Mały poradnik przyszłej macochy
List do redakcji
04 lutego 2015, 13:44·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 04 lutego 2015, 13:44X pewnie nawet nie wie ile jej zawdzięcza. To dzięki Y ma rower (ja sam nie umiem jeździć, więc pewnie nawet do głowy by mi to nie przyszło). Dzięki Y ma koty, których kiedyś panicznie się bała, a dziś są niemal całym jej życiem. To Y wypatrzyła na basenie cudownego Pana Patryka, który dzieli pracę między uczenie pływania niepełnosprawnych dzieci i szkolenie komandosów na jakimś poligonie. To dzięki kontaktom matki Y udało się zmienić szkołę na lepszą. To wreszcie dzięki Y przestałem być weekendowym tatusiem od kina i lodów i stałem się (przynajmniej na jakiś czas) ojcem pełną gębą, z całym zakresem obowiązków.
Biorąc pod uwagę, że X jest autystykiem, mogę powiedzieć, że wygrałem los na loterii. Jaka inna kobieta wiążąc się z facetem, chciałaby się tak zaangażować w opiekę nad chorym, bądź co bądź, dzieckiem?
A jednak coś poszło nie tak. X zwyczajnie nie lubiła Y. Przyzwyczaiła się do niej, tolerowała, ale nie polubiła.
Uświadomiłem to sobie podczas jakiegoś wypadu ze znajomymi do podwarszawskiej knajpy, kiedy przy wszystkich pokłóciliśmy się o to, co X (wtedy na diecie bezglutenowej) ma zjeść. Nawet Z, nastoletnia córka Y, próbowała wtedy mediować. – Mamo, daj spokój, ona zje tę zupę – powiedziała. – A załóż się, że nie zje – wypaliła wściekła Y. Wtedy ja dostałem piany. Powiedziałem, że moja córka to nie mecz Chelsea-Liverpool i nie życzę sobie, żeby ktoś się o nią zakładał.
Poszliśmy potem „na stronę”. Y się popłakała i powiedziała mi: - Dlaczego nikt nie widzi jak ja się staram? Dlaczego nikt tego nie docenia?
Nie miałem na to dobrej odpowiedzi. Za to najlepsza przyjaciółka Y, która nigdy nie owijała rzeczy w bawełnę, powiedziała jej później: - Ona cię nie lubi. Wszyscy w tym waszym patchworku się lubią. Twoja córka lubi twojego faceta. Twój facet lubi ją. Nawet dziewczynki się polubiły. Tylko X cię nie lubi. I to się źle skończy.
No i skończyło się źle, choć z zupełnie innych powodów.
Do dziś zastanawiam się, co zrobiliśmy nie tak. Czemu Perfekcyjna Macocha nie podbiła serca mojego dziecka.
- Bo ja od niej wymagam – mówiła Y. – Bo stawiam jej granice. To była prawda, ale z drugiej strony granice i wymagania stawiają też dziadkowie, moja siostra i mój szwagier. A X ich kocha.
Myślę, że zadecydowały dwa czynniki. Oba początkowo zlekceważyłem i to moja wina.
Po pierwsze: zadaniowość. – Y jest strasznie zadaniową kobietą – żartowała (z pełną sympatią) moja siostra. To prawda, wszystko było zadaniem. Praca była zadaniem, wakacje były zadaniem, własne dziecko było zadaniem, więc cudze też. Trzeba nauczyć, pokazać, osiągnąć. Bardzo mi to imponowało. Dopiero dziś lepiej rozumiem, że dziecko – swoje, cudze, chore, zdrowe, wszystko jedno – nie jest zadaniem, tylko człowiekiem. I że jeżeli zacznie się je traktować jak „wyzwanie” to natychmiast to wyczuje. I na pewno mu się to nie spodoba.
Po drugie: konkurencyjność. Y chyba uwierzyła, że będzie dla X lepszą matką niż jej własna. Nie lubiły się. Uwierzyła, że potrafi o nią lepiej zadbać, lepiej wyprawić na wakacje, wymyślić lepszą terapię. Skutecznie przekonała do tego moją rodzinę, a ja swoją biernością prawdopodobnie jeszcze podsycałem ten konflikt. Y ma niewyparzony język i nie raz w obecności X ostro krytykowała jej matkę.
Za późno się zorientowałem, dlatego dziś z czystym sumieniem mogę apelować do wszystkich obecnych/przyszłych macoch/ojczymów: NIGDY, PRZENIGDY nie mów złego słowa o rodzicu w obecności jego dziecka. Jeżeli wydaje ci się, że jest za małe, lub za słabo rozwinięte by zrozumieć o czym mowa, to wiedz że się mylisz. Jeżeli jest głuchonieme, to odczyta twoją krytykę z ruchu warg. I nie zapomni ci tego.
Wybaczcie kolejne futbolowe porównanie (takie zboczenie zawodowe) ale w tej konfrontacji macie mniej więcej takie szanse jak niegdyś Wisła Kraków z FC Barcelona. Możecie rozegrać mecz życia. Wyjdzie wam kilka cudownych zagrań. Może nawet strzelicie bramkę. Ale i tak przegracie. Wynik tego spotkania jest ustalony na długo przed pierwszym gwizdkiem.
Śmieszne, bo paradoksalnie ja bardzo szybko zorientowałem się, że z ojcem Z nie mam co konkurować. Ile by nie narozrabiał i tak to on będzie Najprzystojniejszy, Najmądrzejszy i w ogóle Naj… Ale w drugą stronę jakoś tej mądrości nie potrafiłem przekazać.
Każde rozstanie obfituje w traumatyczne momenty o których pamięć wchodzi pod skórę jak drzazga i bywa, że uwiera do końca życia. Nasze nie było wyjątkiem. Ale z tych wszystkich złych chwil chyba najlepiej pamiętam moment, gdy ostatni raz spotkaliśmy się we trójkę i Y chciała się pożegnać z X.
Mało który rodzic autystycznego dziecka to przyzna, ale one potrafią bardzo sprytnie rozgrywać swoją chorobę. Gdy czegoś chcą, są zaskakująco konkretne i racjonalne. Jeżeli nie, stawiają wokół siebie mur, na zasadzie „nie rozumiem co do mnie mówisz, nie widzę cię”. Tak było i tym razem. Y powiedziała X, że bardzo ją lubi i że będzie za nią tęsknić. X potraktowała ją jak powietrze. Byłem wtedy rozgoryczony i wściekły na Y, ale mimo to czułem, że po tym wszystkim co zrobiła nie zasłużyła na taką odprawę.
Może jednak nie wszystko poszło na marne? X ma w głowie kalendarz, a w nim wszystkie daty urodzin i imienin bliższej i dalszej rodziny, przyjaciół i znajomych (bezcenne dla ojca, który nie pamięta o urodzinach własnych rodziców). Ostatnio powiedziała mi: Ciocia Y ma za dwa dni urodziny. Trzeba będzie zadzwonić.
Ano trzeba będzie.