Uważam, że posiadanie tylko jednego dziecka nie jest korzystne ani dla rodziców, ani dla tego dziecka. I nie będzie tu o tym, jak egoistyczne są jedynaki - bo nie są. Nie zamierzam też krytykować rodziców jednego dziecka, bo wiem, że takie decyzje mogą mieć podłoże zdrowotne, finansowe czy społeczne. Jednakże uważam, że jeżeli możemy mieć dwoje i więcej dzieci, to warto się na nie zdecydować, a argument, że już wyszliśmy z pieluch to żaden argument.
Jestem jedynaczką i dlatego obiecałam sobie już w czasach licealnych ( czyli niestety dawno temu), że takiego „koszmaru” nie zafunduję moim dzieciom. Zawsze marzyłam o rodzeństwie i mimo licznej rzeszy przyjaciół brakowało mi siostry czy brata. Pamiętam, że śniłam, że rodzice ogłaszają mi,że już nie będę jedynaczką. Niestety nic takiego nie nastąpiło. I nie ukrywam, że mam do rodziców o to moje „jedynactwo” żal. Dalej zatem musiałam mierzyć się z uwagami w stylu rozpieszczona, egoistyczna jedynaczka. Może dlatego, zawsze sto razy bardziej musiałam się starać by zaprzeczyć krzywdzącej, obiegowej opinii, by zasłużyć na przyjaźń, bo nie miałam w domu rodzeństwa, które niezależnie od okoliczności zawsze nas zaakceptuje.
Paradoksalnie teraz, gdy sama zostałam mamą bardzo odczuwam brak rodzeństwa, by dzielić z nim doświadczenie bycia rodzicem, a także prozaicznie mieć kogoś komu można, bez obaw, chociażby podrzucić dzieci. Siostra ma zawsze tę przewagę nad przyjaciółką, że dzieli z nami najważniejsze doświadczenie jakim jest wspólne dzieciństwo.
Decydując się na drugie dziecko też miałam obawy, bo starszy syn już trochę odchowany, już można spuścić go z oka. A tu znowu słabo przespane noce, pieluchy, kaszki. A potem pomyślałam ,że to śmieszne, by takie drobiazgi trwające najwyżej do trzeciego roku życia dziecka zakłóciły mi ponowną radość z bycia rodzicem, obserwowanie bawiących się dzieci, a mojego synka pozbawiły niezwykłego doświadczenia jakim jest bycie bratem.
W rodzicielstwie najtrudniejsza jest ta ciągła troska o dziecko i poczucie odpowiedzialności, które czujemy będąc już rodzicem jednego dziecka, czemu nie rozciągnąć tego zatem na drugie dziecko. I tak już zawsze dziecko będzie dużo, dużo ważniejsze niż wszystko inne. Już weszliśmy na tę drogę.
Wiem, znam, słyszałam te argumenty, że czasem rodzeństwa nie mają bliskiej relacji, a nawet walczą i kłócą się ze sobą. I że kobieta z jednym dzieckiem ma większą wolność i możliwość zmiany swego życia. Oraz, że im więcej dzieci, tym ich więź z rodzicami słabsza.
Decyzję o drugim dziecku uważam, za najlepszą w swoim życiu. I gdybym miała mniej lat, mniej aktywnego zawodowo męża i większe wsparcie rodziny to pomyślałabym o trzecim dziecku, bo podobno w tzw. triadzie dopiero zachodzi całe spektrum relacji społecznych.
Wczoraj, jak zawsze, wzruszył mnie widok moich bawiących się synów. Czekam aż wspólnie zbudują psotną koalicję. I nie zraża mnie,że starszy w momentach złości krzyczy: zabieraj Go mamo, mam Go dość. To też jest ważne, uczące doświadczenie.