Agata: Uwielbiam pracować z młodzieżą - szczególnie z tymi demonizowanymi gimnazjalistami
List do redakcji
29 marca 2015, 15:03·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 29 marca 2015, 15:03Witam serdecznie!
Artykuł "Współczuje wam Nauczyciele" poruszył temat, o którym mogłabym rozmawiać bez końca.
Dlaczego? Bo dotyczy mnie bardzo mocno, pomimo tego, że nigdy nie pracowałam jako nauczyciel.
Studiowałam i ukończyłam filologię polską. Studia były jakie były - kilkoro wykładowców z pasją, reszta "byle odwalić swoje". Teraz już nie ma to znaczenia. Wszystko co było naprawdę ważne przyszło samo - doświadczenie, którego nie można się nauczyć na wykładach. Brzmi to może arogancko, ale nikt nie nauczy jak sprawić, żeby młodzież cię szanowała, lubiła, akceptowała. A ja to mam. Wiadomo nie da się, żeby wszyscy cię kochali, nie trafisz do wszystkich. Wiem jednak, że potrafię porozumieć się nawet z tymi "opornymi" - nie jest to łatwe, ale gdyby było to nie słuchalibyśmy tych wszystkich historii.
Uwielbiam pracować z młodzieżą - szczególnie z tymi demonizowanymi gimnazjalistami. Wiadomo są grupy, które sprawią, że nawet anioł nie wytrzyma. Są dzieciaki tak wredne i źle wychowane, że człowiek dostanie rozstroju żołądka na samą myśl o pójściu do pracy. W większości jednak uczniowie byli powodem, dla którego miałam ochotę iść na praktyki, wstawałam rano i z uśmiechem leciałam do szkoły, po praktykach do pracy, a wieczorami robiłam to o czym często nauczyciele zapominają - poznawałam to co interesowało moich uczniów.
W czasie praktyk w gimnazjum obejrzałam wszystkie 3 części "High school musical", oglądałam klipy na YouTube, przeczytałam "Zmierzch" i inne okropieństwa. I nigdy, PRZENIGDY nie powiedziałam jak bardzo mi się to nie podobało. Nie nabijałam się z Bibera, nie stwierdziłam, że tylko idiota lubi to czy tamto. A na lekcjach często dawałam przykłady z tego co polecali m uczniowie. Efekt? Zainteresowali się "oporni", słuchali tego co mówię, nawet okropna gramatyka nie była już taka wstrętna. Polecali mi to co ich interesowało i zaskakiwali mnie faktem, że przychodzili i mówili, że sami poszukali na YT tego o czym im mówiłam (lekcja "Kto to jest Grzegorz Turnau" do dziś jest dla mnie wyjątkowym wspomnieniem).
Prz tych wszystkich miłych rzeczach naoglądałam się niestety jak system niszczy takie osoby jak ja. Biurokracją, numerowanymi lekcjami, kwestią "zdążyć na czas z materiałem", rodzicami "jak-moja-córka-mógła-dostać-tróję". Opiekunka moich praktyk jest wspaniałym pedagogiem i wystawiła mi rewelacyjną opinię z praktyk. A potem wzięła mnie na bok i poradziła, żebym do pracy w szkole poszła tylko w ostateczności. Z moim podejściem do uczniów nie "wyrobię się" z całym programem i będę miała kłopoty. Po 5 latach nauczania będę innym człowiekiem - bez tej pasji. I to nie niegrzeczni uczniowie mnie zniszczą tylko system, biurokracja, dyrektorzy, którzy chcą być jak najwyżej w słupkach. Faktem, że muszę "przepchnąć" do następnej klasy największego głąba, bo "spadochroniarze" źle wyglądają w statystykach, albo "głąb" ma TATUSIA (mamę, wujka itp.)
Posłuchałam jej i nigdy nie szukałam pracy w szkole. Miałam taką możliwość, bo jeszcze w czasie studiów dostałam pracę w bibliotece. Moja biblioteka (Dąbrowa Górnicza) jest bardzo postępowa. Prowadzę tam zajęcia - od literackich, przez... właściwie wszystkie.
I nie uważam tego za ucieczkę w łatwiejsze. Dlaczego? Bo wiedza jest dostępna wszędzie i dla każdego, ale miłość i pasję nie tak łatwo znaleźć. Przeciętnemu nastolatkowi trudno jest wyjść poza to co mu się serwuje na tacy. W szkole jest literatura, kino, od wielkiego dzwonu może teatr. Sport. A reszta? Balet, opera, muzyka, i tysiące innych sztuk, zajęć, o których uczniowie właściwie nigdy się nie dowiedzą?
I najbardziej pokrzywdzeni nauczyciele ze wszystkich - ci od niewdzięcznych nauk ścisłych. Pędzą z materiałem, bo muszą "się wyrobić" i nie mają czasu na dokładne wytłumaczenie, na powtórki, eksperymenty, na zabawę nauką. Uczniowie widzą nudę, a niejeden nauczyciel to właśnie taki pasjonat, który potrafiły zaczarować ich młode umysły. I to często świetne umysły - wiele razy się nad tym zastanawiałam - ile wybitnych naukowców straciliśmy dlatego, że system goni? Zamiast ciekawych, magicznych lekcji, mamy tony materiału, z którym trzeba przeć do przodu.
Naprawdę wolę, żeby jeden temat był na 3 lekcjach i zainteresował chociaż jednego ucznia. Jak ktoś złapie "bakcyla" to sam poszuka dalszej wiedzy będzie chciał doczytać. A znudzony uczeń i tak wszystko zapomni. Kto pamięta czego się nauczył z fizyki w podstawówce? Ilu rodziców miało problem kiedy dziecko przyszło do nich po pomoc, a oni ze wstydem musieli odmówić pomocy, bo nie pamiętali absolutnie nic z chemii?
Podsumowując - dajmy nauczycielom być pasjonatami. Ciekawa lekcja sprawi, że niesforni uczniowie zainteresują się tym o czym pedagog opowiada. Nie jest to lek na całe zło, ale naprawdę uważam, że wiele by naprawiło.
Pozdrawiam i życzę owocnej walki o umysły naszych dzieci
Agata Z.