ręcznie robiona biżuteria:)
ręcznie robiona biżuteria:)

Wychowanie bliźniąt, budowanie przyjaźni, rozwój zawodowy i naukowy przeplatane z upadkami, potknięciami i nierzadko utratą wiary w człowieka – wszystko to spowodowało, że bardzo długo nie miałam ani czasu, ani natchnienia, by napisać kilka słów refleksji dla Was, drogie mamy, a właściwie dla Was – drodzy rodzice. Brzmi znajomo? Myślę, że dla każdego z nas, żyjącego w społeczeństwie konsumpcyjnym i poddającemu się, czasem mimo woli, zjawiskowi macdonaldyzacji życia społecznego. Jednak nagle moje niebotycznie wysokie szpilki zostały zatrzymane podczas sprintu przez nieprzewidywalnego koronawirusa. Jak ja się w tym odnajduję? Nazywam to moją drogą pokory.

REKLAMA
Już kiedy kilka miesięcy temu przeczytałam książkę Yuval Noah Harari pt. „Homo Deus. Krótka historia jutra”, byłam przerażona tym, w jakim kierunku zmierza nasz świat, a raczej – w jakim kierunku podążają ludzkie pragnienia. Wielkie korporacje i wpływowi ludzie robią wszystko, by stać się „bogami”, by za wszelką cenę osiągnąć nieśmiertelność i „szczęście”.
Kiedy jednak nasz świat nagle dopadła pandemia koronawirusa, znaleźliśmy się w rzeczywistości, której wcale się nie spodziewaliśmy, a już na pewno nie byliśmy na nią gotowi. Pandemia ta, co ważne, dopadła nas wszystkich niezależnie od tego, jaki mamy status społeczny, czy jesteśmy na liście „Forbesa”, czy mamy tyle pieniędzy, że dopadają nas pokusy, by kolonizować Księżyc.
Nie byliśmy na taką sytuację gotowi jako ludzie, którzy wszystko mają na wyciągnięcie ręki i chcą coraz więcej, a potrzeby prawdziwych relacji przestają mieć już dla nich priorytetowe znaczenie. To nie jest oczywiście zarzut do nikogo – po prostu nasz świat tak się rozwija, że mamy łatwy dostęp do wszystkiego i ciężko na wszystko pracujemy, jednak mam wrażenie, że zgubiliśmy po drodze coś najcenniejszego, czyli pokorę i wdzięczność.
Jakże często wybrzmiewały mi w ciągu ostatnich lat słowa księdza Jana Twardowskiego: „Mali ludzie rozmawiają o rzeczach, przeciętni o ludziach, a wielcy o przeżyciach duchowych”. Sama się wielokrotnie łapałam na tym, że rozmawiam o innych ludziach czy o rzeczach, jednak moja wiara, ewangelia towarzysząca niemal codziennie nie pozwalała mi zapomnieć, że najważniejsi są dla mnie ludzie i ich emocje.
Nie chcę brnąc dalej w wywody na temat przyczyn tego stanu ani snuć teorii, a skupię się na tym, abyśmy zdali sobie sprawę, że ta sytuacja może nas czegoś nauczyć, daje nam niezwykłą możliwość, abyśmy byli bliżej siebie niż kiedykolwiek, abyśmy skupili się na prawdziwych potrzebach naszych, ale także naszych bliskich, abyśmy uporządkowali swoje sprawy, bo za jakiś czas wrócimy do dawnej rzeczywistości, ale już od nas zależy, czy wrócimy umocnieni i „lepsi” także dla samych siebie.

