„Dlaczego ten mop jest taki brudny?! Przecież ty masz cały dzień!". Wyznanie kobiety niepracującej
List do redakcji
15 czerwca 2015, 18:28·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 15 czerwca 2015, 18:28
Mam sześciomiesięczną córkę, męża, z którym przed ślubem, spotykałam się sześć lat. Wierzyłam, że kobieta może przez chwilę nie zarabiać, zostać w domu. Mój mąż też tego chciał. Dziś? Tęsknię za finansową niezależnością.
Reklama.
Chwilę przed zajściem w ciążę pracowałam w dużej korporacji. Miałam 27 lat, dużo obowiązków, i umowę o dzieło. Zarabiałam 3 tysiące netto. Ale firma duża, znana, rozwojowa. „Kiedy dziecko?" pytali rodzice, ciotki. „Nie odkładaj" radziła starsza o 10 lat siostra. Ona zaszła w ciążę właśnie w wieku 27 lat. Tyle, że miała etat, który dostała po pierwszym spotkaniu z przyszłym pracodawcą. Nikt jej nawet nie proponował „śmieciówki". U nas w firmie osoby przed trzydziestką etatów nie miały. Za to trzeba było siedzieć od rana do wieczora. Nikt nie pilnował nadgodzin.
„Zajdź w ciążę, rzuć pracę" radził mój mąż. Byliśmy ze sobą sześć lat, od początku razem mieszkaliśmy. Od początku zgadzaliśmy się co do tego, że marzymy o prawdziwej rodzinie.
Planowaliśmy: dwójkę dzieci, psy, kota. On mówił: „chciałbym, żebyś nie pracowała dopóki dzieci będą małe". Myślałam podobnie, w mojej rodzinie taki układ funkcjonował doskonale. Mama zajmowała się domem, tata ogarniał resztę. Rodzice byli szczęśliwi.
Mój mąż zarabiał i zarabia dobrze. Około 8 tysiące netto. Czułam się z nim pewnie i bezpiecznie. Zdecydowaliśmy się na dziecko. Pracowałam do 7 miesiąca. Oczywiście, po tym, jak przestałam pracować przestałam też zarabiać. Cena umowy o dzieło.
Dziś moja córka ma pół roku. I uważam, że finansowa zależność od mężczyzny, to najgorsze co może być. Mój mąż jest sfrustrowany, o wszystko się czepia. O wszystko ma żal.
Kilka szczegółów:
– Pies nasikał dlaczego nie posprzątałaś (nie zdążyłam sprzątnąć, kąpałam córkę, on natomiast wpadł w te siki i nawet mu do głowy nie przyszło, żeby to samemu zmyć)
– Dlaczego nie pozmywałaś (w zlewie jeden kubek i łyżka)
– Dlaczego ten mop jest taki brudny?
– Dlaczego nie wylałaś wody z miski?
– Dlaczego nie wywiesiłaś prania? Dlaczego wywiesiłaś tak niechlujnie?
Odpowiedź: „Bo nie zdążyłam, bo zajmowałam się Weroniką, bo byłyśmy na spacerze", totalnie go dziwi. „Przecież ty masz cały dzień! Cały czas się nią zajmujesz?!"
Żeby było jasne. Nasze mieszkanie lśni. Obiad ugotowany. On sam w domu nie robi nic. Podtykam mu pod nos jedzenie, uprasowane ubranie, on nie wstawia nawet naczyń do zmywarki. Ok, ma ciężką, odpowiedzialną pracę, utrzymuje nas, ale czuję się jak służąca. Do tego niedoceniana. Wszystko wygląda inaczej niż w domu moich rodziców, którzy się wspierali, pomagali sobie, a podział obowiązków (tradycyjny) nie był pretekstem do kłótni.
Najgorsze jest to, że zaczynam mu nadskakiwać – tylko po to, żeby nie dawać mu pretekstów do pretensji. Próbuję też rozmawiać – ale to nic nie daje. „Na to się umówiliśmy" mówię. A odpowiada: „Tylko, że ja ze swojej roli wywiązuje się doskonale, a ty nie".
Kolejną sprawą są pieniądze. To upokarzające prosić: „Przelej mi na konto". Przypominać, tłumaczyć się z tego, ile kosztują detergenty, czy jedzenie, które on lubi jeść. Być rozliczaną, jak dziecko.
– czy ona musi mieć akurat tę sukienkę?
– po co Ci taki wózek? (bo mieszkamy pod miastem i jak wózek ma duże koła to łatwiej chodzić po wertepach, bo musi się łatwo składać i mieścić w niedużym aucie?)
– dlaczego potrzebujesz klapek na lato? Masz jedną parę z zeszłego roku.
Gdybym miała własne pieniądze, spakowałabym się i odeszła. Nie dlatego, że go nie kocham, ale dlatego, że on kompletnie przestał szanować mnie.
I nie, nie było żadnych znaków ostrzegawczych. Zanim urodziła się nasza córka mój mąż był fajnym facetem. Byliśmy oboje niezależni finansowo, nawet jeśli zarabiałam mniej to o nic go nie prosiłam.
Jedyne co mam do powiedzenia dzisiaj to to, że kobieta powinna być finansowo niezależna, powinna zarabiać. Nie wiem jak to pogodzić z rodzeniem dziecka przed trzydziestką. Nie wiem czy jest jakieś rozwiązanie. Ale już nie wierzę, że rozwiązaniem jest, gdy ona zostaje w domu. Te czasy już minęły.