Anna: Moja mama pracowała w gimnazjum, ale na uczniów narzekała rzadko. Bo to nie oni są problemem.
List do redakcji
24 marca 2015, 12:42·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 24 marca 2015, 12:42
Reklama.
Piszę, jako dziecko nauczycieli, jako była nauczycielka, jako narzeczona nauczyciela.
Moja mama to nauczycielka biologii, najpierw w podstawówce, a po reformie w gimnazjum. Urlopu na poratowanie zdrowia nie wzięła ani razu podczas kilkudziesięciu lat pracy. Urlopu, który to jest tym wielkim przywilejem nauczycieli. Wielokrotnie w ferie zimowe jeździła do szkoły. Po co? Aby przygotowywać do olimpiad i konkursów swoich uczniów. Miała finalistów i laureatów. Słowo dziękuje słyszała bardzo rzadko, jeśli nie nigdy.
I nie mam tu na myśli tylko podziękowań od rodziców czy uczniów, ale również od dyrekcji. Organizowała wydarzenia biologiczne, ekologiczne, zdrowotne, które ściągały do szkoły lokalną telewizję. Robiła to w tym teoretycznie wolnym od pracy czasie. Nie po to, aby dostać premie, bo w szkole nie ma premii, nie po to, aby awansować, bo w szkole awansuje się tylko do konkretnego pułapu i w wyznaczonym czasie. Nawet nie po to, aby cokolwiek z tego mieć, cokolwiek innego niż satysfakcja. Robiła to, aby przekazywać wiedzę w sposób przystępny, inny, ciekawszy.
Odeszła na emeryturę mówiąc: „mogłabym jeszcze pracować, lubię prace z uczniami, ale te papiery…”. Tak, bo szkoła to obecnie papierologia, nauczyciele są zasypywania stosami dokumentów, dzienników, opinii, które wypełniają w tym swoim wolnym czasie. Pracowała w gimnazjum, ale na uczniów narzekała rzadko. Bo to nie oni są problemem.
Mój tata – wykładowca akademicki, profesor, pasjonat. Pracuje głownie w domu, to prawda. Ale pracuje non stop. Jego praca jest dla niego taką pasją, ze cale dnie spędzał i spędza w swoim pokoju. Poświęca studentom tyle czasu, ile potrzebują. Mimo, że z technologią nie jest za pan brat, to nie widzi problemu w tym, ze studenci piszą do niego maile, wysyłają prace w formie elektronicznej. Idzie do przodu mimo, ze komputery to nie jego bajka. Poza tym publikuje, pisze, sprawdza prace magisterskie, pisze recenzje. Kokosów nie zarabia, ale kocha to, co robi, a to chyba więcej niż pieniądze.
Ja – nauczycielką byłam tylko przez rok. W gimnazjum. Każdy, gdy to słyszy pyta stwierdzając: “ to ciężka praca”. Ja odpowiadam: „tak, ciężka”. Oni mówią: ” ta młodzież w gimnazjum”. Ja odpowiadam: „nie, to nie młodzież. Z młodzieżą pracowało mi się dobrze. Ale praca nauczyciela to praca non stop, praca, która się przynosi do domu i nikt nie płaci za nadgodziny”. W tym momencie rozmowa na ten temat się kończy, bo nikt nie umie odnaleźć się w sytuacji, kiedy nie narzekamy na uczniów, a na system, na papiery. Lubiłam te prace, odeszłam, bo była to umowa zastępstwo. Pracuje już od prawie 2 lat w korporacji. Zupełnie nie moje klimaty. Ale nie wrócę do szkoły. Nie jestem idealistka i wiem, ze trzeba za coś żyć.
Obecnie zarabiam prawie tyle, ale nie wybitnie dużo (mniej niż średnia krajowa), ile mój narzeczony po 15 latach pracy w szkole, z najwyższym stopniem awansu. I są perspektywy na więcej, i nie przynoszę pracy do domu. Wolne popołudnia i weekendy. Uważam, ze mam dużo więcej wolnego teraz, pracując 40-45 godzin tygodniowo niż wtedy, mając 18 godzin lekcji. A nie miałam wychowawstwa i całej masy związanych z tym papierków. Wole w sumie 4-5 tygodni urlopu w wybranym przez siebie terminie niż dwa miesiące w lipcu i sierpniu. Zdecydowanie. I mówiąc o urlopach, bądźmy sprawiedliwi nie porównujmy 2 miesięcy urlopu nauczyciela do 2 tygodni „zwykłego” człowieka. Zwykły człowiek ma 20/26 dni urlopu, czyli od 4 do ponad 5 tygodni. Może nimi dysponować jak chce i kiedy chce. Może tez wziąć urlop bezpłatny, jeśli brakuje mu dni urlopowych.
Mój narzeczony. Poznałam go właśnie w szkole. 15 lat pracy w gimnazjum i liceum, przy okazji była również szkoła podstawowa. Urlopu na poratowanie zdrowia nie wziął ani razu. Przez te 15 lat pracy jeździł z dzieciakami (tak mówi na uczniów, zazwyczaj nawet mówi: moje dzieciaki) na rajdy. Były to wycieczki w góry i do lasów. Jednodniowe, weekendowe, kilkudniowe, tygodniowe, a nawet kilkunastodniowe.
