„Niech Kościół nie wtrąca się w sprawy państwa" apelują najmądrzejsi. A ja, przeciętna obywatelka, żona, matka proszę – niech oni się odwalą od wszystkiego. Naszego seksu, miłości, dzieci.
Znane polskie miasto. Piękna niedziela, sporo turystów. W Katedrze trwa msza, to rocznica urodzin mojej nieżyjącej babci, proszę męża, żebyśmy zostali. Katedra jest piękna, atmosfera też, piękny śpiew, skupieni ludzie. Emocje, które rzadko odczuwa się na co dzień. Do momentu, w którym ksiądz zaczyna kazanie. O małżeństwie. Czego się dowiaduję. Kobieta powinna być strażniczką domowego ogniska. Mężczyznę da się ujarzmić i oswoić (?!). Wtedy będzie kochał, i będzie wierny. Przy frazie: „Powinna czekać z zupą" ciągnę męża za rękaw. Wychodzimy. Co mnie złości? Niech sobie ksiądz myśli, że kobieta powinna czekać z zupą. Ale On mówił też inne rzeczy. Że zdrowa rodzina to mężczyzna, plus kobieta, plus dzieci. Nie, nie jedno. Więcej. Że obowiązkiem rodziny jest powoływać nowe życie, a rezygnacja z tego to egoizm. Jest mi bardzo przykro, że można komuś prać tak mózg. Tym bardziej przykro, że niestety nie zaszłam w drugą ciążę, choć bardzo chciałam. Ale halooo, starałam się o ciążę tylko metodami naturalnymi. Trochę się więc gubię.
Dlaczego nie usłyszałam kazania o nadziei, przebaczeniu, zmianach, pokoju? Dlaczego nie wyszłam uduchowiona, spokojna, tylko zła. Zamiast spokoju i miłości jest szerzenie jedynej słusznej prawdy o życiu. Już się nie dziwię, że tylu katolików jest ciągle wkur….
Ktoś powie: W świątyni opatrzności ksiądz może mówić to, co uważa za słuszne. Przerażające, ale okej. Prawda jest jednak taka, że duchowni wpychają się nam do domów, łóżek, brzuchów, macic. Że krzyczą do mnie z ekranu telewizora, z gazet, uważają, że mają prawo wpływać na rząd. Potępiają polityków, którzy zgadzają na in vitro, odmawiają im komunii świętej, żądają publicznej zmiany zdania.
Rodzina
Anna pisze: Byłam ostatnio świadkiem na ślubie. O czym mówił ksiądz podczas kazania? Że homoseksualizm to zaburzenie. A legalizacja związków homoseksualnych to upadek. I zło. Grzmiał z ambony przed zakochaną w sobie parą. Miałam ochotę rzucić wszystko i wyjść. Co to za moment, by siać nienawiść.
Inna, singielka, wspomina: – Słucham, że bycie samemu to ułomność. Bo człowiek musi być z kimś. Jestem świeżo po rozstaniu i słyszę, że singiel to człowiek bezradny, nie potrafiący być blisko. Wychodzę, płaczę. Płaczę, bo to ja zostałam porzucona pół roku temu, nie mogę się pozbierać i nawet w kościele nie mogę znaleźć ukojenia.
W wyszukiwarkę wrzucam hasło: „Kościół a sprawy rodzinne". Na jednej ze stron: „Jezus Chrystus – oto tajemnica szczęśliwego małżeństwa i jedności. Musimy w to uwierzyć, inaczej nie będziemy szczęśliwi". Jedna z internautek pisze: „Co mam zrobić, żeby mój mąż się nawrócił? On nie chodzi do kościoła, nie wierzy w Boga". Jedna z odpowiedzi: „Trudno budować rodzinę w takiej sytuacji. Bardzo współczuję".
