Szariatu szariatu
Taka Sobie Matka
21 września 2014, 15:22·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 21 września 2014, 15:22To nawet zabawne, tak uświadomić sobie, że w pewnym sensie do końca życia będziesz traktowany jak dziecko. Że nadal (choć masz trzydzieści lat i sam jeździsz autobusem) ktoś wciska ci ten groszek pod kartofle z nadzieją, że nic nie zauważysz.
Niemiecka szariatowa policja to był dla mnie łakomy kąsek – uwielbiam kawalkady wykrzykników z rana, zaraz mam wrażenie, że świat nie stoi w miejscu, a bułkę zagryzaną odkrywczymi funny facts typu „najpopularniejszym imieniem w Szwecji jest Mohammed” po prostu lepiej mi się trawi. Kiedy otwierany w sąsiednim oknie pudel wypluł
kairski brylant, wiedziałam, że to będzie dobry dzień. A tu jeszcze
Łońska. Patrzcie Państwo.
No bo tak. Ja też uważam, że kultura zachodu chyli się ku upadkowi, że
linia kosmetyków inspirowana urodą kotki znanego projektanta nie jest krokiem w dobrą stronę, że być może moje dzieci będą dłużej szukać pionu, jeśli w ogóle jakiś zostanie. Ja też boję się brutalnej siły płynącej z niezachwianych (bo niekonfrontowanych) przekonań. Ja też nie lubię, kiedy ktoś wchodzi mi do domu i nie dość, że robi syf, to jeszcze oczekuje, że będę syfić z nim. Nie garnę się do pomysłu zamieszkania na stałe w Egipcie. Na wejściu obawiałabym się ciapatego zięcia. Wszystko spoko.
Mierzi mnie jednak, gdy w związku z powyższym wciska mi się na siłę w ramiona inną brutalną siłę o niezachwianych przekonaniach, tym razem bogoNASZOojczyźnianych. Że wóz albo przewóz, Rafalala w pakiecie z Wuppertalem, jak się pionu nie złapie, to jednostkę należy spionizować. Że jeśli nie kocham multikulti miłością bezwarunkową, to takąż miłością obdarzę przyszłego łysego zięcia. I nie mówię o Łońskiej, ale o ogólnym, sączącym się rozlaźle zewsząd klimacie na powrót do narodowych korzeni.
I jeszcze wciska mi się zupełnie jak jakiej pierwszej lepszej. Każe się mi się na hurra oburzać i przerażać. Każe mi się być za albo przeciw, bo popatrz popatrz co będzie. A przecież panowie z nagrania nie musieli „ukrywać swoich napastliwych, lustrujących spojrzeń”, bo nie były ani napastliwe, ani lustrujące. Jak dla mnie (poza oczywistymi wyjątkami, nie przekraczającymi ilościowo tego, co spotykamy u nas) patrzyli na panienkę jak na kogoś, kto ma kurę na głowie – nie ma w tym nic dziwnego, skoro szła ulicą głośno mówiąc do trzymanego przed twarzą telefonu. Też się zawsze gapię na takich ludzi.
W dodatku macha mi się przed twarzą córką moją, dotąd potencjalną, teraz całkiem zmaterializowaną, straszy się mnie losem jej dobrostanu i łechtaczki, co mnie wpienia jak niewiele rzeczy na świecie. Mam wybrać prawomyślnego polskiego Janusza, chłopa na schwał, co to w pysk dać się nie boi z pieśnią na ustach, bo tylko spocona, twarda, przetrawiona wódką swojska zaraza jest w stanie przeciwstawić się zarazie arabskiej. Co? Że nie chcę ŻADNEJ zarazy u mnie w domu? Że wara od moich dzieci i ich wyborów, niezależnie od tego, czy temu wyborowi będzie Sławoj czy Abdul? Głupiam i nic nie wiem o życiu. I jak przyjdą podpalić dom, to się obudzę z ręką w nocniku.
Może. Liczę na to, że ktoś mnie wtedy uratuje. Ktoś, nie coś. Kazimierz, nie ONR. Ideologie w ogóle w starciu z rzeczywistością podejrzanie często dają nogę.
Ostatecznie każda pięść ma imię.