To się zaczęło dokładnie wtedy, kiedy z potężnym hukiem, wcale nie petard ani korków od szampana, a raczej trzaskania drzwiami i tłuczenia przepięknych ceramicznych wazonów, wypiekanych techniką Raku przez naszych przyjaciół Tratków, rozpadła się nasza wcześniejsza rodzina.

REKLAMA
Jednym słowem, gdy biologiczny tata-muzyk wyprowadził się z domu i poszedł mieszkać w swojej samotni, a nasza Świetna Trójca - Milena, Helena i ja została sama jak palec w domu ogrzewanym tylko kominkiem bez płaszcza wodnego utrzymującego w nocy ciepło.
W te właśnie czarną noc, która nadeszła po smutnym, przepłakanym przeze mnie dniu, przyszła do mojego postmałżeńskiego łóżka Helena i położyła się bezceremonialnie, z miną dość bezczelną i nie znoszącą sprzeciwu na miejscu swojego biologicznego tatusia.
Widziałam kiedyś u mojego byłego profesora Michaela Fleischera, że tak samo zachował się Boogi, jego wspaniały pies, gdy żona profesora wyjechała na kilka dni do Bochum. Pies od razu próbował wskoczyć do łóżka i zająć jej miejsce, zmieniając tym samym swoja pozycje w szeregu. Cwane toto! Sprytne toto! Chytre lisie małe toto - Helena oddawała się praktykowaniu tego procederu każdej nocy, mimo moich prób odprowadzania jej do własnego łóżka. Niestety, o tym nie było już mowy, gdyż sprytna Helena poczuła już co to władza i sprawowanie kontroli nad lekko rozchwianą wówczas emocjonalnie mamusią.
Doszło do tego, że gdy mamusia na moment, w celach niemal terapeutycznych, popadła w romans z dziewczyną (jedną z terapeutek dziewczynek), Hesia postanowiła dalej nie odpuścić, a raz nawet, na widok dziewczyny, krzyknęła radośnie "tata, tata!". Wtedy właśnie zrozumiałam, że tego już za wiele. Że takoje nielzja i podjęłam tysięczną próbę wyprowadzenia Heli z mojej alkowy. Niestety, nieskutecznie! Po kilku dniach od tej akcji, do mojego łóżka wprowadziła się zezowata wówczas Milenka! I spałyśmy sobie we trzy, a czasem nawet we cztery, cisnąć się niemiłosiernie na dwuosobowym łożu. Pamiętam, że spekulowałyśmy wtedy z Anną (tak miała na imię moja jedyna w życiu dziewczyna), czy nie przenieść się do łóżeczek dziecięcych, a małym bestiom nie zostawić już tego naszego...
Romans się skończył, po nim nadszedł czas ascezy i medytacji, żałowania za grzechy (minimalnie!), modlitw i próśb skierowanych do Tego Na Górze, co lubi się z ludźmi czasem brutalnie pobawić w wojny, kataklizmy, epidemie i głody. Próśb o to, by dziewczynki poszły wreszcie do przodu i zaczęły się rozwijać normalnie.
O tym nie będę tu pisać, bo cała nasza niezwykła i przejmująca historia opisana jest przecież na blogu www.uautystek.wordpress.com , do którego Was serdecznie zapraszam (tylko w ten sposób poznacie bowiem naszą historie od samego początku), dość powiedzieć, że kilka lat później zjawił się ktoś, kto nam kompletnie odmienił życie, a z kim to właśnie od trzech lat żyjemy i budujemy naszą rodzinę od nowa, tym razem, zważając by fundamenty były solidne, a nie tylko na inkrustowane freskami sklepienia. Rodzina musi być zbudowana z dobrej cegły z klinkieru i pięknych, klinkierowych dachówek. Tylko wtedy wytrzyma. Zamki z piasku mogą zachwycać, ale tylko przez krótki czas, póki nie zmyje ich fala codzienności, która cofając się w morze z odpływem, zabiera kawałek po kawałku, niszcząc całą tę sztukateryją formę budowli i obnażając nietrwałość zastosowanego budulca.
I choć tym razem, wreszcie użyliśmy do budowy naszej rodziny trwałych, solidnych i pięknych materiałów, i tak Helena znalazła lukę w prawie, ot paragraf zapisany maleńkimi literkami, szanse na falandyzację domowego Prawa ustawionego przez mamę i tatę i znowu wtargnęła do naszego nocnego życia! A już myślałam, że to minęło bezpowrotnie. Że ów fiś, bzik minął! Nic bardziej mylnego! Od trzech miesięcy, Helena, punktualnie, niczym Immanuel Kant przechadzający się codziennie o tej samej porze po Królewcu, zjawia się niczym wariat z rozwianym włosem i w niemal lunatycznej pozie w naszej sypialni, po czym mości sobie gniazdko dokładnie pomiędzy tatą a świrującą już od tego mamusią, wciskając nam niby niechcący łokcie w żebra, żeby pozyskać dla siebie jak największą lebensraum!
I my już sami nie możemy uwierzyć w tę cholerną punktualność i patologiczne przywiązanie do spania z rodzicami. Po co? Na co? Dlaczego?
Gdy tylko tatuś chwyci mamusię za pulchną pupę lub spragniona namiętnych pieszczot pierś, już rozlegają się kroki małego oszołoma-Helusi w korytarzu, już słychać tupot nadciągającego małego barbarzyńcy.
A my za jakiś czas chcielibyśmy jeszcze przecież zajść w ciążę, mieć synka - piłkarzyka albo intelektualistę, ale zachodzimy w głowę, jak mamy to (Go!) zrobić? Przy tej cholernicy Helusi???