
Kiedyś rodzice pracowali może krócej i mniej, ale to wcale nie oznacza, że poświęcali więcej czasu i uwagi swoim dzieciom. Dzieci to były…. dzieci, które swój czas wolny spędzały w towarzystwie rówieśników – na podwórku, na spotkaniach w dużym gronie u koleżanki/kolegi z sąsiedztwa. Dorośli po pracy zajmowali się swoimi zainteresowaniami: książki, majsterkowanie, gotowanie, spotkania towarzyskie i wcale nie spędzali czasu wolnego organizując kolejne atrakcje swoim dzieciom. Szperając w dalszej historii to „dobrze urodzone” dzieci miały mamki, bony i guwernantki, a inne wychowywały się „w obejściu”, „na ulicy” wśród rówieśników, sąsiadów, bliższej i dalszej rodziny, towarzysząc opiekunom w ich codzienności. Trochę nie mogę się zatem zgodzić z tezą, iż współcześni rodzice poświęcają swoim dzieciom za mało czasu, goniąc jedynie za pieniędzmi, samorealizacją i karierą.
I teraz ciągle słyszę, pobaw-my się mamo, porysuj- my, pooglądaj- my, pobuduj- my. Na moje zainteresowania mam czas w dziwnych godzinach wieczornych. Kiedy generalnie nie mam już …siły. W kinie bywam ostatnio głównie na filmach dla dzieci. W weekendy też staram się by dzieci dobrze się bawiły, by coś im pokazać, czegoś nauczyć.
Trudno się nawet czasem „dzieciatym” spotkać, bo dzieci chore, a to rodzice im obiecali taka czy inną atrakcję, a to angielski, tańce, chiński, etc. Więc może i pracujemy więcej, do późna, ale już cała reszta czasu jest dla dzieci. Dzieci już nie wychodzą na podwórko same by szaleć z rówieśnikami, nie wizytują się też same w domach, na placu zabaw też głupio wyciągnąć swoją książkę, bo przecież trzeba z dziećmi kredą malować albo organizować twórcze zabawy.
.
