Droga Redakcjo, drodzy Czytelnicy, chciałabym zwrócić Waszą uwagę na pewną rzecz, która ogromnie mnie irytuje. Nie wiem, czy macie podobne doświadczenia, czy może tylko w szkołach, które znam tak jest, ale można by to określić jednym słowem HIPOKRYZJA.
Chodzi mi o Zakończenie Roku Szkolnego i system obdarowywania nauczycieli, w którym wszyscy jako rodzice chętnie uczestniczymy. U nas jest zawsze tak: na początku czerwca dostajemy pierwsze pytania od tak zwanej Trójki Klasowej, jak w tym roku robimy, czy każdy indywidualnie dziękuje czy składamy się na coś razem. I oczywiście wszyscy jesteśmy bardzo poprawni politycznie, dbamy o równość społeczną- jednym głosem (tak, tak, oczywiście) ustalamy, że będą kwiaty i prezencik. Skromny, malutki, czasami czekoladki plus jakieś zdjęcie, album. Jednym słowem schematyczna nuda.
Nie tylko ja tak myślę, ale też wielu innych rodziców, ale oczywiście brak odwagi u jednym, konformizm u innych, a u większości też lenistwo- powoduje, że wszyscy się na to zgadzamy. W duchu myśląc „Co za obciach, muszę dokupić coś sam”. Bo przecież wdzięczni jesteśmy tym nauczycielom, nie wszystkim, ale wśród nich zawsze jest jakiś dobry duch, człowiek o wyjątkowym sercu, co to ten nasz skarb wytulił w trakcie roku, nauczył sensownie i tak dalej. Więc chcemy mu podziękować bardziej, raz w roku wyjątkowo.
Pod wpływem tych myśli wdzięcznościowych i w obliczu tej sztampy, która jest szykowana zbiorowo w klasie - lecimy około środy, a więc dziś lub jutro do centrów handlowych, by w małych kolorowych torebkach przemycić potem jakiś drobiazg. Drobiazg ten w zależności od zasobów portfela jest: bransoletką z kamyczkami, dzbanuszkiem, błyszczykiem, szalem, czy nawet u bogatych perfumami czy biżu.
I tak się głośno zastanawiam, czy Wy też gracie w tę grę? I dlaczego my, rodzice o innych przekonaniach, tak się do tego fałszywie przyłączamy. Bo przecież każdy ma prawo dziękować jak chce. Każdy dziękuje za co innemu i komu innemu. Jedni z nas szanują/lubią/są wdzięczni nauczycielom w różnym stopniu. Dla jednego dziecka ukochany jest Pan od WF-u, a dla drugiego Polonistka. Niektóre dzieci sprawiały trudności i rodzic szczególnie chce podziękować Wychowawcy, że pomógł (jeśli pomógł). Plus cała rzesza innych: kucharek, cioć, pani od świetlicy, panu policjantowi, co przeprowadza na światłach. Dzieci lubią dziękować i my rodzice też. Dlaczego nie możemy robić tego tak jak chcemy i oficjalnie?
Argument pada zawsze ten sam: PODLIZUCH. Wymuszanie faworyzacji. Sympatii. Kupowanie ocen czy życzliwości nauczyciela. Ludzie, to nie PRL. Nauczycieli nie można dziś kupić, mają świadomość i doświadczenie. Niektórzy z nas chcą podziękować szczerze za to, co zrobili dla naszych dzieci. Rozumiem, że jedni z nas przeznaczą na prezent 20 złotych, a inni 200 zł - i tu może tkwić niesprawiedliwość. Ale przecież można przygotować piękny prezent i za tę małą sumę i zrobiony własnoręcznie, bo na końcu chodzi o pomysł. Kto lepiej to zrozumie niż nauczyciel, który przecież tym się zajmuje na co dzień?
Powiedziałam w tym roku NIE. Mam przeciw sobie sfochowane mamusie i tatusiów (ci, mam wrażenie, nie do końca wiedzą, za co są obrażeni, ale podążają za paniami). I trudno. Napisałam na forum, że w tym roku chcę podziękować wyjątkowo z serca. I że mam coś specjalnego dla Wychowawczyni mojej córki. I naprawdę nie jest to kupon na zakupy w Sephorze, ale książka z dedykacją autora, którego Pani X kocha. Plus wiersz mojej córki, który napisała dla niej, a wydrukowaliśmy na specjalnym papierze i oprawiliśmy. A my mamy za co dziękować naprawdę.
Więc, sorry, Kochani, ale my w tym roku chcemy wejść z papierową torebką odważnie, z podniesioną głową i nie czuć się potem jak ostatni hipokryci.