"Wmawia dziecku, że tam, gdzie ja mieszkam, nie ma już jego domu - jest". Gdy ojciec walczy o dziecko
List do redakcji
24 stycznia 2015, 08:57·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 24 stycznia 2015, 08:57Jesteśmy w trakcie rozwodu. Moja (jeszcze) małżonka wyprowadziła się do domu swojego taty, gdzie ma ponad 30 proc. udziałów i zabrała ze sobą prawie 7-letniego synka, który do tej pory głównie wychowywał się ze mną. Moja żona była przez ostatnie prawie 5 lat tak zajęta realizowaniem się zawodowo, sportowo, hobbystycznie, że na wspólne życie nie starczało jej już czasu.
Byliśmy na terapii małżeńskiej, nawet na dwóch. Pierwszą na początku zerwałem, ponieważ byłem od samego początku tak oczerniany przez małżonkę, że to nie miało najmniejszego sensu.
Drugą przeszliśmy do końca. Wynikło wtedy, iż małżonka totalnie wypaliła się w związku, związek jej już w ogóle nie interesuje, nie współpracuje w związku.
Postanowiliśmy się rozstać przed mediatorem latem 2013 roku. Podczas trwania mediacji moja małżonka zaczęła zgłaszać mnie na policję za rzekome pobicie. Policja zgłoszenia nie przyjęła. Wtedy udała się na obdukcję rozbitego (rzekomo przeze mnie) łokcia prawej ręki (podczas wizyty kobiety z ośrodka pomocy społecznej, udowodniłem, że nawet gdyby doszło do jakiejś przepychanki, której w ogóle nie było, miałaby rozbity lewy, a nie prawy łokieć - rzekomo pchnąłem ją na kaloryfer, który jednak znajdował się z jej lewej, a nie prawej strony).
Cały czas nasyłała na mnie policję. Kłamała również przy policji - sama sobie w pewnych momentach zaprzeczała. Wyprowadziłem się wtedy na kilka dni do jej brata - ten po paru dniach zaczął mi grozić, że jeśli nie zrobię tego, czego chce moja żona, ciężko tego pożałuję.
Uciekłem wtedy od niego i zamieszkiwałem kilka dni w jednym ze szczecińskich akademików. W pobliżu nie mam rodziny.
Jak miałem się pojawić w domu, ona szła do sąsiadów, aby 'skorzystać z toalety' (w domu były dwie toalety), stamtąd dzwoniła na policję, wracała do domu, prowokowała awanturę, aby policja mogła takie coś odnotować. Ani razu nie zostałem przez policję pouczony. Policjanci mnie puszczali i rozmawiali z nią. Małżonka wtedy się wyprowadziła.
Po około miesiącu, mimo iż nie chciałem z nią już rozmawiać, zgodziłem się na spotkanie, na którym mnie przepraszała i obiecała, że m.in. zlikwiduje konta, na które regularnie odprowadzała pieniądze, nie będzie kłamać, znajdzie czas na wspólne życie i wiele innych. Ze dwa miesiące było lepiej, jednak po tym czasie, znów wszystko zaczęło się od początku. Definitywnie rozstaliśmy się w połowie października 2014r.
Obecnie synek mieszka z mamą. Ona nim manipuluje, wmawiając, iż wyrzuciłem ich z domu. Mówił mi o tym synek, w odpowiedzi moja małżonka obiecuje mnie za to przeprosić przed chłopcem, czego oczywiście nie robi. Dodatkowo wmawia mu, że tam, gdzie ja mieszkam, nie ma już jego domu - jest.
Widać, że synek za mną bardzo tęskni, dzwoni do mnie często, prosi, abym czytał jemu jego ulubione książki przez telefon, co też oczywiście robię.
Ona ma brata 'bandziora' (którego się boję), który uczy synka złych nawyków, np. nauka jest nieważna, jeździ się bez zapiętych pasów, ucieka przed policją, itd. Wszystko to staram się prostować podczas naszych krótkich spotkań.
Spotykamy się dwa razy w tygodniu (z reguły po szkole na 2 godziny), plus co drugi weekend (piątek po szkole do niedzieli wieczorem). Jak dla mnie i Karolka to jest nic, szczególnie dlatego, ponieważ do tej pory byliśmy razem codziennie.
A.
Panie A., bardzo dziękuję za list, w którym opowiada Pan bardzo smutną historię.
Wyobrażam sobie, jak bardzo zagubiony musi być w tej sytuacji Pana syn i trochę niepokoję się, jakie będą dla niego konsekwencje tych zmian. Po pierwsze wyprowadzka, po drugie ograniczenie kontaktu z Tatą, po trzecie (z tego co Pan opisuje) stawianie chłopca w konflikcie lojalności. Trochę dużo tego. Dobrze byłoby zapewnić mu w tym okresie opiekę psychologiczną.
Może w szkole jest jakiś pedagog lub psycholog, który pomógłby poukładać mu te wszystkie sprawy? W takich sytuacjach niezwykle pomocne jest, gdy obok dziecka jest jakiś neutralny dorosły, który nie opowiada się po żadnej ze stron i któremu może dziecko zaufać i omawiać z nim swoje emocje i myśli.
Jeśli chodzi o Pana, proszę spróbować nie włączać się w dyskusję o tym, jak zachowuje się Mama chłopca. Ważne, by powiedzieć mu, że ludzie czasami w złości mówią głupstwa (można to odnieść do jego kłótni z kolegami i wyzywania się). Proszę mu często powtarzać, że Pan go kocha zawsze. I pewnie czeka Pana jeszcze długa walka o syna, w której relacja jego i Pana musi być szczególnie pielęgnowana. Przykro mi, że jest Panu tak ciężko.
Proszę też zadbać o siebie, pozdrawiam ciepło.
Małgorzata Ohme