Awantura jakich niemało trafiło się w ciągu naszej czteroletniej znajomości. Wydawałoby się, że kurz opadł i emocje jakby trochę wyciszone, wtem podchodzi do mnie i mówi:
- Nie lubię Cię, lubię tatę ... kocham tatę.
- Ja też Cię nie lubię - odpowiedziałam czterolatkowi kompletnie bez zastanowienia.
Wiem, że to niepedagogiczne, niewychowawcze, moje dziecko może mieć z tego tytułu uraz do mnie do końca życia itp itd. Nie zastanawiałam się nad tym w tamtej chwili, chciałam mu zwyczajnie "oddać". Tak, tak chciałam, żeby dziecko poczuło się tak źle, jak źle poczułam się ja w tamtej chwili. Na nim rzecz jasna mój brak sympatii nie zrobił większego wrażenia. Miał wszak przy sobie tatę, który nie od dziś jawi się lepszą formą rodzica.
- Przestań, sama zachowujesz się jak dziecko - wtrącił się tatuś. - Najlepiej od razu zacznijcie się kłócić, kto kogo nie lubi bardziej, a na koniec dajcie sobie po razie.
Z tym "razem" to pewnie trochę przesadził, ale blisko nam - mi i czterolatkowi - było do słownej przepychanki.
Łatwo Ci pouczać mnie tatuśku, bo to nie w Ciebie wycelowany był atak – pomyślałam w duchu. - Ciekawe jakbyś się poczuł gdybyś to Ty nosił go 9 miesięcy, rodził, karmił, nie przesypiał przez niego nocy, a w podzięce usłyszał, że Cię za to wszystko nie lubi ? - rozgoryczona kontynuowałam swój wewnętrzny monolog.
- Kotku, to tylko dziecko. - Dobiegł mnie gdzieś z oddali spokojny ton męża, próbującego uspokoić skołatane matczyne serce.
- Właśnie wiem, że to dziecko, a z dzieckiem jak z pijanym – raczej daleko mu do nieszczerości - skwitowałam.
Tak, przyznaję się – zdarza mi się obrażać na własne dziecko. Owszem, mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Tak, uważam że podczas kłótni z małoletnim przyjmuję postawę rozkapryszonego dziecka. Zawsze go za to przepraszam, tak jak i jemu zdarza się przeprosić za „zachowanie niegodne bobasa”, jak mawia jego tatuś. Liczę głęboko, że wraz z jego dojrzałością i ja nabiorę cech dojrzałego rodzica. Amen.