My, Matki z DDA
List do redakcji
15 maja 2015, 14:38·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 15 maja 2015, 14:38Mam 40 lat i dopiero niedawno zrozumiałam, że mam dwie drogi: albo będę sama albo zwiąże się z alkoholikiem, ćpunem, przemocowcem, psychopatą... Byle był zły. A ponieważ mam dzieci, to nie mogę ich narażać na życie, które pisane jest mi. Córce alkoholiczki. Więc raczej będę już sama.
Dużo czytam, sporo wiem, zaliczyłam dwie terapie plus jedną grupową. I co? Wiem, co mi jest. DDA.
Dorosłe Dziecko Alkoholika. Dla nas, dzieciaków pijących, to słowo klucz. Mówisz DDA, my wiemy wszystko. Kontrola, lęk przed odrzuceniem, poczucie niższości, bycie śmieciem w swoich oczach, negowanie wszelkiego dobra, tłumienie złości, ataki lęku i stale obecny smutek. To tylko short list. Bo każdy DDA rozumie, że rządzi nim przede wszystkim chaos.
Odpuściłam więc związki. Z całych sił staram się być dobrą matką. Moje dzieci mają 10 i 12 lat. Trochę za późno, by wyciągać wnioski. A jednak. Rozmawiam z innymi matkami DDA. Wiele z nich powtarza to samo:
- Nasz problem to KRZYK. Mimo, że same byłyśmy wielokrotnie ofiarami przemocy, nie potrafimy opanować złości wobec naszych dzieci. Nikt nas nie nauczył efektywnie odliczać do dziesięciu. Krzyczymy. Zdarza nam się dać klapsa. Żałujemy tego i stale..
- ...Czujemy się WINNE. Wina to nasza siostra bliźniaczka. Pojawia się jak zgrabna klamra we wszystkich sytuacjach, w których zawodzimy. A ponieważ zawodzimy stale kogoś, głównie siebie, to na pewno każdego dnia spoglądamy w jej wredną twarz.
- Jesteśmy NADOPIEKUŃCZE. Ponieważ
wychowano nas, by ratować innych, potrzeba opieki jest naturalna i bardzo rozwinięta. Wynagradzamy dzieciom to, czego same nie miałyśmy. Kupujemy za dużo i za często. Niewiele wymagamy. Nie uczymy dzieci samodzielności. Żyjemy z nimi w symbiozie.
- Jesteśmy NIESTABILNE. Wpadamy łatwo w euforię, a za chwilę w złość lub smutek. Przytulamy zachwycone dziecko, by za chwilę być nim zirytowane i je odrzucić. Czujemy się winne, więc znów przytulamy. Przepraszamy, a ono nie wie za co. My czasami też nie.
- Bywamy NIEDOJRZAŁE. Mylą nam się konta bankowe, wyłączają nam telefon, Internet i jesteśmy ostatnimi, które zmienią opony za zimowe. Jeździmy bez przeglądu technicznego. Zapominamy dać o odpowiedniej porze leki.
- Lubimy RYZYKO. Jeździmy za szybko samochodem, bywa, że nie przeszkadzają nam dwa wypite kieliszki wina. Lubimy seks i często zmieniamy partnerów.
- Nasze dzieci nie znają pojęcia „stały związek“. Raczej myślą, że istnieje świat miłości między kobietą i mężczyzną poza ich domem. Ich mama kocha tylko je. My matki DDA jesteśmy nauczone, że kocha się tylko rodziców i dzieci. PARTNERÓW SIĘ NIE KOCHA.
- Na co dzień mamy przylepione uśmiechy, które mówią, że „WSZYSTKO JEST W PORZĄDKU“ (recytujemy to od dzieciństwa jak wierszyk Brzechwy), ale jest w nas głęboko smutek. Ten smutek oddziela nas od ludzi. Dzieci to czują i wykrzywiają nam palcami kąciki ust. Nie lubią tych momentów, gdy nas tracą.
- Mamy takie myśli, że nie nadajemy się na matki. Że nigdy nie powinnyśmy nimi być. Stale martwimy się, że dzieci zapłacą za tą decyzję.
Mam 40 lat i bardzo kocham moje dzieci. Właściwie moje życie nie miałoby sensu, gdyby nie one. Mój terapeuta mówił, że to nieprawda i kazał mi wymieniać inne powody. Praca, przyjaciele, podróże, wspinaczka, którą kocham, pies. Prawda jest taka, że z wymienionych rzeczy, tylko pies dla mnie cokolwiek znaczy.
Trochę wyszło jak monolog desperatki, której matka chlała. Może właśnie nią jestem, a może po prostu chcę powiedzieć, że bardzo się staram i że moje dzieci dużo się śmieją.
I wyglądają na szczęśliwe. Ostatnio graliśmy w scrabble i ktoś ułożył słowo „kocham“. Rzadko czuję miłość. Wszystko mi się myli w tym temacie. Ale dzieci kocham. Słowo honoru.
Dorota