Kiedy zorientowałem się, że to koniec? Kiedy przyszedł na mejla rachunek za jakiś milion pomidorów w grze o wyścigach ślimaków. Po pierwszym szoku i rozmowie wychowawczej uszczelniłem dostępy do sklepu z appkami i… zacząłem rozglądać się za nowym tabletem.
Zaczyna się od wysokiego C. To ma być zabawka dla dużych chłopców. Po zakupie nieustannie czyścimy ekran z wyimaginowanych smug, usuwamy każdy pyłek z etui, a w przerwach instalujemy sto aplikacji podnoszących produktywność i (do przetestowania) sto gier. To królestwo dorosłego człowieka, kilkuletnia dziewczynka by tej świątyni nie uszanowała.
To zdanie otwiera bramy piekieł, choć gdy je wypowiadałem na pewno towarzyszyła mi ulga człowieka, który wie, że za chwilę będzie mógł kontynuować bardzo-ważną-rzecz-której-nie-może-przerywać. I rzeczywiście tak było. Przez jakieś siedem minut.
Naturalna konsekwencja kroku poprzedniego. Czasowo nawet bardziej efektywna, bo córka początkowo przed każdym kliknięciem trochę się zastanowi. Niestety, rzecz szybko się zautomatyzuje i to właściciel będzie w tyle, musząc po odpaleniu YouTube’a przekopywać się przez inwazję sugestii „do obejrzenia” w rodzaju świnki Peppy, małej księżniczki czy innych einsteinów. Czas na trochę stanowczości.
To jeszcze nie ten wiek, żeby usłyszeć w odpowiedzi „dlaczego?” i dobrze, bo nie wiedziałbym, co odpowiedzieć. „Oddawaj - to moje?”, „nie lubię, jak ktoś używa moich rzeczy?”, „załatwmy to jak dorośli?”. Znów inwazja się na trochę zatrzyma, ale zaraz nadciągają przytłaczające siły wroga. Ile razy jesteście w stanie wytrzymać piosenkę otwierającą „Smerfy”?
Równie dobrze można powiedzieć „do widzenia”, ale próbuję walczyć („nie biegaj”). To tak jak wołać za gościem, który właśnie odjeżdża twoim samochodem, żeby nie zapominał woskować karoserii. W akcie samooszustwa wierzę, że mam kontrolę nad sytuacją.
Bajki starczają do czasu, aż koleżanka sprowadzi dziecko na złą drogę i pokaże jej, że oprócz oglądania świnki Peppy, można ją jeszcze pokierować, przebrać, pokolorować i ustawić ją na tapecie. – Gry są głupie – próbowałem argumentować, odwracając się od World of Tanks. Problem w tym, że dzieci są bardzo mądre i wyczuwają, kiedy człowiek kłamie. Chyba nic złego się nie stanie, jeśli coś małej ściągnę. W końcu to moja córka. I mój tablet.
Najdobitniejszy moment, kiedy zorientowałem się, że ja to koniec? Kiedy przyszedł na mejla rachunek za jakiś milion pomidorów w grze o wyścigach ślimaków. Po pierwszym szoku i rozmowie wychowawczej uszczelniłem dostępy do sklepu z appkami i… zacząłem rozglądać się za nowym tabletem. Którego w końcu nie kupiłem.