"Czy coś tę kobietę łączy z moim mężem? Odpowiedź do dziś pamiętam: Skoro pytasz to sama wiesz."[list do redakcji]
List do redakcji
15 stycznia 2015, 16:53·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 15 stycznia 2015, 16:53Jak tylko zobaczyłam temat przeczytałam artykuł...
Trudne sytuacje, które towarzyszą mi już od dłuższego czasu.
Moja historia jest w sumie krótka... Jedynie jej skutki ciągną się za mną do dziś i pewnie jeszcze długo będą...
Ojca moich dzieci poznałam jakieś 10 lat temu... To była miłość od "pierwszego wejrzenia"... A. był z tych "niegrzecznych" a mnie zawsze do takich ciągnęło ;) Pobraliśmy się dość szybko, bo po jakichś 2 latach. 2 Lata po ślubie urodziła nam się córka. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Rodzice zakochani w małej ślicznotce, praca, obowiązki, przyjemności. Normalne, ale nie nudne życie. 3 lata po urodzeniu córki przyszedł na świat synek. U mnie wszystko było normalnie.
Cieszyłam się ogromnie, że mam 2 wspaniałych, zdrowych dzieci, ale dwoje dzieci to już spory obowiązek... A. wydawał się być tym zmęczony, dziećmi zajmował się mało, po pracy musiał odpocząć, nic mu się nie chciało. Rozmawialiśmy, ale zrozumienie było jedynie z mojej strony. On pracował od rana do wieczora, prowadził firmę i potrzebował czasu dla siebie, na odreagowanie. Ja zaś pracowałam na 2 etaty w szkole, w przerwach karmiłam syna, a potem zajmowałam się domem i dziećmi. Ja w takiej sytuacji nie byłam przez niego rozumiana, ale... Kobiety z natury są silniejsze i powiedziałam: ok. Potrzebujesz czasu dla siebie, odreagowania - zadbaj o siebie.
Po jakimś czasie mąż wymyślił, że zacznie uprawiać sport - będzie biegał. Wracał z pracy o 20, o 21 wychodził biegać - wracał ok. 24. Tak było dzień w dzień przez dobre pół roku. Przestało mi się to podobać, kiedy przez 10h w pracy siedział, a nie było z tego prawie żadnego dochodu, ja na dwa etaty utrzymywałam całą naszą czwórkę i dbałam o wszystko w domu, łącznie z zakupami, sprzątaniem, gotowaniem, i opieką nad dziećmi.
Nie ukrywałam, że zaczęłam go trochę sprawdzać... wpadłam bez zapowiedzi do pracy, a to zobaczyłam gdzie idzie po pracy, bo zdarzało się, że wracał 2h po zamknięciu. Często nie odbierał telefonu, stał się oschły i obojętny. W rozmowach często był wobec mnie arogancki, oskarżał mnie, że nie dbam o ognisko domowe, nie poświęcam mu czasu, że ciągle tylko dzieci. W pracy po sąsiedzku pracował z pewną dziewczyną. Kilkakrotnie zauważyłam, że rozmawiają ze sobą w zbyt "promienny" dla mnie sposób.
Zdarzyło się to raz, drugi... powiedziałam: nie, tu coś nie gra. A. miał pracownika, usiadłam kiedyś i wprost go zapytałam: czy coś tę kobietę łączy z moim mężem? Odpowiedź do dziś pamiętam: Skoro pytasz to sama wiesz.
Próbowałam wszystkiego, rozmawiałam z nim, z nią... każde się wypierało. Z pomocą znajomych zdobyłam dowody, kilka zdjęć kiedy są razem, po pracy...spisałam sobie jej numery z jego telefonu, dowiedziałam się gdzie mieszka... na koniec w kurtce męża znalazłam telefon, w którym było wszystko co potwierdziło moje podejrzenia.... Tego samego dnia wyprowadził się, po tym jak postawiłam mu warunek, że albo ona albo ja.
Nie próbował wyjaśniać, nie zależało mu chyba na odzyskaniu nas... Złożyłam dokumenty
do sądu, 2.5 roku później uzyskałam rozwód z orzeczeniem jego winy. Przez te 2.5 roku było różnie. Przez długi czas spotykał się jeszcze z tą dziewczyną, przeżywał swoją drugą młodość, a u mnie w tym czasie umierało to co nas kiedyś łączyło.
Skupiłam się w 100 % na dzieciach. Mieszkały ze mną, kontaktów mu nigdy nie zabraniałam. Samo w sumie się uregulowało tak, że widywał je jeden dzień w tygodniu i jeden dzień w weekend. Zależnie od tego jak mi się wiodło, takie było kontakty. Jak widział ze
nie cierpię, że mi się udaje osiągnąć to, co założyłam w sądzie to i jego wizyty były wrogie.
Chciał brać dzieci nie mówiąc mi gdzie będą i kiedy wrócą. Wtedy nie godziłam się na to, więc było grożenie policją. Jednak dzieci były małe: syn miał niecałe 2 latka, córka prawie 5. W tej kwestii wydawało mi się ze się dogadaliśmy i wszystkie sytuacje niemiłe, rozmowy, ustalenia odbywały się bez obecności dzieci. Minął rok, kontakty sądownie zostały ustalone jedynie raz w tygodniu w niedziele między 10-18. Wszystko było systematycznie.
Niedzielę dzieci nazwały dniem taty, chodziły do babci, bo A. zamieszkał z matką, ale długo to nie trwało. Nic z dziećmi nie robił, standardem było całodniowe oglądanie bajek, krzyki, kary za złe zachowanie. Zawsze rozmawiałam z dziećmi po powrocie. Córka często była nadąsana, skarżyła się ze tata krzyczy, że jest niesprawiedliwy, bo brata nie kara itp...