Nowa rodzicielska rzeczywistość

Oczywiście skutki pandemii dla każdego z nas są inne: jednych dotyka bezpośrednio śmierć bliskich, inni zmagają się z utratą pracy i utratą źródeł utrzymania, jeszcze inni muszą zamykać firmy, które niejednokrotnie budowali całe życie. Są też ludzie samotni czy starsi, dla których spacer czy pójście do kościoła były jedyną formą kontaktu z drugim człowiekiem. Są też tacy jak ja, czyli samotne matki, ojcowie czy rodzice, którzy nadal są aktywni zawodowo, nierzadko są jedynymi żywicielami rodziny, a teraz w „nowej rzeczywistości” muszą stale zajmować się dziećmi, jednocześnie zdalnie wykonując pracę. Z moich obserwacji wynika, że staramy się wspierać siebie nawzajem i kreatywnie podchodzimy do tego, jak radzić sobie w nowej sytuacji. W mediach społecznościowych, które są naszym dobrem technologicznym, pojawia się wiele materiałów z pomysłami na wspólne spędzanie czasu. Ja postanowiłam, że wsłucham się w potrzeby moich córek i że w końcu zrobimy razem rzeczy, na które do tej pory nie miałyśmy czasu albo robiłyśmy je w pośpiechu, a teraz możemy się im oddać ze spokojem, skupiając się na wzajemnych potrzebach i emocjach.
Babeczki, naleśniczki i dobre uczynki
Zaczęłyśmy od selekcji ubrań i zabawek. To była doskonała okazja, by znaleźć jakiś wspólny cel. Nasz był jeden: podzielić się zabawkami i ubraniami z tymi, którzy tego potrzebują. Moje córki bardzo chętnie zaangażowały się w zwykłe prace domowe jak sprzątanie czy gotowanie, a ja nie musiałam się skupiać w końcu na tym, że przecież obiad czy ciasto trzeba upiec jak najszybciej, bo czas jest taki cenny. Nigdzie nie musiałyśmy się spieszyć, wszystko było robione precyzyjnie, a kuchnia i owszem na początku była brudna, ale w końcu to zaczęło się wydawać takie nieważne. Efekty wspólnego tygodniowego gotowania były takie, że któregoś ranka moje bliźniaczki obudziły mnie, podając mi śniadanie do łóżka z przekazem: dziękujemy, że możemy robić to, czego pragniemy wspólnie z Tobą.
Roztańczone ogrodniczki
Wiosna była dla nas naturalnym czasem na wspólne spacery, bieganie i jazdę na rowerze. W nowej rzeczywistości musiałyśmy nauczyć się aktywnie spędzać czas w domu. Naszą enklawą okazał się taras, a w chłodniejsze dni po prostu duży pokój. Zaczęłyśmy razem ćwiczyć i tańczyć, a nawet poświęciłyśmy pół dnia na przebieranki ciuchów z mojej szafy. Emocje towarzyszące moim córkom zapamiętam do końca życia.
Później przyszedł czas na porządkowanie tarasu. Trudno oddać wyłącznie słowami to, z jakim zapałem dziewczynki ścierały starą farbę z mebli ogrodowych, a potem nakładały nową, czy to, z jakim zaangażowaniem rozsypywały ziemię do kwiatów i pomidorków. Ale najcenniejsze było dla mnie, że mogłam u moich córek zobaczyć samą siebie, moje cechy, empatię, której ich uczę. Nagle zorientowałam się, że to, ile poświęcam im czasu, owocuje i jest widoczne w takich trudnych sytuacjach.
logo
Mama nauczycielką
Fakt, że musiałam w ciągu dnia zajmować się pracą, ale także odrabiać z dziećmi lekcje, był dla mnie najcenniejszą lekcją pokory i wdzięczności. Wielu z was dziś doświadcza, jakie to trudne pogodzić te dwie sprawy, ale ja też osobiście doświadczyłam tego, jak trudno jest być nauczycielem i jaki ogromny wpływ mają także oni na wychowanie naszych dzieci. Przyznaję – nie miałam świadomości, że to jest tak trudny zawód. Moja mama zawsze była dla mnie wzorem, ale teraz podziwiam ją za to, jakim była nauczycielem i jaka jest dla moich córek, bo bez jej pomocy w tym trudnym okresie byłoby mi trudno wszystko pogodzić.
Oczywiście przez te kilka tygodni jeszcze bardziej wyjaskrawił się system pracy i nauki moich bliźniąt, ale też uświadomiłam sobie, jak ważne jest, by traktować je indywidualnie i skupiać się osobno na każdej z nich. Teraz miałyśmy tak dużo czasu, że z powodzeniem mogłyśmy odrabiać lekcje przez pół dnia. A jakież one były szczęśliwe, że robią to wszystko ze mną... I wiecie co? Wcale nie byłam zmęczona po kilku godzinach snu, bo przecież wiadomo, że pracę odłożyłam na noc...
Wierszyki, teatrzyki i śpiewanie
Nic tak nie kształtuje wrażliwości jak sztuka pod każdą postacią. Nie braknie zatem w naszym repertuarze wspólnego czytania, recytacji, teatrzyków, gry na gitarze czy śpiewania. To, co dla mnie najcenniejsze z tego okresu, to fakt, że wspólnie przeczytałyśmy moją ukochaną książkę „Oscar i Pani Róża” Erica-Emmanuela Schmitta. Polecam każdemu, bo to kolejny krok na drodze do pokory.
Kiedy piszę ten tekst, nie ma moich córek obok, bo są ze swoim tatą i wiem, że też umacniają relacje. Bardzo za nimi tęsknię i mam wiele obaw o ich zdrowie. Ale wiecie, na co czekam? Na nasz kolejny wspólny „domowy” tydzień, bo nasz dom i emocje w nim panujące to nasza oaza i prawdziwe szczęście, a wszystko wokół jest tylko dodatkiem, bez którego potrafimy się obejść.
logo
Drodzy Rodzice, wykorzystajmy ten czas zamknięcia w czterech ścianach, by naprawdę być bliżej siebie, by tworzyć w naszych mieszkaniach prawdziwy Dom.
Ps. Jestem daleka od szerzenia defetyzmu a mój wrodzony optymizm i wiara w człowieka podpowiadają mi, że będziemy ze sobą więcej rozmawiać także o przeżyciach duchowych