskich dizajnerów. Ewidentnie Gosia ma talent. Rzeczy, które robi rozchodzą się jak świeże bułki, są hitem wśród znajomych. Wśród znajomych, bo Gosia nie ma odwagi wyjść ze swoją pasją dalej. Skąd miałaby mieć skoro jest nikim, a dzierganie graniczy z pilnowaniem toalety w Złotych Tarasach...
Małgorzata niestety nie uśmiecha się, nie wierzy w siebie, nie ufa sobie. Oskarża się. Prowadzi z sobą urągający, ubliżający jej samej dialog wewnętrzny, a słowa jakie sobie wymierza cichutko podpowiada matka...
Wojtek wysyła sygnały, że chce odejść. Małgosia cierpi Zgoda ze sobą, zgoda na siebie. Zdrowa samoocena, poczucie własnej wartości. Świadomość kierunku i celu. Pewność płynąca z wiedzy, doświadczenia i intuicji. One dają podstawę do bycia szczęśliwą. Wróżą spełnienie jednej z najwyżej umieszczonych w systemie potrzeb - samorealizacji. To jeden z tematów, jaki często gości na warsztatach Ta, Która Wie. To tam ją poznałam i usłyszałam jej historię. Małgorzata postanowiła przyjść na warsztaty, aby razem z innymi kobietami pracować i przełamać kryzys. Wie, czego chce i jednocześnie zagłusza to chcenie, bo nie ma wsparcia, akceptacji, zaufania do siebie i do swoich talentów. Manipulacje jakie zwykłyśmy uprawiać dokonując oceny tożsamości są ważnym czynnikiem w utrzymaniu bądź utracie zdrowia psychicznego.
Kobiety same bywają dla siebie okrutne wymierzając sobie surowe oceny, czasem niestety przy akompaniamencie "wspierającej" rodziny. Gosia jest zagubiona zaczyna mieć do siebie odrazę. Bo przecież ona siedzi w domu i dzierga dziwactwa, a koleżanki są na konferencji w Paryżu. Jeśli Małgosia nie zareaguje, nie zdecyduje się przerwać tej nietolerancji na siebie samą, niebawem stanie się cierpiętnicą, w psychologicznym znaczeniu masochistką. Zadręczy siebie i innych swoim nieszczęściem.
Rozdźwięk pomiędzy tym, co czujemy jako nasze, a tym, co powinnyśmy, co społecznie przyzwolone, co właściwe, jest drogą do niebezpiecznego miejsca, w którym skorzystanie z pomocy stanie się koniecznym, aby przerwać błędne koło własnych oskarżeń. Może doprowadzić do przyjęcia roli ofiary, bezsilność i bezradność zaczynają stawać się bezpiecznym kokonem, w którym można przetrwać kolejny dzień. To tylko etap. Wcale nienajgorszy. Potem będzie złość, pogarda dla tych, którym się udaje, zgorzknienie. Potem uznają, że skoro są ofiarami to istnieje jakiś kat. Jakaś zewnętrzna siła, która ich zniewala. W gruncie rzeczy cierpiętnice marzą o tym, aby skrzydła, które mają pozwoliły im latać. To jest możliwe. Należy nauczyć się pracować z własnym dialogiem wewnętrznym, umieć rozpoznać to, co uruchamia okrutny proces autochłosty zatrzymać w porę i dokonać zmian.
To co w ludziach jest fantastyczne, to to, kim mogą się stać Dziś masochistka wcale nie wygląda na masochistkę, nie trzyma bacika i nie wymierza sobie razów. Metaforycznie dokładnie tak to jednak wygląda. Masochizm psychologiczny.
Kobieta ta kamufluje się w społeczeństwie pod maską cierpiętnicy. Przegrywa, bo tak najczęściej postanawia. Oczywiście, że sama zaprzeczy, że tak jest, że chętnie pozbyłaby się problemów, porażek, ale nie daj się zwieść. Rozpoznasz ją po tym, jak kolejne rozwiązanie, kolejne rzucone ratunkowe koło zabije tradycyjnym tak, ale... Masochistka nie przyjmuje do wiadomości, że powodem dla którego nie osiąga jakiegoś rezultatu nie jest opór otoczenia, ale ona sama. Masochistka była wychowywana przez wymagających, krytycznych rodziców i odrzucających jej pomysły, działania niewinnym "co ty opowiadasz". Tych rodziców nieustannie starała się zadowolić. Czasem cierpiąc.
Wiedziała, że cierpieniem zapracuje na nagrodę. Kiedy masochistka dorośnie ma tendencję do wybierania podobnie krytycznych partnerów, u których również desperacko szuka uznania, akceptacji, na które usilnie próbuje zapracować. Cierpienie ją uszlachetnia. Głęboko wierzy, że cierpienie zostanie zgratyfikowane. Jednak jest inaczej. Pojawiają się kolejne kryzysy. Kiedy związek masochistki się rozpada, tłumi gniew na partnera i obwinia siebie. Potem zostaje sama, bo już jest bardzo przekonana, że na przyjemności trzeba zasłużyć cierpieniem i postanawia cierpieć, aby w przyszłości zasłużyć sobie na nagrodę.