Organizował je sam, jeździł własnym samochodem, za własne pieniądze i na własną odpowiedzialność. Jest historykiem, wiec wycieczkom towarzyszyły opowieści o historii danych miejsc, poszukiwanie zapomnianych cmentarzy w lesie. Przez 15 lat organizował czas wolny młodzieży, dzięki czemu zamiast siedzieć przed komputerem w długie weekendy, ferie, wakacje, mogli zobaczyć kawałek Polski. Czasem zabierał ich na koncerty czy regionalne wydarzenia kulturowe. Opiekował się młodzieżą w czasie, który cały czas jest tak wypominany nauczycielom. I nikt mu za to nie płacił. Robił to z własnej woli, bo kochał to i tak chciał żyć.
Zdarzało się, ze sam płacił za biedniejszego ucznia, który chciał się z nim zabrać. Jego podopieczni, już, jako dorosłe osoby wracają do tamtych miejsc, jeżdżą w nie z kolegami, ze swoimi miłościami. Zaszczepił w nich ducha podróżnika. Jego uczniowie zapraszają go a śluby, odwiedzają w szkole, piszą smsy i dzwonią chwaląc się sukcesami. Nigdy nie oczekiwał podziękowań, rzadko tez je dostawał. Brał odpowiedzialność za te dzieciaki, dzięki niemu rodzice mogli mieć wolny weekend, ale nieczęsto podchodzili do niego odbierając dziecko z rajdu, aby po prostu docenić, ze robi to, co robi.
Mój narzeczony jest wyjątkowy, ale to nie znaczy, ze jest wyjątkiem. Wielu nauczycieli w taki czy inny sposób poświęca swój czas, często również pieniądze. Bo nauczanie to ich pasja. Pracując w szkole poznałam M., która organizowała m.in. warsztaty fotograficzne w szkole i poza nią, poznałam D., która angażowała się w konkursy językowe. Poznałam tez wielu, którzy może nie poświęcali tyle swojego „wolnego czasu” uczniom w tak oryginalny sposób, co podani wyżej, ale wykonywali swoje obowiązki najlepiej jak umieli, przygotowywali ciekawe lekcje, pomoce naukowe.
Nie chce przedstawiać nauczycieli, jako grupę idealną, wybitną, acz pokrzywdzoną. W każdej grupie społecznej, zawodowej, towarzyskiej są osoby, które się nie sprawdzają. Tylko, dlaczego to na nich opieramy się pisząc o nauczycielach. Czemu nie opiszemy czasem tych właśnie nauczycieli z pasja, czemu ich nie docenimy i tym samym nie wzmocnimy pozytywnie ich jakże nieocenionych zachowań?
Denerwuje mnie, irytuje i smuci nagonka na nauczycieli. Bo czytam i słucham tych wszystkich opinii siedząc w domu na kanapie, po pracy. A mój narzeczony? W pokoju obok sprawdza klasówki, wypełnia dzienniki, wypisuje arkusze uczniów, przygotowuje klasówki i kartkówki. W swoim wolnym czasie. Rzadko wyjeżdżamy gdzieś na weekendy. Dlaczego? Bo wyjazd oznacza zaległości w papierkach. Bynajmniej nie moje. Dwa miesiące wakacji? Tak, w najwyższym, a co za tym idzie najdroższym sezonie. W sezonie, w którym nauczycielskiej rodziny nie stać na wyjazd za granice. Wyjazd, który jest o polowe tańszy poza sezonem. Ale poza sezonem nauczyciel nie ma urlopu. Jasne, nie trzeba jechać za granice. Ale w Polsce tez wszystko jest droższe w sezonie.
Chciałabym pojechać nad morze w listopadzie, w góry we wrześniu. Bo jest mniej ludzi i taniej. To są oczywiście mało istotne rzeczy, na które nikt by nie narzekał, gdyby zawód nauczyciela nie był tak niedoceniany zarówno pod względem finansowym, jak i społecznym. W tym momencie jest to praca, która nie jest szanowana przez nikogo, której zakres obowiązków jest znany tylko nauczycielom i ich rodzinom, bo nikt nie wierzy, ze klasówki się nie układają i nie sprawdzają same, w której każdy dodatkowy wysiłek i inicjatywa nauczyciela są niezauważane, bo tak wygodniej, bo to nie wpasowuje się w schemat.
I ostatnia myśl. Większość nauczycieli odda z chęcią kartę nauczyciela, której tak im zazdrościmy, aby dostać w zamian 40 godzinny tydzień pracy, płatne nadgodziny, premie, własne biurko, komputer, drukarkę, ksero i inne narzędzia pracy, które w firmach są dostępne za darmo, warunki w szkole, aby spędzać tam te 40 godzin, a przede wszystkim w końcu święty spokój. Anna – córka nauczycieli, narzeczona nauczyciela, była nauczycielka
Nauczyciele, Rodzice, Uczniowie - piszcie o swoich doświadczeniach na skrzynkę kontakt@mamadu.pl