Sprzeciwiam się modzie na narzekanie na dzieci
Ewelina Stęplewska
20 maja 2015, 14:46·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 20 maja 2015, 14:46Ostatnio zapanowała moda na narzekanie na trudy macierzyństwa. Pewnie rozpoczęły ją znane osoby, które w dobrej wierze mówiły jak trudne i wyczerpujące potrafi być rodzicielstwo. I bardzo dobrze, potrzebne było odejście od cukierkowej wizji polegającej na potępianiu wszystkich, którzy mówią jak zmęczona, sfrustrowana i wyczerpana potrafi być matka. I że dobra matka nigdy nie narzeka. Ale chyba w tym wszystkich zabrnęliśmy za daleko i popadliśmy ze skrajności w skrajność pod hasłem: dzieci są tylko męczące, a matki totalnie wykończone.
Spotkane przeze mnie kobiety gremialnie narzekają na dzieci, a to bałagan, a to nie ma chwili czasu dla siebie, myśli się nie da zebrać, bo ze wszystkich stron tylko mamooooooooooooo.
Taka moda na „prawdomówność” i szczerość nam nastała. Z rzadka słychać, że dzieci to źródło satysfakcji i radości, bo jeszcze z człowieka zrobią infantylnego, że tak mu w rodzicielstwie fajnie. Sama także czasem jej ulegam, narzekając na 1) bałagan 2) brak czasu 3) niemożność uczestniczenia w wielu wydarzeniach i inne niemożności i niedogodności.
Ale potem zaraz sobie przypominam, że gdziekolwiek poszłam to zaraz uznawałam, że najlepiej mi w towarzystwie własnych dzieci i bardzo za nimi tęsknię. Czuję się bardzo szczęśliwa, kiedy razem wieczorem usypiamy. Radością napawa mnie obserwowanie moich dzieci jak bawią się z kolegami. Pękam z dumy podczas szkolnych przedstawień. Śmieję się z ich opowiastek i przygód.
Zawsze chciałam mieć dzieci i wiem, że gdybym ich nie miała to byłabym dziś sfrustrowaną, nieszczęśliwą osobą. Więc, gdy dopada mnie „narzekactwo” to zaraz sobie o tym fakcie przypominam. Pamiętam też, iż bardzo współczuję ludziom, którzy dzieci mieć nie mogą i nie do końca rozumiem tych, którzy nie chcą ich mieć, choć oczywiście szanuję ich decyzję.
Nie wyobrażam sobie mojego życia bez dzieci. Kocham stan: bycia mamą.
Pisząc ten tekst zobaczyłam na ścianie odcisk tłustych łapek, przypomniały mi się też moje czerwone szpilki, na których mój syn domalował markerem czarne kropki by upodobnić je do biedronki i myślę, że zamiast narzekać będzie co wspominać, kiedy dzieci będą już dorosłe.