Na warsztatach czytam kobietom bajkę o roszpunce. Czy to bajka o tej długowłosej dziewczynie? Może i jest. Dla wielu kobiet jest o głosie z głębi. O potrzebach i sensie istnienia.
Kobieta z tej historii czuje się gorzej i gorzej. Chudnie, traci siły i popada w apatię. Ze swojego okna widzi w oddali ogród czarownicy. Tam zauważa soczystą zieloną roszpunkę. Prosi męża, aby ją dla niej zdobył. Sama jest zbyt chora i słaba, aby mogła wykonać poważniejszy ruch. On narażając się na niebezpieczeństwo postanawia spełnić jej prośbę. Zdobywa dla niej roszpunkę. Po zjedzeniu sałatki odzyskuje zdrowie, energię do życia, zadowolenie i uśmiech na twarzy.
Zaczyna żyć
Pytam o metaforyczne znaczenie tego fragmentu. Co mówią kobiety? "Ma zachciankę".
Zachciankę? I dlatego umiera, że nie może jej spełnić? Ta kobieta akurat wie, co ją nakarmi, co ją wypełni po brzegi sensem, czego potrzebuje, aby żyć! Czasem nawet podnoszę głos... Ale społeczeństwo mówi to zwykła zielenina? To zachcianka! Normalni ludzie to chcą porządnej kariery, jeżdżą do Paryża na konferencję, awansują, zostają prezeskami wielkich organizacji, a tobie zachciało się dziergać te dziwadła! Brzmi znajomo?
Kobiety kobietom gotują los To Małgosia na warsztatach wypaliła z tą zachcianką, tak na marginesie tej opowieści.
Dla Małgosi bezwzględnie nadszedł czas na zdjęcie cierniowej korony i czas na życie w radości. Czas na uwolnienie, na świeży haust powietrza, świeży haust życia. Może dla ciebie też już nadchodzi?
Twoje życie zacznie być takie, jakie chcesz, jeśli zaczniesz wykorzystywać szanse. Jedną z największych jest słuchanie swojego wewnętrznego głosu i bycie szczerą. Tak, to jest szansa i nie każdy się po nią schyla. Kiedy igrasz ze swoją intuicją, lekceważysz jej podpowiedzi wikłasz się w drobnych kłamstwach, niewinnych z pozoru... Wtedy pozostajesz tam gdzie jesteś i obrażasz się na okoliczności. Kiedy zaś zaczynasz być szczera i zaczynasz podejrzewać, że "nie mam czasu" to kłamstwo. Masz, tylko nie chcesz przeznaczyć go na to właśnie. "Jestem taką osobą" to kłamstwo i znaczy po prostu: nie zamierzam z tym nic robić. "Nie potrafię" to kłamstwo i z tyłu głowy coraz wyraźniej słyszysz tłumaczenie: nie chce mi się wkładać tyle wysiłku w uczenie się tej umiejętności. Wtedy, gdy przestaniesz kłamać sobie i wykorzystasz szansę bycia szczerą, twoje życie zacznie należeć do ciebie. Staniesz się jego właścicielką i to zacznie pachnieć wolnością.
Masochizm i cierpienie odejdą. Choć czasem będziesz musiała pokonać opór. Swój.
"Jak nauczyć się kochać samego siebie? Jest to tak trudne, że należy do największych wyzwań naszego życia. Większość z nas nie nauczyła się kochać siebie w dzieciństwie. Zwykle jesteśmy uczeni, że taka miłość jest zła, gdyż wiąże się z egoizmem i ogólnie skupieniem na sobie. W końcu więc zaczynamy czekać..." Elisabeth Kubler- Ross, Dawid Kessler „Lekcje życia”
Od dnia, w którym spotkałam Gosię minęły już cztery lata. Nigdy potem jej nie spotkałam. Odszukałam kontakt, dzwonię na kilka dni przed oddaniem materiału do Mamadu, żeby umówić się na spotkanie, mówię, że jest bohaterką tej opowieści. Proszę, żeby sprawdziła, czy może być tak przedstawiona, co zmienić, aby uniemożliwić identyfikację i co słyszę? "Nie mogę Justyna przepraszam, mam targi, mam tyle projektów do domknięcia, wybacz, wyślij mi to, rzucę na to okiem i mailem ogarniemy wszystko"
Tak. Gosia jeździ po świecie ze swoimi pięknymi swetrami, czapami, szalami. Można zobaczyć ją w kobiecych pismach, na Hush' ach i Mustache' ach. Nie znajdziesz jej w Złotych Tarasach przy toalecie. Jest spełniona, szczęśliwa. Kontakty z mamą nieco ograniczyła, mama owszem konsultuje, ale najwyżej terminy, w których weźmie wnuczkę na Mazury, żeby rodzice mogli być też na powrót kochankami. Wojtek nie odszedł. Jest, kibicuje, rozpiera go duma, chętnie przejmuje obowiązki ojca, którym wreszcie zasmakował być.