
Jesteś matką, więc czy chcesz czy nie chcesz musisz się zmierzyć z falą pouczania. Matka z dzieckiem lub dziećmi powoduje, że ludzie czują się ośmieleni by jej doradzać. Także ludzie przypadkowi, spotkani na ulicy, w pociągu, na placu zabaw. Ci, którzy nigdy by Cię nie zagadnęli, gdybyś była bez dzieci. W czasie krótkiego spotkania "rozwiążą" wszystkie twoje prawdziwe i wymyślone bolączki.
REKLAMA
Ostatnio odbyłam z moim młodszym synkiem ponad dwugodzinną podróż pociągiem. W pewnym momencie dosiadła się do nas "całkiem miła Pani". Oczywiście zagadnęła "ile Mały ma latek". Wypytała o różne sprawy związane z dzieckiem. Mały był już trochę zmęczony i senny i zaczął głośno marudzić. Pani po kolei zgadywała o co może Mu chodzić, absorbując moja uwagę. Po czym skonstatowała, że pewnie dlatego jest taki niezadowolony, iż zapomniałam smoczka. Wyjaśniłam jej, że żadne z moich dzieci, jak i ja w dzieciństwie (nie wiem po co się tłumaczyłam) nie zaakceptowało smoczka. Pani dalej brnęła w temat, jakby reprezentowała smoczkowe lobby. Krzyk dziecka był mniej męczący niż dywagacje "całkiem miłej Pani". Kiedy wysiadła odetchnęłam, a dziecko przestało marudzić.
W zasadzie ciągle ktoś mi doradza. Podpowiada jak nakramić niejadka, wytyka, że jestem zbyt pobłażliwa, a dzieci są rozpieszczone. Mówi, co powinnam robić, ocenia po kilku minutach spotkania. Wtrąca się niepytany i radzi. Opowiada co on/ona by zrobiła i jak postąpiła. Punktuje brak konsekwencji i dyscypliny.
Reagujmy, gdy coś się dzieje, gdy widzimy zaniedbania, przemoc czy głupotę, która zagraża dziecku, ale nie dręczmy matek naszym nachalnym poradnictwem. Poradnictwem opartym o krótką obserwację i brak wiedzy na temat konkretnego dziecka.
Nie wiem czy to moja wrodzona niezależność czy Was też to męczy?
