Lekcja
Riya Sokół
16 września 2014, 09:22·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 16 września 2014, 09:22Nowy rok szkolny, a z nim wraz nowe sytuacje. Pierwszy raz piszę na portalu Mamadu.pl. Pierwszy raz moja młodsza córka poszła do szkoły i pierwszy raz ujrzałam starszą w innym świetle zupełnie. Ale po kolei.
O tym, że moje dzieci chodzą do tak zwanej „Wolnej Szkoły”, (znanej także pod nazwą „Szkoła Demokratyczna”) i czemu tam, pisać na dobry początek nie będę, bo wystraszyć bym nikogo nie chciała. Ale mam dużą chęć opowiedzieć o tym, co się takiego w niej wydarzyło piątego dnia września. Jestem mamą dwóch dziewczynek 7-letniej Nene i 4-letniej Mimi*.
Jeśli miałabym w dwóch zdaniach opisać ich relację, napisałabym: kochają się na zabój i równie mocno się czasem nienawidzą. Jedna drugiej potrafi wyrwać włosy z głowy, ale wyrwie je także każdemu, kto by próbował skrzywdzić siostrę. Wydaje mi się, że przez wzgląd na ich wiek, gdzieś podświadomie, mam więcej oczekiwań od starszej, mimo iż staram się pracować nad tym, aby tak nie było. A sytuacja którą opiszę, spowodowała chyba nieodwracalne zmiany w tym zakresie
Nene do szkoły chodzi już drugi rok. Ma tam swoje przyjaciółki, ulubione czynności, obyte relacje z kadrą. Mimi owszem, zna wszystkich, bo chcąc nie chcąc uczestniczyła w życiu tej społeczności, przyjeżdżając ze mną do szkoły odwieźć lub odebrać Nene lub też spędzała popołudnia wspólnie z Nią i jej gośćmi, gdy po szkole zjeżdżali się wszyscy do nas do domu. Nie mniej, było to uczestniczenie bierne.
Drugiego dnia powiedziałam Nene, że czułabym się bezpieczniej, gdyby ona w tych pierwszych dniach zwróciła uwagę na Mimi i okazała jej odrobinę cierpliwości. Miałam w sobie dużą sprzeczność. Nie chciałam obarczać tym Nene. Nie czułam się z tym dobrze. To nie było jej zadanie i wiedziałam, że czymś podobnym nie obarczyłabym Mimi. Nie mniej poczułam się bezpieczniej w momencie samego wypowiedzenia tych słów, więc ulga przyszła natychmiast.
W piątek, podjechawszy po dziewczynki popołudniu, pod szkołą natknęłam się na A.A., który jest współzałożycielem szkoły, a także częścią kadry. Zapytałam:
Ja: Jak dzisiejszy dzień minął Mimi?
A.A.: Powiem Ci, że nie było jej chyba łatwo. Nene z K. i L. zachowywały się w stosunku do niej bardzo niefajnie, wykluczały ją z zabaw, uciekały jej. Sam byłem trochę w szoku…
W tym momencie poczułam jak ogarnia mnie nawet nie złość, ale wściekłość na Nene.
„Ochrzanię ją. Po prostu ją ochrzanię za coś takiego, przecież ją poprosiłam…!”.
Mówię (mocno minimalizując to, co dzieje się ze mną w środku):
Ja: Gdy to słyszę, mam dużo złości do Nene… Mam ochotę powiedzieć jej, że mi się to nie podoba, a najchętniej ochrzanić ją…
A.A.: Ale czemu? Przecież ona jest małą dziewczynką, która w przepiękny sposób dba o siebie i swoje relacje. Oraz o swój teren. Mimi jest młodsza, tak, ale nie zmienia to faktu, że Nene jest również jeszcze malutka… I uwierz mi, życzyłbym sobie, aby wszyscy umieli tak opiekować się o sobą i swoimi potrzebami jak ona… Przecież chcesz, żeby Twoje dziecko umiało dbać o siebie, gdy czuje się zagrożone, tak?
Ja: …..yyyyy…. (czuję jak cała złość rozpływa się gdzieś w tym świecącym słońcu)…. No taaaaak…. Wow…. No, o to mi chodzi…
A.A.: Więc Nene może być z siebie dumna, bo świetnie sobie radzi. A Mimi… cóż, chyba my jako kadra mamy większy problem z tą sytuacją niż ona. Ona zawsze wie, co im(tym koleżankom) odpowiedzieć, wie, czego potrzebuje i nawet jak tego nie dostaje, to werbalizuje to jak mało który dorosły człowiek…
Ja:…. Aha…… czyli… czyli…. Ojej, dziękuję. Ale mi dobrze teraz.
Poszłam po dziewczynki. To było kilka minut, które przewaliło we mnie mnóstwo trudnych emocji związanych z zachowaniem starszej córki wobec młodszej. I odmieniło oczekiwania, żeby nie powiedzieć anulowało je I cudownie mi z tym.
*To ich pseudonimy. One potrzebują chwili, aby się przedstawić, więc nie chcę nadużywać ich zaufania. Na razie się zgodziły, abym tu używała tych zdrobnień. Być może wkrótce dadzą zgodę na imiona :)