Jak to się dzieje, że doprowadzamy do takiej znieczulicy. Dlaczego dorosły chłopak nie może pomóc zmęczonej matce?
List do redakcji
13 lutego 2015, 15:45·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 13 lutego 2015, 15:45 Od jakiegoś czasu czytam artykuł zamieszczone na portalu MamaDu. Tematy tam poruszane są mi bliskie, Sama bowiem jestem mamą uroczego pięciolatka, ponadto pracuję w szkole, więc mam pełne spektrum i ogromny materiał do obserwacji.
Dziś byłam świadkiem sceny, która mnie zbulwersowała, dlatego właśnie postanowiłam napisać do was droga redakcjo MamaDu.
Stałam sobie w kolejce do kasy w jednym z marketów. Przede mną matka z synem, na oko licealistą, wyższym od niej co najmniej o głowę. On z rękami w kieszeniach, ona z ciężkim koszykiem, którego nie było gdzie odstawić. Nagle ona zaczyna grzebać w torebce w poszukiwaniu portfela, wykonuje karkołomne ruchy, aby jedną ręką złapać koszyk, drugą otworzyć torebkę. Przez chwile szamocze się, ale cała operacja kończy się niepowodzeniem. Chłopak przez cały czas stoi z rękami w kieszeniach. Patrzę, coraz bardziej zaciekawiona co się dalej stanie i oczom nie wierzę. Nagle matka wręcza koszyk synowi. On patrzy na nią bez słowa, ale jego mina mówi: "sama sobie trzymaj", aż w końcu niechętnie bierze koszyk. Kobieta znajduje portfel i od razu przejmuje zakupy od synalka. Szłam za nimi kilkanaście minut po wyjściu ze sklepu, ona niosła zakupy, a on niósł ręce w kieszeniach i minę męczennika, dla którego życie bywa nieznośne.
Po powrocie do domu długo nie mogłam o tym zapomnieć. Bo jak to się dzieje, że doprowadzamy do takiej znieczulicy. Dlaczego dorosły chłopak nie może pomóc zmęczonej matce, wszak kultura tego wymaga. Z jakiegoś powodu, przyszedł mi do głowy mój brat, który zawsze dźwigał za mamą siatki z zakupami i pomyślałam o nim ciepło. A potem, gdy już minęło kilka godzin i na chłodno przeanalizowałam sytuację, pomyślałam, że ta kobieta prawdopodobnie sama jest sobie winna. Jestem prawie pewna, że spotkałam dziś jedną z tych matek, która przez całe życie usuwała wszelkie przeszkody spod nóg swojego dziecka, zapracowawszy sobie tym samym na miano "Superwoman".
Przecież mama potrafi i może wszystko. Dziecko szybko orientuje się, że rodzicielka może być nie tylko osobą do kochania, ale wspaniałym materiałem na domową służbę. Wystarczy zrobić odpowiednią minę, a mama natychmiast dostarczy żywność i napoje, a także posprząta po dziecku i jeszcze kupi od czasu do czasu coś ładnego. W dodatku wszystko to robi za symboliczne "Kocham cię mamo".
Dziecko w końcu dorasta, ale nie zauważa, że matka robi się coraz starsza i bardziej zmęczona. Po co pomagać komuś, kto ze wszystkim sobie świetnie radzi. Dziecko wsadza ręce w kieszenie i nie rozumie, dlaczego mamusia nagle robi się zła. Dlaczego teraz mam pomagać, skoro dotąd sama sobie radziła?
Sama jestem matką syna. Liczę za jakiś czas na jego pomoc i wsparcie, ale do tej chwili przygotowuję go już dziś. Mówię mu, że jestem zmęczona, jest mi ciężko, czuję się słaba. Pozwalam sobie pomóc, na razie w rzeczach drobnych, ale czym skorupka za młodu nasiąknie...