Ostatni plasterek szynki, czyli przestańcie nam wmawiać, że musicie być idealne
Ojciec, którego imienia wypowiadać nie wolno
01 kwietnia 2015, 10:56·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 01 kwietnia 2015, 10:56
Jak to – cholera – napisać, żeby nikogo nie urazić… Może tak: “Drogie Panie, mamy, żony i partnerki – jeśli tylko macie ochotę, to zjedzcie ostatni plasterek szynki (smacznego), nie grajcie z dziećmi w Chińczyka (Wasza strata), bądźcie zmęczone i się nieraz upijcie (na zdrowie)”. Jeśli nie macie ochoty, to tego nie róbcie. Albo właśnie róbcie (obojętne w zasadzie). Ale – proszę – przestańcie sobie i innym wmawiać, że Wam nie wolno, albo nie wypada i że na pewno cały świat będzie na Was krzywo patrzył.
Reklama.
Szczerze? Świat ma to w nosie. Jest XXI wiek, to Wasz wybór. Niektóre z Was uwielbiają przed sobą i innymi zgrywać umęczone dziecięcą i kobiecą rzeczywistością matki i żony. Strasznie “mało mądre” takie narzekanie jest, wiecie?
Ten artykuł to – jak wnikliwi czytelnicy się już domyślili – polemika z TYM artykułem, bijącym na MamaDu rekordy popularności.
Jak ktoś nie czytał, to niech przeczyta. A jak chce to zrobić później, to służę streszczeniem:
Teza autorki (Matka, żona i kłopoty): współczesna kobieta i matka nie chce, ale jest w społeczeństwie zmuszana do bycia osobą idealną, pozbawioną wad, ale również i praw.
Uzasadnienie tezy: bez przejawów społecznego ostracyzmu i pogardy nie wolno kobiecie być sobą, mieć wątpliwości, wolny czas, przestać gotować, nie mieć siły, mieć kochanka i nieraz nie lubić dziecka. I nie wolno jej zjeść ostatniego kawałka szynki w domu oraz wypić końcówki mleka. Postuluje się powołanie Rzecznika Praw Matek.
Podsumowanie: świat pełen jest potężnych i wrogich kobiecie (choć bliżej niezidentyfikowanych) sił, które swój czas poświęcają wyłączenie na pilną obserwację jej (kobiety) zachowań. I wytykają (pewnie brudnymi) palcami każde jej potknięcie oraz narzucają jej coraz to nowe obowiązki. Niewolnica Izaura miała lepiej.
Koniec streszczenia.
Matko, żono i kłopoty! Oraz wszystkie Panie identyfikujące się z artykułem (których nie brakuje sądząc z wpisów i lajków). STOP! Pomyślcie chwilę proszę. Kto tu jest tak naprawdę ważny? Dzieci? Na pewno. Mąż? Miejmy nadzieję. Rodzice? Też.
Naprawdę uważacie, że jak nie będziecie cyborgami to oni przestaną Was kochać i szanować? Będą mieli “zażenowane miny kogoś, kto (...) wymawia to magiczne: „Nie możesz tak robić, przecież teraz jesteś matką".
W 99,9 proc. absurd. Reszta to nielicząca się anomalia, więc pomijam. To banał, truizm i trochę aż głupio pisać, ale wszyscy “naprawdę ważni” kochają Was niezależnie od tego, czy nastawicie (lub zapomnicie nastawić) budzik, pokrzyczycie (lub nie) od czasu do czasu, zagracie (lub nie) w szachy, czy zjecie ten nieszczęsny plasterek szynki (smacznego). To są jakieś tak nieistotne szczegóły, że w ogóle śmiechu warte.
Faktycznie to prawda, że trzeba stać się bardziej odpowiedzialnym, gdy rodzi się dziecko (kolejny banał). To żadna tajemnica – od wieków jest tak samo. I nie dotyczy to tylko matek – tak samo ojców. Dochodzą obowiązki, czasu mniej wieczorami, zmęczenie większe. Ale wcale, ale to wcale nikt (przynajmniej z tych ważnych) nie wymaga od kobiety przecież jakiegoś ideału, wszechwiedzy oraz wulkanów energii. A już na pewno nie jest powodem do ostracyzmu rodzinnego przyznanie się do zmęczenia, czy braku energii. Albo niewiedzy czy bezradności.
