
Tradycyjnie z wrześniowego wyjazdu na wieś przywiozłyśmy sporo niezwykłych prezentów od rodziny - cukinie, grzyby, ogórki kiszone, jajka od szczęśliwych, biegających po trawie kur (moja babcia każdą kurę karmi inaczej, do każdej coś mówi), ziemniaki, cebulę i dynie. Oczywiście nie jedną dynię. Worek pełen dyń. Duży worek. Taki worek, do którego gospodarze podczas wykopków pakują ziemniaki. Rodzina na wsi, to jest w ogóle niesamowita sprawa. Nie dość, że mają zupełnie inne podejście do codziennych spraw, żyją porami roku, to jeszcze potrafią cieszyć się naprawdę małymi rzeczami. I to jest wspaniałe. Pamiętam, że gdy byłam dzieckiem i rodzice zamiast w nocy spać, stali w kolejkach po kurczaki czy inne ówczesne delikatesy, to każdy wyjazd na wieś był świętem plonów. Przywoziliśmy ziemniaki, jajka, cielęcinę, czasem było świniobicie. Kiedyś wieźliśmy te dary, bo sklepy były puste i w mieście niewiele było. Teraz jedzenie w mieście jest, ale wciąż wolimy to od cioci czy babci ze wsi. Ze wszystkich darów ziemi staramy się przygotować coś smacznego. Tym razem padło na dynie.
BABECZKI DYNIOWE
Pomoc rodziców: piekarniki, blender
Czas przygotowania: ok. 1 godziny
POTRZEBUJECIE:
½ szklanki cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/3 łyżeczki soli
½ łyżeczki cynamonu
1 jajko
¾ szklanki mleka
1/3 szklanki oleju
1 szklanka purée z dyni (1 mała dynia)
możecie dodać garść rodzynek
maliny
biała polewa
fioletowy lukier
listek mięty do ozdoby
DO PRACY:
2. Miksujemy wszystkie składniki, oprócz purée z dyni i rodzynek, do uzyskania gładkiej masy.
3. Dodajemy purée z dyni i rodzynki, dokładnie mieszamy.
4. Ciasto przekładamy do foremek
5. Pieczemy około 25 minut w temperaturze 200 st. C.
6. Babeczki smarujemy białą polewą i układamy maliny. Całość skrapiamy fioletowym lukrem.