Najgorsze, że tym się zaraża dzieci. „Ciociu, geje to zboczeńcy, wiesz?" mówi ośmiolatek. „Ale kochanie, to nieprawda, skąd to Ci przyszło do głowy" pytam. Ośmiolatek, z dumą: – Ksiądz na religii mówił. Mój syn, teraz już dziewięciolatek też przyszedł któregoś dnia do domu – z przedszkola (!)zasmucony: „Martwię się o Ciebie. Ksiądz powiedział, że na pewno zabiłaś mojego brata lub siostrę, bo to jest dziwne, że masz tylko mnie."
Dlaczego puściłam dziecko na religię skoro mam negatywne podejście do kościoła? Dlatego, że miał bardzo wierzącą nianię. I tego chciał. Myślałam, że pozna tam historię chrześcijaństwa, że będzie słuchał o Biblii. Słuchał, tak. Ale nie tylko, jak widać.
Seks
Znajoma z zaprzyjaźnionego forum pisze. „Odeszłam z kościoła, bo wciąż słyszałam, że seks to zło. Ksiądz wciąż nam to mówił". „Ale jaki seks to zło?" dopytuję. Milczenie. Drążę „Ale analny, oralny, pozamałżeński?". Odpowiedź: „Zwariowałaś? Jaki analny. Każdy seks to zło. Seks nie prowadzący do urodzenia dziecka". „Nie wierzę" piszę. „Przysięgam. To słyszałam. I że nie wolno połykać spermy, ani jej marnować, bo to jest marnowanie życia". Znajoma pisze: "Czarę goryczy przelało, gdy powiedziałam, że stosuję antykoncepcję hormonalną z powodów zdrowotnych". Ksiądz: „A czy to przypadkiem nie jest twoja ucieczka przed posiadaniem dziecka?", „Proszę księdza, ja jestem chora", „Ech, wy kobiety i wasze preteksty".
Co jest najbardziej obruszające? Obruszające jest zakłamanie. Mój mąż pochodzi z miasta, w którym jest słynny polski zakon. Zna wielu księży. Na porządku dziennym są romanse księży, stosunki seksualne, często homoseksualne, prowadzenie mszy po alkoholu, upijanie się wieczorami do nieprzytomności, wyciąganie od wiernych pieniędzy. Księża zwierzają się bliskim, jeśli sami w tym nie uczestniczą, opowiadają o tym.
Kiedyś byłam na wywiadzie w jednym z męskich seminariów. Młodzi księża wykonywali przy mnie ruchy kopulacyjne, oblizywali się, podrywali fotografa, z którym przyjechałam. Oni nawet tego nie ukrywali. Seks był wszędzie. „Kocham się pieprzyć", powiedział mi jeden z nich.
Koleżanki z zaprzyjaźnionego forum piszą: „Nie zawsze tak jest, są cudowni księża, pamiętaj o umiarze, takim tekstem łatwo zranić". W porządku, zgadzam się. Przyznaję, znam cudownych księży. Między innymi Ojciec Ksawery Knotz, który pisze o seksie i udziela nauk małżeńskich. Jest cudowny i mądry. Znam księdza Wojciecha Lemańskiego (jaka szkoda, że władze kościelne się na nim nie poznały) i wielu innych księży, od których emanuje spokój i prawdziwa wiara.
I wiecie co? Żaden z nich nie mówił źle o in vitro, gejach, o tym ile powinniśmy mieć dzieci. Mówili o tolerancji, przebaczeniu i zrozumieniu. Przy każdym czuło się spokój. I siłę. Zasada jest chyba prosta. Masz w sobie miłość – inni też jej doświadczają.
Tymczasem takich księży coraz mniej. I coraz więcej ludzi odchodzi z kościoła.
Kto Was będzie potem finansował, Drodzy Biskupi? Te pary, które stać na in vitro? Ci ludzie, którzy żyją w konkubinacie, czy może Ci po rozwodzie. Albo single. Ups. Ale Wy sobie nie zadajecie za dużo pytań, prawda?