Na moją odpowiedzialność zachęcam do głośnego i wyraźnego powiedzenia w dowolnym kierunku i momencie: “ALE– JESTEM–DZIŚ–ZMĘCZONA. ZMĘCZYŁY–MNIE–MOJE–DZIECI. NIE–MAM–SIŁY”. Gwarantuję, że nie czeka Was banicja. Najwyżej mąż poda kieliszek wina. Dlaczego? Bo wszyscy to rozumieją, część ma tak samo, a inni potrafią sobie wyobrazić. No big deal.
A, że jakaś koleżanka z pracy, teściowa lub ktoś tam krytykuje? I co z tego? Na świecie jest siedem miliardów ludzi, zawsze znajdą się tacy, którym coś się nie podoba. Karawana jedzie dalej.
Prawda jest chyba taka, że wiele matek same sobie stawia jakieś nieludzkie wymagania, a na dodatek wmawia sobie i innym straszliwe konsekwencje w przypadku ich nie spełnienia. Po czym zgodnie narzekają, jaki ten świat jest dla nich niesprawiedliwy i okrutny, a one zmęczone, choć nie mogą o tym nawet głośno powiedzieć, ani zjeść ostatniego plasterka szynki (smacznego).
Pojawia się w artykule – a jakże – również wątek mężczyzn. Ci to mają dobrze. Mogą się upić kiedy chcą, mogą zdradzać i nie muszą chodzić na plac zabaw… Tak, jakby esencją rodzicielstwa było chodzenie “po pijaku” za ręką z kochanką starannie omijając z daleka każdą zjeżdżalnię i huśtawkę. Z pozycji eksperta zapewniam, że ojcowie mnóstwo muszą i wszystkiego nie mogą. A pokazywanie zdrady jako wyłącznie męskiego przywileju jest – proszę wybaczyć – obraźliwe dla zdrowego rozsądku. I dla milionów kochających swe żony mężczyzn równocześnie.
Podsumowując i odnosząc się bezpośrednio do artykułu.
Drogie Panie:
1. nie musicie być święte, 2. możecie być zmęczone, 3. możecie się upijać na imprezach jak chcecie, 4. możecie mieć romans (choć to głupie), 5. możecie nie lubić placów zabaw i gier planszowych, 6. możecie mieć wątpliwości i kryzysy, 7. możecie mieć czas tylko dla siebie, 8. możecie nie gotować i nie piec,
oraz 9. możecie dopić do końca mleko i zjeść ostatni plasterek szynki (smacznego).
I jeśli to zrobicie, to nikt nie będzie uważał, że jesteście złymi matkami. Złe matki nie kochają dzieci, biją je, znęcają się psychicznie i porzucają. Szynka (smacznego), zmęczenie i potrzeba własnego czasu nie mają tu nic do rzeczy. Możecie oczywiście myśleć inaczej, ale to już są Wasze myśli, a nie społeczne czy rodzinne oczekiwania.
Jeśli czegoś w artykule: “Jesteś matką i masz swoje życie? Słono za to zapłacisz” brakuje to wyrażonej odrobiny szczęścia z bycia rodzicem. Wiem, że tekst był nie o tym, ale przecież – mimo zmęczenia, kosztów i w ogóle – być rodzicem to najfajniejsza przygoda jaka się może wydarzyć, prawda?
Mój kolega–maratończyk opowiadał mi kiedyś, że ostatnie kilometry każdego maratonu przebiega tylko dlatego, że powtarza sobie w głowie cały czas i w kółko: “oj, jaki ja jestem zmęczony i jakim jestem bohaterem”. Nikt go do biegania nie zmusza, on to lubi. Widzicie podobieństwo?