REKLAMA
Ruszyliśmy zgodnie z planem o 10 rano. Jeszcze poprzedniego dnia pakowaliśmy do pudeł książki, gadżety dla dzieci i rodziców, no i własne rzeczy też :) W końcu się udało. Z zaprzyjaźnionego sklepu pożyczyliśmy wózek i można było przystąpić do załadunku. Nasz kochany samochodzik nie jest niestety z gumy, ale dzielnie się rozciągnął na tyle, aby umożliwić nam upchnięcie wszystkich kartonów, toreb, paczek i innych bagaży. Czekaliśmy jeszcze na kuriera, który miał nam dostarczyć fantastyczne książki - nagrody dla dzieci - od wydawnictwa Ameet. Niestety nie udało się. Okazało się, że dostawa polega na podstawieniu palety pod dom, a my już nie czuliśmy się na siłach sami rozładować i wtargać 200kg książek do naszego biuro-domu. W poniedziałek poprosimy naszego darczyńcę o przekierowanie przesyłki bezpośrednio nad morze.
Podróż minęła spokojnie i bez korków. Jechaliśmy A2 i A1 a potem, omijając Trójmiasto „dołem” przez cudne kaszubskie wioski dotarliśmy do ... Biedronki w Łebie.
Tu ostatnie, a może nawet pierwsze zakupy i byliśmy na miejscu w gościnnej „Arenie Słońca”.
Tu ostatnie, a może nawet pierwsze zakupy i byliśmy na miejscu w gościnnej „Arenie Słońca”.
Pierwszy raz przyjechałam do Łeby w 1979 roku. Podróż pociągiem trwała niemal całą noc. Wyprawa do pracy w OHP była potrzebna mnie, licealistce, do uzyskania punktów na wymarzone studia. To znaczy tak myślałam wtedy, bo potem okazało się, że „cały ten OHP” był potrzebny na nic.
Przez sześć długich tygodni harowaliśmy w kuchni, na zmywaku i w stołówce ośrodka mieszczącego się w tzw. barakowozach, czyli wagonach kolejowych przerobionych na "bungalowy". Pobudka o 4 rano a cisza nocna o 23, czasem później. Strasznie ciężka praca i wiele obserwacji.
Nie dotyczyły one plaży, bo ani razu nie byłam nad morzem. Nie byłam także w drugiej części miasta, swoistym centrum, za portem…
Od tamtej pory nigdy, ale to nigdy na wczasach, nie jadłam posiłków na tzw. „drugą zmianę”…
Od tamtej pory nigdy, ale to nigdy na wczasach, nie jadłam posiłków na tzw. „drugą zmianę”…
Napatrzyłam się za wsze czasy, choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że były inne realia i puszki z brzoskwiniami zastępowane kilogramami cukru przez nieuczciwą kucharkę to pieśń przeszłości.
Z tamtego pobytu nie pamiętam zbyt wiele. No może pierwsze pocałunki z kolegą z klasy.
Z tamtego pobytu nie pamiętam zbyt wiele. No może pierwsze pocałunki z kolegą z klasy.
Gdy urodzili się moi synowie przyjeżdżaliśmy do Łeby co rok. Patrzyłam jak miasteczko się zmienia. Przez te lata co roku przybywa nowych obiektów wypoczynkowych, turystycznych atrakcji, straganów z pamiątkami, ciuchami i wszystkim co potrzebne do plażowania. Zmian jest wiele, ale wciąż sporo pozostaje tak samo. Nieśmiertelne flippery, cymbergaje i dance machinę. Na przeciwnym biegunie dzikie, ruchome piaski i tajemnicze wyrzutnie V1. Dla każdego coś. No i piękna, pomimo niszczących sztormów plaża. Plaża dla wszystkich!
5 lat temu odwiedzałam bibliotekę miejską. To spotkanie świetnie pamiętam, bo dojechaliśmy w ostatniej chwili, a poza tym udzieliłam dość długiego wywiadu młodemu człowiekowi (chyba licealiście). Był bardzo przygotowany, profesjonalny i zadawał ciekawe, niebanalne pytania...
Rok temu rozpoczynaliśmy #Przytulmy Lato także w Łebie, spędzając tu kilka cudownych dni. I wiecie co? Spotkałam tego młodego człowieka, zaczepił mnie, gdy kupowałam maliny na straganie i przypomniał się. Miłe to było bardzo. Jest już studentem i spełnia swoje marzenia.
#Przytulmy Lato rusza po raz drugi. Wymyśliliśmy ten wakacyjny projekt z Robertem, moim mężem – letnie spotkania z rodzicami z całej Polski w miejscach ich letniego wypoczynku - wczoraj miałam szczęście – po raz drugo z rzędu - zapoczątkować ją właśnie w Łebie i znów w Arenie Słońca.
Jak zawsze w takich sytuacjach mam ogromną tremę, mija zwykle po pierwszych kilku zdaniach, ale jest ze mną zawsze. Wczoraj też była, gdy patrzyłam na rzędy pustych krzeseł zastanawiając się czy zapełnią się wczasowiczami, czy będą pytania, czy wszystko uda się tak jak sobie zaplanowaliśmy.
Arena Słońca to bajkowe w 100% godne polecenia rodzicom z malutkimi dziećmi i przedszkolakami. W środku „areny” wielgachny plac zabaw, wysypany piaskiem. Bezpieczne plastikowe zabawki i fantastyczny zamek. Dla każdego coś ciekawego. Na terenie jest basen z przeciwprądem i brodzikiem, jest ratownik i dużo zabawy w dziecięcym klubiku. Maluchy – bo tych najwięcej, bawią się pod czujnym wzrokiem rodziców.
Obraz dopełnia pyszna kuchnia - tylu surówek to dawno nie widziałam w ofercie dla dzieci w zbiorowym żywieniu.
Spotkałam się z grupą rodziców z różnych miast Polski. Było fantastycznie, choć pod wieczór już chłodno.
Właściciele, sami rodzice trzech synów, dobrze wiedzą czego potrzeba rodzinom na wakacjach. Widać to na każdym kroku, także w świetnie urządzonych pokojach. W obiekcie znajduje się spora sala zabaw, jest tam animatorka a rodzice, jeśli mają taką fantazję dzięki specjalnemu kodowi mogą w pokojach „kontrolować” swoje dzieci, jest bowiem specjalny program w TV.
Dwa dni w „Arenie Słońca” to wspaniały czas. Ale trzeba jechać dalej.
Dziękujemy za zaproszenie i za świetne spotkania. Już wiemy, że za rok tu wrócimy aby tradycyjnie już przytulić lato w Łebie. Zapraszam wszystkich rodziców i dzieci.
Dziękujemy za zaproszenie i za świetne spotkania. Już wiemy, że za rok tu wrócimy aby tradycyjnie już przytulić lato w Łebie. Zapraszam wszystkich rodziców i dzieci.