I faktycznie tak było. Zwracałam mu uwagę, sugerowałam jak powinien postępować, że nie może zmieniać dzieciom zasad wychowawczych na jeden dzień skoro wychowują się w innych przez resztę tygodnia. Prosiłam, żeby organizował im czas, bo są znudzone pobytem u niego.
Nie czują. że za nimi tęskni. Ale wszelkie moje sugestie było z założenia złe, bo były moje.
Aż w końcu przez prawie 3 m-ce córka stawiała kategoryczne "NIE" i zostawała w domu, nie chciała go odwiedzać. Syn był i nadal jest przekupny, więc na niego zawsze znalazł sposób. Tłumaczyłam jej, jak jest, że pewne sytuacje się zdarzają, ale są na nie rozwiązania, że powinna otwarcie mówić czego potrzebuje, jak chciałaby spędzać czas, co jej się nie podoba... Nawet ją zachęcałam do próby porozumienia się z ojcem, bo wiem ze dziecko potrzebuje tego kontaktu choćby nie wiem jaki był... Jednocześnie nie chciałam jej zmuszać, czekałam... no i któregoś razu przełamała się, nie było super, ale zaczyna znajdować swój sposób porozumiewania się z ojcem...
Ogólnie niestety nie jest on jej autorytetem, wielokrotnie ją zawiódł, obiecał coś i nie dotrzymał słowa, więc zaufanie do niego jest bardzo ograniczone. W chwili obecnej podobny kryzys kontaktu z nim przeżywa synek... Mam nadzieję, że to przejściowe... Wspieram moje dzieci jak mogę, nigdy nie staję na drodze między nimi a ojcem... ale w związku z tym ze non stop prawie jesteśmy we trójkę, dzieci są ze mną bardzo zżyte... Każda rozłąka, chociażby mój jednodniowy pobyt w szpitalu był dla dzieci bardzo trudny... Gdyby kontakt z ojcem nie był na zasadzie, że musi być, tylko gdyby on się starał o tą relację dbać, myślę że i ja i dzieci czulibyśmy się pewniej... A tak, jak ja zaniemogę dzieci czują strach kto się nimi dobrze zajmie... Może ma Pani rozwiązania jak pracować nad sytuacją? Powiem jeszcze tylko że przez cały tydzień ojciec do niech nawet nie dzwoni, dzieci też nie wspominają o tacie...
Ja powoli próbuję związać się z kimś, ale jestem w tej kwestii ostrożna... Dzieci miały okazję spotkać się kilkakrotnie z nim (kolegą mamy) i przepadają za nim. Wiem, że w przyszłości przez to osłabnie więź z ojcem jeszcze bardziej. To mój ciężki orzech do zgryzienia... ale chyba po prostu czas pokaże.
Mam nadzieję ze Pani nie zanudziłam ;)
Pani Moniko, przede wszystkim DZIĘKUJĘ za podzielenie się swoją historią. To trudna sytuacja, ale to Pani wie najlepiej. Ojciec, jak widać, nie wykazuje zaangażowania w zabieganiu o kontakt z dziećmi, co skutkuje osłabiającą się między nimi relacją. I to się może pogłębiać aż do momentu, gdy dzieci odmówią jakichkolwiek spotkań. Coraz ciężej będzie odbudować to, co obecnie jest niszczone. Szkoda.
Pyta Pani, co może zrobić?
To pytanie zakłada, że to znów Pani musi wykonać pracę zamiast Ojciec dzieci. Rozumiem, że troszczy się Pani o nie, ale, prawdę mówiąc, zrobiła już Pani wiele i chyba prócz nie okazywania przy nich rozczarowania czy złości na Tatę, niewiele jeszcze Pani może zdziałać.
Ich zanikająca więź może wiązać się jednak z pytaniami do Pani, coraz bardziej konkretnymi, gdy będą starsze. "Dlaczego Tata je zostawił?". "Czy kochał je, czy kocha nadal?". "Czy wróci?" lub po prostu stwierdzeniami "Nie kocham go", "Nie chcę go znać", "To obcy człowiek". Warto w takich momentach okazać zrozumienie dla uczuć, ale nie włączać swoich emocji w postawy dzieci. Bo w przeciwnym razie stanie się Pani ich sojusznikiem w niechęci wobec Taty, która jest zrozumiała, ale nie musi być przez drugiego rodzica wspierana. To najwięcej, co może Pani dla niego i dla nich zrobić.
Pewnie Pani wie, że czasami trzeba coś stracić, by uświadomić sobie, że to ważne. Może tak będzie z Tatą Pani dzieci? A może nie? To, co się teraz wydarzy zależy w dużej mierze od jego reakcji i tak proszę o tym myśleć. Dzieci mają kochającą Mamę i to jest ich miarą stabilności i bezpieczeństwa w życiu. Choć rozumiem, jak bardzo to jest obciążające dla Pani...
Tym bardziej proszę budować swoje szczęście i nowy związek. Zamiast skupiać swoją uwagę na byłym partnerze, lepiej skoncentrować na tym, który naprawdę JEST. Być może będzie dla dzieci zastępczym Tatą, a może po prostu przyjacielem? Pisze Pani, że " w przyszłości przez to osłabnie więź z ojcem jeszcze bardziej". Nieprawda. Nie przez Pani związek. Przez brak obecności Ojca. Ten "orzech, jak to Pani nazywa, do zgryzienia" to Pani poczucie winy. Niepotrzebne. Zrobiła Pani naprawdę dużo w tym temacie.
Nie zanudziła mnie Pani. Wręcz przeciwnie, poruszyła...
Wszystkiego dobrego, Małgosia Ohme