Fenomenalne, jak natura to skonstruowała. Kolejna moja znajoma urodziła. Dwa dni po porodzie siedziała na kanapie z dzieckiem i nie tyle nawet przyjmowała gości, co plotkowała ze znajomymi.
Kobieta rodząca naturalnie wraca do stanu sprzed ciąży praktycznie po dwóch, trzech tygodniach. A jeśli mało przytyła w czasie ciąży, to właściwie zostaje jej do zrzucenia po trzech tygodniach dwa do trzech kilogramów. Niektórzy maja więcej przybytku po wakacjach...
Miałam dwa razy cesarskie cięcie. Śmiałam się, że gdyby może inaczej się nazywało, to by mnie ominęło, ale skoro cesarskie... W przypadku gdybym rodziła w epoce kamienia łupanego, prawdopodobnie ani ja, ani moje pierwsze dziecko nie przeżylibyśmy porodu, choć wszystko wyglądało na przypadek książkowy i nawet zastanawiałam się, czy nie rodzić w domu, bo to tak blisko natury i teraz tak wiele się o tym słyszy superlatyw. Ale ostatecznie nie zdecydowaliśmy się, na szczęście jak się okazało. A ostateczną decyzję podjęliśmy, kiedy mój mąż zażartował sobie: „Ty urodzisz, a kto to wszystko posprząta?”.
Po cesarce pół roku dochodzi się do siebie, bo to wszystko wolniej i że taka poważna operacja. To prawda, operacja nie była lekka. Dużo krwi straciłam, ale nie dałam się wpędzić w ten szablon powolnego powrotu do formy.
Urodziłam trzy miesiące temu i mam się świetnie. Kilka dni po porodzie dźwigałam synka trzynastokilogramowego, bo jeszcze słabo chodził i nie narzekam, czasem mnie coś tam zabolało, dwa razy miałam lekki krwotok, raz zaburzenia widzenia. Nie mam czasu zbadać krwi, miesiąc temu wróciłam do pracy, do końca roku w moim kalendarzu może z dziesięć pojedynczych dni mam wolnych, bo jak już jestem, to dlaczego nie to i tamto? Z wielkimi wyrzutami sumienia zostawiam bobasa w pokoiku obok hali nagrań w TV i kreuję fikcyjną rzeczywistość. Nie mam wyjścia. Nie stać mnie na siedzenie w domu z dziećmi.
Spotkałam ostatnio moją znajomą aktorkę-celebrytkę w ciąży i opowiadam jej o tym, że już wróciłam do pracy i że mi z tym ciężko, bo problemem jest nie tyle zmęczenie, czy organizacja, co właśnie owe wspomniane wyrzuty sumienia, że ten czas już nigdy nie wróci, że to najpiękniejsze chwile i budowanie więzi i że jestem przecież tak bardzo potrzebna moim dzieciom...
A ja nie mogę sobie pozwolić nawet na trzy miesiące przerwy, bo dostałam propozycję pracy, no i super, fajnie, że jest zapotrzebowanie na rynku i nie muszę się martwić i stresować, że o mnie zapomną, ale nie miałam nawet obowiązkowego urlopu macierzyńskiego, skróciłam go, bo przecież nie odmówię pracy, nie stać mnie na to.
I co przeżywa matka pracująca w show biznesie? Mój synek miał w zeszłym tygodniu 40 stopni gorączki, duszności w nocy, rano pobiegłam z nim do lekarza - zapalenie krtani. Normalnie matka w takim momencie dostane zwolnienie z pracy, siedzi z dzieckiem i się nim opiekuje. A matka w show biznesie idzie na plan, bo nie odwoła dnia zdjęciowego, bo ją na to nie stać. Więc robiłam swoje, z całą przyjemnością i zaangażowaniem, jak tylko potrafiłam i błagałam tylko, żeby nie szło mu dalej i żeby mała się nie zaraziła. A w tym czasie moja siostra tuliła, koiła i kładła do snu. Wieczorem gorączka rosła, ja wracałam, nocy nie przesypiałam, mój mąż na plan na 5.40, ja na 8.00. Od 5.00 do 7.00 ja w trwodze, czy jedziemy do szpitala, czy zbiję gorączkę. Zbiłam, pojechałam do pracy. Dziś już jest lepiej. Mam wolny dzień i mniej wyrzutów sumienia, ale zeszło niżej. Ma zapalenie oskrzeli.
Wracając do sedna: spotkałam ostatnio na spacerze koleżankę-celebrytkę w ciąży. Opowiadam jej o tym wszystkim, a ona mi na to, że robi sobie rok przerwy, że tak postanowiła, bo ją na to stać. Wow, no i wspaniale. Można.
Tu właśnie zdałam sobie sprawę, że jestem jednak jeszcze daleko od statusu celebrytki, choć kolorowe gazety wrzucają mnie do jednego z nimi worka. No i zwykle się na to złoszczę i chcę być normalnym człowiekiem i jestem, ale w tym momencie jej pozazdrościłam. Nie tego, kim jest i co ma, bo nie o dobra materialne mi chodzi, ale o tę możliwość podjęcia takiej decyzji. Bo właśnie kiedy dostałam propozycję pracy natychmiast po porodzie i pomyślałam sobie, że to super, bo zarobię i nie będziemy się musieli martwić i takie tam przyziemne sprawy, pomyślałam jednocześnie - jakie to ciężkie czasy nastały. Natura przecież to inaczej skonstruowała: zaprojektowała podział, o który teraz tyle sporów - żeby matka przy dziecku, a ojciec na polowaniu. No o ile byłoby przyjemniej, gdyby się tak nie ścigać w tym wyścigu wiecznej pogoni za pieniądzem.
Jechałam dziś autobusem i miałam wrażenie, że ludzie są bardzo zmęczeni. Mało mają w sobie radości. No takie czasy nastały, rzadko się ma to, co się chce, a niektórzy nawet już przestają chcieć. Znam również wiele kobiet, które przestają chcieć mieć dzieci, bo boją się tej finansowej posuchy i utraty pracy. Wiemy, choćby przez te właśnie choroby dzieci pracodawcy krzywo patrzą, wiemy.
Inna sprawa, że czasem ego i parcie na karierę i władzę u wielu kobiet wypiera macierzyńskie instynkty. No takie demongendery powstają, ale tego bloga ona pewnie nie czytają.
I tak poobserwowałam dziś wewnętrznie ten nasz warszawski padół w tym autobusie i w celebryckim statusie i taka się refleksja pojawiła. Uważam, że wszystkie opiekunki powinny dostawać od nas (pracujących matek) wakacje w ramach prezentu raz do roku. I oby nas było na to stać ;)
No i nie jestem do końca pewna, czy ona usiedzi ten rok w domu, bo nie do tego są dziś kobiety stworzone.
Z cyklu zasłyszane (i nie, że znowu się do tatuśków przyczepiam, to życie samo podsuwa): „Kochanie zaokrągliłaś się” mówi mąż do swojej żony dwa tygodnie po porodzie.
Mąż nie jest mało wrażliwym robotnikiem na budowie, jest artystą.
I, jak to mówi moja przyjaciółka, w ten sposób zaatakowana przez męża, którego i tak ciągle nie ma w domu, bo nawet jeśli nie pracuje, to ma ważne sprawy na mieście do załatwienia: „Oni są po prostu inni“.